W samorządach

NIE zazdroszczę Warszawie

Warszawa łaskawym okiem patrzy tylko na siebie, Trójmiasto i na Dolny Śląsk, inne regiony nie mają dla niej znaczenia – mówi „Wspólnocie” prezydent Krakowa prof. Jacek Majchrowski.

Rozglądam się po pańskim gabinecie i nie widzę komputera.

Nie mam, nie używam. Jakbym miał, to musiałbym co chwilę na maile odpisywać, a tak robią to moi ludzie (śmiech).

 

Czasy takie, że nawet moja 8-letnia córka nie może się obyć bez internetu. Jak pokazałem jej drukowaną encyklopedię, zapytała: to tego nie ma w sieci?

A ja mam 3-letnią wnuczkę, która jak ma ochotę obejrzeć bajkę to przychodzi do żony, czyli swojej babci, i tłumaczy jej przy komputerze: tu się wpisuje tytuł, a teraz trzeba nacisnąć ten klawisz. Wie pan, dostałem czytnik książek, e-booka, nawet próbowałem na tym czytać, ale jakoś nie mogę się przyzwyczaić. Dla mnie normalna książka to książka papierowa.

 

Ma pan sporo czasu na czytanie. Gdy szedłem przez rynek, słyszałem wokół siebie język angielski, niemiecki, francuski, nawet włoski. Turyści ściągają do Krakowa z całej Europy. Z drugiej strony zgarnia pan co roku nagrody dla miasta przyjaznego biznesowi. Czego więcej trzeba? Zapewne przychodzi pan do pracy na dziesiątą, zasiada wygodnie w fotelu, zaciąga się cygarem, spojrzy przez okno na szczęśliwych ludzi i zabiera za lekturę książek.

Żeby ci ludzie byli szczęśliwi to ja muszę przychodzić na siódmą. Kiedyś pewien redaktor postanowił opisać mój dzień pracy. Zastrzegł, że chce tu spędzić cały dzień. No to się umówiliśmy na 7.15. Przyszedł i siedział. Uczestniczył we wszystkich spotkaniach i naradach. Biedny, nie mógł wytrzymać.

 

I co?

Miał oczy okrągłe oczy ze zdziwienia, że to tak wygląda. Spotkanie za spotkaniem. Setki dokumentów. Do wieczora. Ale opisał to bardzo rzetelnie.

 

Wspomniał pan o komforcie życia. Sprawdziłem w lokalnych gazetach, na co najczęściej skarżą się krakusi. Wyszło mi, że na niebezpieczne skrzyżowania, tłok w autobusach, brak miejsc parkingowych. Typowe bolączki dużego miasta.

Uściślijmy: czytając gazety, dowiedział się pan, co złego o mieście sądzą dziennikarze, niekoniecznie sami mieszkańcy. Ja o dziennikarzach nie mam najlepszego zdania. Prawdziwych dziennikarzy można policzyć na palcach jednej ręki, a i tak są w redakcjach sekowani, powoli odsuwani. Ja dosyć dobrze wiem, na co się ludzie skarżą. Dawniej na to, że miasto jest brudne. Ale zmieniliśmy sposób sprzątania i negatywne głosy przycichły. Oczywiście zdarza się w niedzielny czy poniedziałkowy poranek, że kosze na śmieci są przepełnione, po większych imprezach to normalne. Część mieszkańców skarży się na hałas. Ale jeśli ktoś decyduje się mieszkać przy Rynku, musi mieć świadomość, że to miejsce nigdy spokojne nie będzie. To kwestia wyboru. Jak ktoś marzy o ciszy, może kupić sobie działkę pod miastem. Ja też uciekłem z bloku, wybudowałem sobie dom w spokojnym miejscu, ale jednak w Krakowie. Jako starszy człowiek z miasta bym się już nie wyprowadził, chcę mieć szybki dostęp do lekarzy i szpitali tutaj na miejscu (śmiech).

 

Gdy ktoś przeniesie się na peryferia, będzie oczekiwał sprawnej i szybkiej komunikacji.

Jakiś czas temu przyszedł do mnie naczelny krakowskiego dodatku do dużej gazety i mówi: „Myśmy zawsze narzekali na komunikację w Krakowie. Ale byłem oddelegowany na trzy miesiące do Warszawy. Jak wróciłem, to jak pan zauważył, złego słowa o krakowskiej komunikacji nie napisaliśmy”. Taka nasza natura, zawsze uważamy, że gdzieś jest lepiej, dopóki tego nie sprawdzimy. Kraków ma najnowocześniejszy tabor w Polsce, działa linia autobusowa w całości obsługiwana pojazdami elektrycznymi. Wszystkie pojazdy, które kupujemy, spełniają normy emisji spalin Euro 6, są niskopodłogowe i klimatyzowane. Ale z tą klimatyzacją jest tak, że latem pasażerowie piszą listy, że jest im w autobusach za zimno, ale jak klimatyzację wyłączymy, to piszą, że za duszno.

 

Jakby mieli metro, może by mniej narzekali.

Metro trzeba budować tak, żeby było opłacalne. Muszą być zapewnione odpowiednie przewozy. Jeszcze w latach 70. przeprowadzono w Krakowie badania i wyszło, że jedyna sensowna linia metra to z centrum miasta do Huty Lenina. Ale tam wtedy pracowało 40 tys. ludzi. Teraz pracują trzy tysiące, czyli inwestycja nie bardzo się kalkuluje. Ponieważ mieszkańcy w referendum w 2014 roku powiedzieli, że metra chcą, zlecona została koncepcja, która ma odpowiedzieć na pytania o przebieg linii oraz koszty i opłacalność. Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem dla Krakowa jest szybki tramwaj i my taką linię systematycznie budujemy, ona znakomicie rozładowuje ruch, bo ma wydzielone torowisko. Nie ma sensu budować metra dublującego linie tramwajowe. Ludzie mówią: no tak, ale można połączyć obrzeżne dzielnice. Ale kto będzie jeździł z jednej sypialni do drugiej? Ruch w mieście rozkłada się gwiaździście. Poza tym co z tego, że zbudujemy podziemną kolejkę, skoro potem trzeba ją utrzymać. Z tego, co wiem Warszawa do metra dokłada 170 mln złotych rocznie. U nas wyszłoby ze 100 milionów. I wtedy musielibyśmy mieszkańcom powiedzieć: nie mamy już pieniędzy na remonty ulic i inne równie potrzebne rzeczy.

 

Może warto to ludziom uświadomić i zapytać w referendum, czy zgodziliby się samoopodatkować na metro.

To możliwe tylko teoretycznie. Jakby powstał taki projekt wybuchłaby afera, że miasto chce ściągać pieniądze z biednych, podniosłyby się głosy, że ktoś mieszka tam, gdzie metro nie dojedzie, więc po co ma płacić.

 

A może Warszawa, mam na myśli rząd, dorzuciłaby się do waszego metra. Na razie stolica nie patrzy na was przychylnie. Do Krakowa nie ma dobrej ekspresówki, dziury na drogach takie, że strach jechać...

Bo Warszawa pod względem rozwiązań drogowych i infrastrukturalnych łaskawym okiem patrzy tylko na siebie, Trójmiasto i na Dolny Śląsk. Czasami może jeszcze trochę na Śląsk. Inne regiony nie mają dla niej znaczenia.

 

Cały wywiad do przeczytania w najnowszym, 13. numerze „Wspólnoty”.

TAGI: prezydent miasta, polityka miejska,

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane