Ile pieniędzy można utopić w Wiśle?

Wisła to duża rzeka. Utopiono w niej już grube miliony, a pewnie nawet miliardy złotych na niepotrzebne projekty techniczne i inwestycje. Widać, że są ambitne plany, aby dalej topić w niej miliardy z naszych podatków. To są właśnie te pieniądze, których samorządom brakuje na budowę dróg, wodociągów, kanalizacji, dofinasowanie szkół i szpitali i na setki innych potrzeb ważniejszych niż wiślańska droga wodna.

 

Na zdjęciu: Śluza na zaporze we Włocławku. Fot. Wikipedia

Mieszkańcy Płocka i Wyszogrodu przeżywali niedawno chwile grozy, kiedy to na Zbiorniku Włocławskim tworzył się zator lodowy, a wezbrana woda zaczęła zalewać przedmieścia Płocka. Na szczęście, w porę przyszła odwilż, flotylla lodołamaczy ruszyła do akcji, kra zaczęła spływać i o sprawie wszyscy szybko zapomną. Może jednak warto przypomnieć kilka niewygodnych faktów o zaporze na Wiśle we Włocławku, burzących ten niemal sielankowy obrazek pełnej kontroli człowieka nad żywiołem?

Fakt pierwszy i najważniejszy: wbrew temu, co często można usłyszeć, zapora (tzw. stopień wodny) we Włocławku nie ma żadnego znaczenia dla ochrony przed powodzią. Nie dość, że nie wpływa istotnie na spłaszczenia fali powodziowej w przypadku wiosennych i letnich wezbrań (tych, które powstają w Wiśle po stopnieniu śniegu lub po ulewnych deszczach na południu Polski), to sam stopień wodny Włocławek stwarza poważne zagrożenie zimowymi powodziami zatorowymi. Ściślej, zagrożenie to tworzy wypłycająca się strefa cofki Zbiornika Włocławskiego. Takie zimowe powodzie nie powstają na swobodnie płynącej Wiśle, tylko właśnie na Zbiorniku Włocławskim. W 1982 roku potężny zator na Zbiorniku spowodował zalanie ponad 2 tysięcy gospodarstw. Lodołamacze nie miały żadnych szans na usunięcie zatoru, bardzo blisko było wówczas do podjęcia decyzji o zbombardowaniu zapory we Włocławku, aby zlikwidować narastające zagrożenie.

Tak długo, jak będzie istniał Stopień Wodny Włocławek, podobna historia może się powtórzyć – zagrożenie powodziami zatorowymi nie zniknie. Jakie jest zatem rozwiązanie? Bardzo proste, o którym wiadomo już od dwudziestu lat: zlikwidowanie piętrzenia wody na zaporze Stopnia Włocławek oraz odtworzenie koryta swobodnie płynącej rzeki w czaszy Zbiornika Włocławskiego. Rozwiązanie to jest najtańszym i najbardziej korzystnym środowiskowo sposobem definitywnego rozwiązania zagrożeń, jakie stwarza starzejący się zapora i Zbiornik Włocławski.

Przekonująco wykazała to analiza przeprowadzona przez zespół polskich inżynierów i ekonomistów, opisana już w roku 2001 w opracowaniu „Studium kompleksowego rozwiązania problemów stopnia i zbiornika Włocławek. Prognoza skutków społeczno-ekonomicznych i środowiskowych”. Sama betonowa i ziemna konstrukcja zapory – po zlikwidowaniu urządzeń piętrząc wodę – mogłaby pozostać i dalej służyć jako przeprawa mostowa.

 

Rozbiórka starych zapór

Likwidacja starzejących się zapór, takich jak Włocławek, to nie są mrzonki ekologów. Na świecie usunięto już blisko 2000 budowli piętrzących wodę, w tym zapory kilkakrotnie wyższe niż Stopień Włocławek. American Society of Civil Engineers (Stowarzyszenie Amerykańskich Inżynierów Hydrotechników, odpowiednik polskiego Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Wodnych i Melioracyjnych) rekomenduje kilka podstawowych sposobów likwidowania zapór, które z powodzeniem można będzie zastosować do zlikwidowania Stopnia Włocławek w taki sposób, żeby w niewielkim stopniu naruszyć zalegające w czaszy zbiornika osady zanieczyszczone ściekami przemysłowymi z czasów PRL. Rozwiązaniem nabrzmiewającego „problemu Stopnia Włocławek” w roku 2008 zajmowała się Krajowa Komisja Ocen Odziaływania na Środowisko (KKOOŚ), która w swojej opinii zaleciła zbadanie wariantu polegającego na likwidacji piętrzenia i rekomendowała zatrudnienie specjalistów posiadających doświadczenie w zakresie likwidacji wielkich zapór. Można ich znaleźć we Francji, w Hiszpanii, a najwięcej w Stanach Zjednoczonych, które przodują w likwidowaniu starzejących się zapór. Między innymi dlatego, że w USA zapory są głównie własnością prywatną, zatem o ich przyszłości decyduje prosty rachunek ekonomiczny: nie opłaca się remontować, taniej jest rozebrać. U nas jest inaczej – większe budowle piętrzące są własnością Skarbu Państwa, a to oznacza, że prosty rachunek strat i korzyści rzadko kiedy się liczy. Nie dziwi zatem, że zalecenie KKOOŚ o zbadaniu wariantu likwidacji Stopnia Włocławek zostało zignorowane. Zamiast tego dalej forsowane są pomysły budowania za miliardy złotych kolejnego stopnia wodnego na Wiśle, który ma podpiętrzyć wodę, aby „podpierać” zaporę Stopnia Włocławek, która spowodowała erozję dna rzeki poniżej. A to w końcowym efekcie zagraża stabilności Stopnia.

 

Kolejny stopień wodny? Bez sensu

I tu drugi niewygodny fakt: pomimo silnej erozji dna Wisły poniżej Stopnia Wodnego Włocławek, zapora nie jest zagrożona katastrofą budowlaną i nie ma żadnej potrzeby budowy kolejnego stopnia wodnego na Wiśle dla „podpierania” Stopnia Włocławek! W latach 2013–2015 ze środków Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko, za ok. 115 mln zł sfinansowano realizację zadania o nazwie „Poprawa stanu technicznego i bezpieczeństwa powodziowego Stopnia Wodnego Włocławek – Projekt POIS.03.01.00-00-012/11”, dzięki czemu – jak stwierdził zarządzający obiektem, czyli Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej (RZGW) w Warszawie – nastąpiła poprawa stanu technicznego obiektów Stopnia Wodnego Włocławek. Gdyby było inaczej, oznaczałoby to, że 115 mln zł ze środków unijnych (oczywiście z polskim wkładem własnym) zostało niewłaściwie wydanych. Jednak nawet jeśli przyjmiemy, że dla zapewnienia trwałego bezpieczeństwa Stopnia Wodnego Włocławek rzeczywiście konieczne jest podniesienie poziomu zwierciadła wody w Wiśle poniżej stopnia do optymalnej rzędnej, to osiągnięcie tego celu wcale nie wymaga budowy kolejnej zapory zlokalizowanej aż 40 km poniżej stopnia Włocławek (np. w Siarzewie). Taki sam efekt podniesienia poziomu wody i „podparcia” Stopnia Włocławek może być osiągnięty poprzez budowę niewielkiego progu piętrzącego położonego w odległości kilkuset metrów poniżej zapory stopnia Włocławek. Co jeszcze ważniejsze, próg pełniący funkcję podniesienia poziomu zwierciadła wody poniżej stopnia Włocławek do optymalnego poziomu istnieje już od wielu lat – został wykonany przez RZGW w Warszawie. Jak widać, ten próg to drobny szczegół, który nie przeszkadza w upartym powtarzaniu mitu, że Stopień Włocławek koniecznie trzeba „podeprzeć” nową zaporą na Wiśle – stopniem wodnym w Siarzewie, który ma kosztować 2,2–3,4 mld zł (w praktyce, jak w przypadku wszystkich państwowych inwestycji hydrotechnicznych, pewnie co najmniej dwukrotnie więcej, świeży przykład to Przekop Mierzei Wiślanej).

Oczywiście usłyszymy powtórzone po raz enty mity, np. że stopień wodny w Siarzewie będzie spłaszczał falę powodziową, ale już nie usłyszymy, że podobnie jak Stopień Włocławek będzie generował ryzyko powodzi zatorowych. I trzeba to jasno powiedzieć mieszkańcom okolicznych miejscowości. Usłyszymy natomiast, że budowa kolejnej zapory na Wiśle ma ułatwić lodołamanie. Jest w tym pewna logika: najpierw za kilka miliardów złotych zbudujemy zaporę i zbiornik zaporowy, dzięki czemu powstanie zagrożenie zatorami lodowymi, których wcześniej tu nie było, a do zwalczania tych zatorów trzeba będzie kupić 6 lodołamaczy po 17 mln zł każdy. Usłyszymy też, że nowa zapora w Siarzewie będzie generowała energię odnawialną, ale już nie usłyszymy, że energia wodna jest wprawdzie odnawialna, ale nie jest ekologiczna. Nie usłyszymy również, że tę samą ilość energii odnawialnej można wyprodukować w tym rejonie Polski alternatywnymi, mniej szkodliwymi dla środowiska metodami: łącząc inwestycje w energetykę solarną, wiatrową i w biogazownie oraz uzyskując w ten sposób wielokrotnie więcej lokalnych miejsc pracy niż dałaby hydroelektrownia. Ostatnio usłyszeliśmy natomiast, że zapora w Siarzewie ma być elementem wiślańskiej drogi wodnej, a w szerszym kontekście – częścią międzynarodowych dróg wodnych na 1200 km największych polskich rzek, których budowa (w ramach wymaganej przez Unię ekologizacji transportu w Polsce) ma kosztować łącznie ponad 200 mld zł! Nie usłyszymy natomiast, że Unia wcale nie wymaga od Polski budowy międzynarodowych dróg wodnych i nie da na nie pieniędzy, ani tego, że te same towary, co barkami, można przewozić bardziej ekologicznie i znacznie szybciej zelektryfikowaną koleją, intensywnie modernizowaną za unijne pieniądze w ostatnich latach. Dla przypomnienia, całkowita długość sieci kolejowej w Polsce to 18 tys. km. 

 

Zbyt dużo demagogii

Często jako korzyść z budowy zbiorników zaporowych w Polsce uważa się stworzenie miejsc wypoczynku i rekreacji. Jednak teraz, zimą i wiosną, zapominamy, że ze zbiornikami nie jest tak, jak byśmy chcieli, a latem podnosimy alarm, obserwując na sztucznych zbiornikach „zakwity wody”. Są to masowe pojawy sinic, które nie tylko zagrażają jakości wody, ale eliminują, ze względu na ich toksyczność, sztuczny zbiornik jako miejsce rekreacji. Powtórzę to, co już pisałem na łamach „Wspólnoty”: w Polsce buduje się zbiorniki w celach rekreacyjnych, a nie gospodarczych. Buduje się je po to, aby ktoś, najczęściej miejscowy polityk, zrealizował swój – niepoparty racjonalną analizą – pomysł na pozostawienie po sobie pomnika.

Demagogię uprawia się dla „ciemnego ludu”. Będzie ponowne opowiadanie bzdur, że Unia Europejska daje pieniądze na ochronę przeciwpowodziową i trzeba budować zbiorniki zaporowe, niszcząc naturalną i darmową retencje dolinową. Dla mnie jest jasne (i poparte wiedzą, którą posiadają hydrolodzy), że przyjdzie woda stuletnia, 500-letnia, a może nawet 1000-letnia i rzeka odbierze swoje niszcząc dorobek całego życia niejednego mieszkańca. W „biednych” Stanach Zjednoczonych już dawno dostrzeżono problem, że tereny zalewowe trzeba oddać rzece, rozebrać wały, usunąć zabudowę, bo to się po prostu nie opłaca. U nas odwrotnie, tkwimy w dawnym przeświadczeniu „czyńcie sobie ziemię poddaną”, przywołując nawet świętych i manipulując ich słowami – polecam „wierzącym” lekturę autorstwa Tomasza Pollera „Bóg, człowiek, natura – problematyka ekologiczna w nauczaniu Jana Pawła II”. Może zrozumiemy, co pisał na ten temat Wielki Polak.

Czy dalej będziemy budować kolejne zbiorniki zaporowe po to, aby ktoś popływał sobie na łódce, a ktoś inny zrobił intratny interes? Dlaczego nie wykorzystujemy tych zasobów które już są? Przecież mamy wspaniałe Mazury, tam jest mnóstwo zbiorników, naturalnych, których budowa nic nas nie kosztowała, utrzymanie również, przecież tam jest miejsce na rekreację, tam są „Zielone Płuca Polski”. Przecież tam mogą zarobić na swoje utrzymanie mieszkańcy Mazur, dla których turystyka ma być motorem napędzającym gospodarkę i podstawą egzystencji.

Jako samorządowiec ponowię pytanie, do wszystkich, dla których dobro tego kraju wyrażone w artykuł 5 Konstytucji ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie: „Rzeczpospolita Polska (...) zapewnia wolność i prawa człowieka i obywatela oraz bezpieczeństwa obywateli (...) oraz zapewnia ochronę środowiska kierując się zasadą zrównoważonego rozwoju”.

Wisła to duża rzeka. Utopiono w niej już grube miliony, a pewnie nawet miliardy złotych na niepotrzebne projekty techniczne i inwestycje. Widać, że są ambitne plany, aby dalej topić w niej miliardy z naszych podatków. To są te właśnie pieniądze, których brakuje samorządom na budowę dróg, wodociągów, kanalizacji, dofinasowanie szkół i szpitali i na setki innych potrzeb ważniejszych niż wiślańska droga wodna. I nie przywołujmy rządowych programów wsparcia dla samorządów, bo „dno” tych decyzji jest dla nas samorządowców jasne. Może, jak rzekł klasyk, „ciemny naród to kupi”, ale nie każdy wójt, burmistrz, prezydent.

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane