Rozmowy Wspólnoty W samorządach

Związek Miast Polskich zbyt mocno się upolitycznił

Od siedmiu lat obserwuję działalność związku i mam wiele spostrzeżeń dotyczących jego stronniczości politycznej. Do tego brakuje wymiernych efektów jego pracy – mówi burmistrz Łukowa Dariusz Szustek. – Myślę, że wcześniej czy później doprowadzi to do rozpadu ZMP jako organizacji niewiele już znaczącej. Bo nikt nie będzie się chciał wiązać z czymś tak słabym.

Podczas ostatniego Zgromadzenia Ogólnego Związku Miast Polskich uzupełniano dwa wakaty w zarządzie związku. Jeden z nich na mocy porozumienia należał do Warszawy…

I nikt tego nie kwestionował.


Drugi natomiast zwyczajowo należał się partii politycznej, w tym przypadku PiS. Jednak wybory wygrał kandydat PO, prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. Jak pan ocenia tę sytuację?

Kuriozalna historia. Złamano utarty od dawna obyczaj, który do tej pory był przestrzegany przez wszystkich. Rok temu mieliśmy wakat, który akurat przypadał PSL-owi. Musieliśmy wtedy zaczekać z wyborami, aż PSL przedstawi kandydata i wtedy został on wybrany. Tak powinno się stać także tym razem, bo wakat był po ustępującym członku zarządu delegowanym dwa lata temu przez PiS. Stało się inaczej. Teraz zastanawiamy się, czy warto być członkiem takiej organizacji.
 

Prezydent Jaśkowiak wyraźnie zaznaczył, że trzeba odrzucić zasadę apolityczności, bo do tej pory związek działając jako organizacja apolityczna nie był w stanie osiągać swoich celów.

Wierutne bzdury. Związek nigdy nie był apolityczny, bo nawet burmistrzowie, którzy formalnie nie należą do partii politycznych, mają swoje przekonania i tę czy inną opcję w jakiś sposób wspierają.
 

W oświadczeniu ZMP, które zresztą publikowaliśmy we „Wspólnocie” zamiast edytorialu, prezes związku pisze, że burmistrzowie i prezydenci mają swoje preferencje, ale związek zawsze był organizacją apolityczną.

A ja to między bajki włożę. Od siedmiu lat obserwuję działalność związku i mam wiele spostrzeżeń dotyczących stronniczości ZMP. Wystarczy przypomnieć ostatnie wybory prezydenckie i kampanię prezydenta Komorowskiego na Zgromadzeniu Ogólnym ZMP oraz innych organizacji samorządowych. W wyniku takiego stosunku do poprzednio rządzącej opcji na zwyczajne zgromadzenia ZMP rząd przysyłał już nawet nie drugi, a trzeci garnitur urzędników, a im bliżej było wyborów, tym ranga reprezentantów rządu rosła. Po wyborach znowu przyjeżdżały mało znaczące osoby.
 

Z pańskiej wypowiedzi wynika, że związek nie ma siły przebicia, że nikt w rządzie nie musi się z nim liczyć.
Tak. Myślę, że tak jest. To powoduje, że wymiernych efektów jego działalności nie ma zbyt wiele. Nie posunę się do tego, by powiedzieć, że nie ma żadnych, ale na pewno nie ma ich dużo. Ot, spotkamy się, posłuchamy prelekcji i wystąpień, ktoś zabierze głos, ale to nie przekłada się na konkretne rozstrzygnięcia prawne.

 

Działacze związku twierdzą, że cała praca dotycząca legislacji odbywa się w Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego i tam starają się forsować korzystne rozwiązania. Doroczne zjazdy służą wyborom, podsumowaniom itp.

Niemniej podczas tych zjazdów przynajmniej raz do roku powinny być dyskutowane problemy w obecności kompetentnych i odpowiednio umocowanych przedstawicieli rządu. Wracając do kwestii wyborów do zarządu ZMP – niepisane zasady reprezentacji powinny być dochowywane, bo jeśli się na coś umawiamy, szanujmy to. Gdybym ja był na miejscu prezydenta Jaśkowiaka, nie wystartowałbym z szacunku dla zasad, ale najwyraźniej on ma inne wartości.
 

Burmistrzowie i prezydenci będący członkami PiS byli wzburzeni złamaniem zasad, a trzy miasta już wystąpiły ze związku…

To prawda. Prezydent Jaśkowiak nie ukrywa swoich poglądów i robi wszystko, by działanie obecnego rządu deprecjonować. A teraz dostał jeszcze poparcie związku. Jak mówiłem, związek nigdy nie był apolityczny, ale teraz staje się jawnie opozycyjny.

 

Jakie będą skutki takiego działania?

Myślę, że wcześniej czy później doprowadzi to do rozpadu ZMP jako organizacji już niewiele znaczącej. Bo nikt nie będzie się chciał wiązać z czymś tak słabym.

 

Mówił pan, że rozważacie wystąpienie Łukowa ze Związku Miast.

Na razie decyzji nie ma, są rozmowy i ocena sytuacji. Jeśli jednak sprawy będą szły w dotychczasowym kierunku, pewnie taką decyzję podejmiemy. Bo nie jestem przekonany, że interesy miast powiatowych, takich jak moje, są przez związek reprezentowane.

 

To, co stało się na zgromadzeniu ZMP, działo się w pewnym kontekście. Kilka dni wcześniej odbyło się bardzo liczne zebranie samorządowców – prawie 1600 osób – w proteście przeciwko planowanym przez rząd zmianom...

...ale nie pojawił się dotąd żaden rządowy dokument, żaden projekt. Owszem, były wypowiedzi niektórych polityków, którzy wyszli przed szereg, ale to żaden konkret polityczny, a tym bardziej prawny. Robienie problemu na podstawie doniesień prasowych to duża przesada. Przecież zamiar ograniczenia liczby kadencji organom wykonawczym gmin oznacza sporo problemów konstytucyjnych i bez konkretnych zapisów nie sposób ocenić, czy to jest w ogóle możliwe bez zmiany konstytucji. A dzisiaj jej zmiana w parlamencie jest praktycznie niemożliwa.

 

To prawda, ale to postawiło was – burmistrzów i prezydentów z PIS – w głupiej sytuacji, bo musieliście się tłumaczyć za tych polityków.
Rzeczywiście, było to niezręczne, bo wypowiadał się w tej sprawie jako o pewnym zamiarze wiceprzewodniczący sejmowej komisji samorządu terytorialnego, poseł Grzegorz Woźniak z PiS. To niepotrzebnie podgrzało emocje. Ale to nie zmienia faktu, że żadnego projektu ustawy nie było i nadal nie ma, a związek powinien odnosić się do faktów, nie pogłosek.

 

Pytanie na koniec: jaki jest pański osobisty stosunek do ewentualnej zmiany prawa wyborczego i ograniczenia liczby kadencji organom wykonawczym gmin?

Uważam, że jeśli ograniczać liczbę kadencji organom wybieralnym, to powinno dotyczyć to wszystkich, także Sejmu i Senatu. Należałoby też wtedy wprowadzić wybory bezpośrednie marszałków województw oraz starostów. Te pomysły z prawem wyborczym dotykają czegoś, co akurat najlepiej działa, bo reforma samorządowa to najbardziej udana z polskich reform. Poza tym, gdybyśmy mieli wprowadzać dwukadencyjność, to po pierwsze, nie w trakcie pełnionych kadencji, bo przepisy nie powinny ograniczać praw wstecz. Po drugie, każdy, kto działa w samorządzie, wie, że jeśli wójt czy burmistrz miałby mieć do dyspozycji dwie kadencje, to trzeba je wydłużyć, aby mógł zrealizować program wyborczy. Ale w ogóle nie jestem zwolennikiem pomysłu, by ograniczać czynne i bierne prawa wyborcze w gminach.

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane