Rozmowy Wspólnoty

Reforma finansów samorządowych potrzebna natychmiast

O pracach nad nowym systemem zasilania budżetów JST, przestarzałych i nieefektywnych rozwiązaniach podatkowych oraz permanentnym braku pieniędzy na wydatki bieżące opowiada Eugeniusz Gołembiewski, burmistrz Kowala, wiceprezes Unii Miasteczek Polskich, członek Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.

Mamy za sobą pięć miesięcy nowego roku. W ubiegłych latach samorządowcy narzekali na stan finansów gminnych, a na co dziś narzeka burmistrz Kowala?

Mam ambiwalentne odczucia. W tym momencie prowadzę ważne dla naszego miasteczka inwestycje i mogę z satysfakcją powiedzieć, że nigdy wcześniej tak licznych inwestycji w Kowalu nie było. Kilka dni temu oddaliśmy do użytku piękną halę sportową, o którą zabiegałem dwadzieścia lat, myślę tu również o ośmiu obecnie budowanych bądź modernizowanych ulicach, a niebawem ogłoszę przetarg na modernizację i rozbudowę stadionu miejskiego. Można by rzec, że mamy pełnię samorządowego szczęścia, ale to tylko część prawdy. Chodzi o finansowanie wydatków bieżących. W mojej ocenie problemy samorządów w tym zakresie zaczęły się wraz z polityką dawnej minister edukacji Anny Zalewskiej, która w praktyce zmuszała samorządy do przekazywania coraz większej części dochodów własnych na utrzymanie oświaty. W przypadku Kowala subwencja oświatowa była wystarczająca do 2016 r, obecnie zmuszeni jesteśmy dokładać 2 mln zł. Najbardziej niekorzystne zmiany dla naszych finansów nastąpiły jednak wraz ze zmianami stawek i kwoty wolnej PIT i wprowadzaniem hojnych ulg podatkowych, a dla nas PIT jest głównym źródłem dochodów budżetowych. Obliczyliśmy, że wskutek tego tracimy obecnie 2 mln zł rocznie, co oznacza, że w tym roku zamiast sześciu milionów mamy tylko cztery, a do tego trzeba jeszcze dodać skutki inflacji. Żeby być uczciwym muszę powiedzieć, że od poprzedniego rządu otrzymywaliśmy rekompensaty: 1,7 mln zł w 2023 r., 2,88 mln w 2022 r. i 600 tys. zł w 2021 r. Mówiąc to mam oczywiście pełną świadomość, że podział dodatkowych środków dla JST był niesprawiedliwy, zwłaszcza dla dużych miast, a nadmiernie korzystny dla tych gmin wiejskich, które straciły na zmianach w podatku PIT kilkaset tysięcy rocznie, a dostawały rekompensatę kilka razy wyższą. Obecny rząd dał samorządom subwencję rozwojową w wysokości 3,3 mld zł, z której my otrzymaliśmy jedynie 226 tys. zł, więc trudno mówić, że są to pieniądze na rozwój, nawet w tak małej gminie jak Kowal. Odpowiadając zatem wprost na pytanie o minione pięć miesięcy muszę powiedzieć, że poprzedni rząd, który jest sprawcą finansowych problemów samorządów, poczuwał się do odpowiedzialności i przekazywał dodatkowe pieniądze, co było szczególnie korzystne dla małych, wiejskich samorządów. Dzisiaj sytuacja wszystkich samorządów jest bardzo trudna, bo oprócz strat w udziałach w PIT szybko rosną nam wydatki między innymi wskutek podwyżek płacy minimalnej i w całej sferze budżetowej. W tegorocznym 40-milionowym budżecie Kowala dzięki dotacjom rządowym mamy kilkanaście milionów na inwestycje i 5,6 mln zł deficytu, w tym aż 3 mln zł na sfinansowanie podstawowych wydatków bieżących. Jeśli nie dostaniemy dodatkowych środków, będę musiał przeznaczyć przychody ze sprzedaży składników majątku nie na planowaną spłatę zobowiązań z tytułu obecnych i wcześniejszych inwestycji, ale na wydatki bieżące. A tak być nie powinno.

 

Być może wzorem poprzedniego rząd zapewni gminom w drugiej połowie roku jakieś środki.

Z moich rozmów ze zorientowanymi w sprawie urzędnikami Ministerstwa Finansów wynika, że tam nikt na razie nie myśli o dodatkowym wsparciu dla gmin w tym roku. Być może czekają na sprawozdania półroczne i wtedy podejmą jakąś decyzję, gdy zobaczą, jak fatalna jest sytuacja finansów samorządowych.

 

Jednym ze sztandarowych zobowiązań nowych władz była podwyżka wynagrodzeń dla nauczycieli. Podwyżki zarządzono, a co z pieniędzmi?

Przekazane środki pokryły mniej więcej 90 procent naszych wydatków z tytułu podwyżki, więc to nadal nie jest to, co powinno być. Ale jeśli porównać obecny okres z minionym, to za rządów PiS do obligatoryjnych wydatków bieżących na oświatę z roku na rok dokładaliśmy więcej. Wspomniałem już, że do 2016 r. do pokrywania bieżących kosztów oświaty starczała nam subwencja oświatowa. Obecnie dokładamy ok. 2 mln zł, czyli 25 proc. dochodów własnych, licząc z subwencją wyrównawczą. Mówiąc o wydatkach oświatowych warto też podkreślić skutki pogarszającej się sytuacji demograficznej. W Kowalu mamy tylko jedną szkołę i widać to jak na dłoni. Jeszcze niedawno nasze klasy liczyły po 25 uczniów, a dziś są takie, w których uczniów jest zaledwie czternastu. To oczywiście rzutuje na wysokość subwencji i będzie pogłębiało problemy finansowe.

 

Opublikowane niedawno przez NIK raport i przez Ministerstwo Finansów „Biała księga. Stan polskich finansów publicznych 2016–2023” podkreślają osłabienie finansów samorządów, wskazując na stronniczość poprzedniego rządu. Jak to wyglądało w Kowalu?

Uczestniczyłem w panelu ekspertów NIK, kiedy podano zatrważające dane, że na koniec 2023 roku 58 proc. samorządów, głównie gmin, nie miało wystarczających środków na wydatki bieżące. W skali kraju deficyt w wydatkach bieżących JST wynosił wtedy ok. 7 miliardów złotych. Poprzedni rząd prowadził politykę wspierania inwestycji w gminach wiejskich i mniejszych jednostkach miejskich, w rezultacie której małe gminy otrzymały więcej środków inwestycyjnych niż kiedykolwiek wcześniej w historii, a traciły duże i średnie miasta. Trzeba uczciwie powiedzieć, że dodatkowe transfery rządowe w pewnym stopniu rekompensowały samorządom uszczerbek w dochodach z PIT, zwłaszcza w gminach wiejskich. Nie było jednak żadnej pewności co do kwot przekazywanych w trakcie roku budżetowego z Ministerstwa Finansów, a o skarbnikach zaczęto mówić, że wykonują zawód podobny do wróżbitów. System finansów samorządowych został rozmontowany.

Taka polityka miała niewiele wspólnego z samorządnością, bo wprawdzie na prowincji kreowany był rozwój, zwiększały się inwestycje, ale równocześnie pojawił się klientelizm. Żartowano, że wójtowie i burmistrzowie powinni zaopatrzyć się w nakolanniki, by wystarczająco uprzejmie prosić o pieniądze. Uważam, że stronniczości w finansowaniu gmin być nie powinno, choć osobiście nie miałem powodów do narzekania, bo moje ubieganie się o środki nie wymagało ode mnie koneksji politycznych. Rozwój samorządów powinien jednak opierać się o przewidywalne dochody własne.

 

Poprzedni rząd trafił na trudne czasy. Pandemia, wojna, do tego podjęto program obniżania podatków dla mieszkańców. To rozchwiało system finansów, ale jednak zdawano sobie z tego sprawę i mówiono już wtedy o nowej ustawie o dochodach JST.

Brałem udział w kilku zainicjowanych przez poprzedni rząd spotkaniach poświęconych nowej ustawie. Byłem także inicjatorem dwudniowego spotkania strony samorządowej KWRiST z kierownictwem Ministerstwa Finansów, które odbyło się w marcu ubiegłego roku u mnie w Kowalu, ale nic z tego nie wynikło. Wtedy i dziś zabiegamy m.in. o prostą decyzję rządu – o partycypację samorządów w nowej formie zryczałtowanego podatku PIT dla przedsiębiorców, który w stosunku do stanu poprzedniego przynosi samorządom ubytek dochodów na poziomie kilkunastu miliardów złotych rocznie.

 

Na jakim etapie są obecnie prace nad nowym ustrojem finansów samorządowych? Jak z perspektywy KWRiST wygląda współpraca z Ministerstwem Finansów?

Cieszy, że w spotkaniach nad założeniami nowej ustawy osobiście uczestniczy minister finansów Andrzej Domański. Uważnie słucha, o czym mówimy. W odróżnieniu od wielu ważnych urzędników nie przegląda w trakcie spotkania zawartości smartfona. Przedstawione nam założenia przewidują, że PIT i CIT nadal będą głównym źródłem zasilania finansowego. Udział samorządów nie będzie oparty na procencie od rzeczywistego ich wykonania, ale od przychodu obliczonego przed kwotą wolną, zwolnieniami i ulgami, które ostatnio były hojnie przyznawane. To obiecujące rozwiązanie, ale jego użyteczność będzie zależeć od tego, jaki procent przychodu, zwłaszcza z PIT, otrzymają samorządy. Ten procent nie został jeszcze określony, a od tego zależy wszystko.

 

Udziały w PIT są głównym źródłem dochodów budżetowych miast, ale niezwykle ważną rolę pełnią też podatki i opłaty lokalne, głównie podatek od nieruchomości. Czy są już jakieś propozycje zmian w tym zakresie?

Mamy zapowiedź spełnienia jednego z postulatów Unii Miasteczek Polskich, aby w Ministerstwie Finansów został reaktywowany departament podatków i opłat lokalnych. Za poprzedniego rządu został on zlikwidowany, a potrzeba jego funkcjonowania jest oczywista, bo w przestarzałym systemie podatków lokalnych jest wiele absurdów, takich jak choćby trzy różne stawki za garaże, nieracjonalna jednakowa stawka za grunty pozostałe na wsi i w mieście itd. Niejednokrotnie mówiłem o tym na łamach „Wspólnoty”, w parlamencie i posiedzeniach KWRiST. Podatek od nieruchomości funkcjonuje w niezmienionym kształcie od początku lat 90., uaktualniane w stosunku do inflacji są jedynie jego stawki. Uważam, że dziś nie da się utrzymać systemu, w którym jednakowo traktuje się nieruchomości w Warszawie i małej gminie wiejskiej. Wartości nieruchomości są nieporównywalne. Z pewnością nie będzie politycznej zgody obecnej i zapewne żadnej przyszłej władzy na wprowadzenie katastru, jednak zmiany są konieczne. Z mojego punktu widzenia na prowincji stanowczo zbyt wysokie, a w dużych miastach zbyt niskie są stawki podatku od gruntów pozostałych, czyli działek przydomowych. W Kowalu powoduje to, że średnia wysokość podatku od nieruchomości z działką to ok. 1200 zł. Natomiast zbyt niskie są stawki podatku od mieszkań w całej Polsce. Około 50 zł podatku rocznie za mieszkanie o powierzchni 50 mkw. w Kowalu i Warszawie to w jednym i drugim przypadku stanowczo za mało.

 

Jeśli chodzi o dochody gmin z podatków i opłat lokalnych to NIK wielokrotnie zwracaa uwagę na niską ściągalność tych danin.

To właśnie nieracjonalność stawek i brak urealnienia przepisów są główną przyczyną nieściągalności. W skali roku do budżetów samorządów nie trafia ok. 5 mld zł. Bo jeśli przechodzący na emeryturę rolnik ma za swoje podwórze płacić tę samą stawkę, co za grunty pozostałe w Warszawie, to nie jest to racjonalne rozwiązanie. Szkoda, że NIK nie pochyliła się nad zasadnością stawek.

 

Kowal uchodzi za najpiękniej ukwiecone miasto w Polsce, a pan zaczyna dziewiątą kadencję burmistrza. Czy tradycja utrzymywania tej wyjątkowej estetyki w przestrzeni publicznej ma szansę być kontynuowana?

Z zieleni w przestrzeni publicznej Kowala jesteśmy bardzo dumni, zwłaszcza od chwili kiedy w jednym ze swoich telewizyjnych programów Maja Popielarska nazwała nas „miastem ogrodów” i pokazała całej Polsce. Oprócz parków naszą specjalnością są udekorowane zielenią skwery i ogródki przyuliczne, których mamy dwadzieścia kilka kilometrów. To wymaga wiele pracy, zwłaszcza przy pielęgnacji. Już w tym roku nasadziliśmy setki nowych kwiatów, krzewów i drzew. Idziemy też w kierunku nowych gatunków traw ozdobnych, bo trawy to rośliny pochodzenia stepowego i nie wymagają wiele wody. Staramy się utrzymać piękny wygląd naszego miasta, ale i to staje się coraz trudniejsze. Do pielęgnacji zieleni miejskiej nie zatrudniamy firm zewnętrznych. Robimy to we własnym zakresie, z udziałem osób zatrudnianych w ramach robót publicznych i prac społecznie użytecznych. Niestety, w tym roku refundowanie wynagrodzeń z funduszu pracy ustalono kilkaset złotych poniżej najniższego wynagrodzenia. Od nas wymaga to sporych dopłat i trudno znaleźć na to środki. Tak więc znów wróciliśmy do pieniędzy, a w zasadzie do ich braku.

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane