Patrząc z zewnątrz, Jacek Karnowski kontynuował budowę Sopotu jako prestiżowego ośrodka turystycznego, bardzo mocno zorientowanego na satysfakcję przyjezdnych. W 2023 roku, pewnie myśląc już o wyborach, założyła pani stowarzyszenie Sopot dla Ciebie. Dla Ciebie, czyli dla kogo?
Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Sopot był zorientowany jedynie na satysfakcję turystów. Miasto rozwijało się tak, aby zapewnić przede wszystkim wysoką jakość życia mieszkańcom i w mojej opinii to się udało. Stowarzyszenie Sopot dla Ciebie nie powstało z myślą o wyborach, a z potrzeby zgłaszanej w wielu rozmowach przez ludzi, którzy chcieli działać, mieli pomysły i mnóstwo energii, a nie widzieli dla siebie odpowiedniej platformy, gdzie te pomysły mogłyby się rozwijać i być realizowane. Sopot Dla Ciebie jest dla każdego, kto czuje się częścią wspólnoty sopockiej, niezależnie czy jest młody, czy starszy, czy jest dzieckiem, czy przyjechał tu rok temu, czy mieszka od urodzenia. Zgodnie z ideą Miasta Praw Człowieka budujemy miasto dostępne i przyjazne dla różnych grup. Także dla gości, którzy chcą być częścią naszej wspólnoty i respektują zasady, które my uznajemy za obowiązujące. Dla nich wszystkich tworzymy to miasto. Bo ja nie uważam, że można wprowadzać podziały, że to jest dla mieszkańców, to dla turystów, to dla seniorów, a to tylko dla dzieci. Miasto to system naczyń połączonych i musimy tworzyć je takie, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie i będzie się tu dobrze czuł. Dlatego właśnie przyjęłam nazwę Sopot dla Ciebie.
Ale to właśnie pani w czasie rządów Jacka Karnowskiego wprowadziła kilka programów adresowanych konkretnie do dzieci, kobiet, młodzieży, seniorów.
Oczywiście, ale też powołałam zespół Miasto Praw Człowieka, gdzie spotykaliśmy się z różnymi środowiskami i słuchaliśmy, czego danej grupie brakuje. I odpowiadaliśmy na te potrzeby. A teraz wiedząc, czego mieszkańcy chcą, staramy się tak tworzyć dla nich ofertę, żeby była bardzo szeroka.
A jeśli chodzi o materię miasta, jego przestrzeń, strukturę, infrastrukturę, czy w tych obszarach planuje pani jakieś istotne zmiany w stosunku do polityki poprzednich lat?
Z pewnością będziemy coś zmieniać, ale dla mnie priorytetem jest zachowanie i wyeksponowanie zabytkowej zabudowy Sopotu. Razem z innymi kurortami bałtyckimi uczestniczymy w działaniach, aby bałtycka architektura i urbanistyka kurortowa została wpisana na listę UNESCO. Na pewno nadal będziemy dbali o zieleń, czyli o parki i inne miejsca zielone. Bardzo bym też chciała całorocznie wykorzystywać potencjał Opery Leśnej, tworząc tam Centrum Edukacji Muzycznej. A jeżeli chodzi o inwestycje, to przede wszystkim zależy mi na budowie mieszkań komunalnych. W tym przypadku jednak chroniąc unikalny charakter zabudowy Sopotu nie zbudujemy wielkiego osiedla, a budynki będą rozproszone. Zresztą, nie mamy dużych wolnych terenów czy przedmieścia, gdzie moglibyśmy prowadzić rozległe działania inwestycyjne. Będą to więc przedsięwzięcia na działkach plombowych, a w każdej z lokalizacji budynek tak zostanie zaprojektowany, żeby współgrał z otoczeniem. Mamy w planie budowę 400 mieszkań.
Turyści to pieniądze. Dzięki nim Sopot ma najwyższe dochody per capita wśród miast na prawach powiatu. Ale turyści to także uciążliwe tłumy w sezonie wysokim, no i marazm w pozostałych okresach. Jaki ma pani i czy w ogóle jest możliwy pomysł na przełamanie tego przeciwieństwa?
A był pan w Sopocie poza sezonem?
Byłem.
I naprawdę był tu totalny marazm?
No, smutno było. Może dlatego, że deszcz padał.
Pewnie pan źle trafił z pogodą. A co do dochodów miasta, to są one generowane nie tylko przez turystykę, ale także przez działalność gospodarczą mieszkańców. Przypomnę, że mamy w Sopocie dwie duże firmy ubezpieczeniowe. Ale zgoda, naszym największym biznesem jest turystyka i dlatego widzę ją szerzej. Tradycyjnie kojarzy się ona z obsługą osób, które do nas przyjeżdżają i tu nocują. Ja rozumiem ją jako przemysł czasu wolnego i jako przemysł rehabilitacyjny oraz uzdrowiskowy. Zachęcamy więc naszych gości – a za takich uważamy także mieszkańców metropolii czy regionu, którzy niekoniecznie spędzają noc w sopockim hotelu czy pensjonacie – do korzystania z wydarzeń kulturalnych, sportowych, z gastronomii oraz z innych atrakcji, które są na terenie Sopotu. Widzimy bowiem chociażby przez liczbę biletów sprzedawanych na molo, że wiele osób przyjeżdża spędzić dzień nocując poza Sopotem. To też są nasi goście przyczyniający się do dochodów miasta z turystyki.
Po wyborach Trójmiasto stało się swego rodzaju żeńskim zakątkiem. W naszych czasach takie kwestie bardzo się nagłaśnia, więc proszę powiedzieć, jaką wartość mogą wnieść kobiety do zarządzania miastem? Pytam, bo wiem, że pani mocno się angażuje w kwestie równości i feminizmu.
Pozwoli pan, że wrócę do tego, co mówiłam na samym początku, czyli do idei Miasta Praw Człowieka. My rzeczywiście chcemy budować miasto, które odpowiada na potrzeby różnych grup…
Jest pani szefową Komisji Praw Człowieka i Równego Traktowania w Związku Miast Polskich.
Tak. Wróćmy jednak do pytania, do czego zmierza udział kobiet w zarządzaniu publicznym. Otóż uważam, że nie ma nic nienaturalnego w obecności przedstawicielek połowy społeczeństwa w organach decyzyjnych. To przecież dzięki temu głos uwzględniający kobiecą perspektywę ma znaczenie przy tworzeniu różnych rozwiązań systemowych. To oczywiście nie jest tak, że kobiety mają jakieś inne kompetencje, bo kompetencje zarządcze nie są zależne od płci. Chodzi jednak o pewien punkt widzenia. Równouprawnienie nie polega na tym, że wszyscy jesteśmy równi i tacy sami, jest wręcz przeciwnie. Jesteśmy różni, mamy inne potrzeby, często inne wymagania, ale chcemy, żeby system gwarantował wszystkim równy dostęp do usług społecznych. Miasto jest przyjazne wtedy, gdy system gwarantuje taki sam dostęp do praw wszystkim mieszkańcom, w tym także uwzględnia naszą kobiecość i specyficzne potrzeby kobiet.
Czy ta kobieca empatia ma jakiś wpływ na przywództwo?
Myślę, że jako naród mamy ogromne zadanie przed sobą. Jesteśmy bardzo podzielonym społeczeństwem i odbudowanie wspólnoty jest wyzwaniem na każdym poziomie naszej aktywności, na lokalnym, regionalnym i oczywiście na krajowym. I uważam, że zszycie kraju bez udziału kobiet będzie bardzo trudne. Będzie to trudne bez mężczyzn, ale kobiety też muszą w tym być ze swoją empatią, delikatnością i zdolnością do kompromisów.
Sopot był zawsze gdańskim letniskiem, tak powstał, więc stosunki z Gdańskiem układały się doskonale. A jaka jest szansa na dogadanie się z Gdynią oraz z rządem i powołanie nadmorskiej metropolii?
W stowarzyszeniu Obszar Metropolitalny Gdańsk-Gdynia-Sopot pracowaliśmy nad tym projektem od wielu lat, zresztą ostatnio pod wodzą byłego już prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka. Jest przygotowany projekt ustawy o metropolii, który był procedowany w poprzedniej kadencji Sejmu. Przeszedł przez Senat, niestety Sejm go odrzucił. Rozmawiamy z obecnym rządem, wnieśliśmy projekt ponownie i mieliśmy już w tej sprawie kilka spotkań. Będziemy oczywiście zabiegać o to, żeby projekt dotyczący metropolii pomorskiej był procedowany indywidualnie, ale jesteśmy też otwarci na dyskusję o metropoliach w ogóle. Opowiadamy się za indywidualną ustawą, bo uważamy, że każda metropolia ma trochę inną specyfikę. Są metropolie bardzo centryczne, są też bardziej rozproszone. Tymczasem przed nami wybory i walne zgromadzenie stowarzyszenia Obszaru Metropolitalnego Gdańsk-Gdynia-Sopot.
Jaki jest zasięg geograficzny stowarzyszenia metropolitalnego?
Jest z nami 61 samorządów, w tym sześć głównych miast od Gdańska do Wejherowa. Już przy zintegrowanych inwestycjach terytorialnych bardzo mocno widzieliśmy potrzebę współpracy samorządów, bo dla naszych mieszkańców metropolia tak naprawdę jest faktem. Często jest tak, że ktoś mieszka w Gdańsku, pracuje w Gdyni, a jego dzieci się uczą w szkole w Sopocie. W naszych szkołach ponadpodstawowych sopocianie stanowią zaledwie 20 proc., reszta to uczniowie z innych miast. Skoro więc ta oddolna metropolia jest faktem, to teraz chodzi o to, żeby stworzyć dla mieszkańców działający system.
Jaki będzie zakres kompetencji przekazanych do metropolii?
Na pewno czeka nas rozmowa na temat uwspólnotowienia zarządzania transportem na obszarze metropolitalnym. Myślę też, że ważne będą wspólne inwestycje w zieloną gospodarkę, we wdrażanie Zielonego Ładu i organizację gospodarki odpadami. Metropolia oznacza komplementarne myślenie o wybranych usługach publicznych. Podam przykład: kiedy budowaliśmy szpital w Sopocie, zauważyliśmy, że w okolicznych miastach nie ma geriatrii, więc otworzyliśmy szpital geriatryczny. Nie tworzyliśmy oddziału wielofunkcyjnego czy chirurgii, bo 5 km z jednej strony i 5 km z drugiej, a więc w Gdańsku i Gdyni, są takie szpitale. Komplementarność usług publicznych pozwoli bardziej racjonalnie planować wydatki. Do tego dochodzi możliwość pozyskania przez metropolię większych środków zewnętrznych, co oznacza, że wiele rzeczy będzie można zrobić taniej i lepiej, bez szkody dla dostępności usług dla mieszkańców. Oczywiście, przekazując pewne kompetencje i zadania metropolii jednocześnie opowiadamy się za zachowaniem tożsamości lokalnej, ale budowanej nie na konflikcie czy na przeciwstawianiu się komuś, a na wartościach lokalnych i na tożsamości miejskiej wspólnoty.
To zapytam jeszcze o formułę organizacyjną. Mamy w Polsce jedną metropolię ustanowioną ustawą – Górnośląsko-Zagłębiowską Metropolię. Wiemy, jak ona działa. Jaki jest wasz stosunek do tamtego rozwiązania?
Przez 10 lat pracy w stowarzyszeniu wypracowaliśmy swoje pomysły i rozwiązania. Na pewno nie jesteśmy tak centryczni jak metropolia śląska. Niedawno rozmawiałam w Katowicach z tamtejszymi samorządowcami i usłyszałam, że jest nawet rozważana koncepcja miasta centralnego włączającego do Katowic okoliczne ośrodki. Ale prezydenci tych miast mówili, że to nic pewnego. Dla nas, na Pomorzu, powołanie metropolii to bardzo duża szansa na rozwój, bo przez ostatnie lata byliśmy pomijani w dostępie do środków inwestycyjnych. Teraz możemy to nadrobić. Miasta Europy Zachodniej już od dłuższego czasu korzystają ze środków z KPO, a my nawet nie stoimy w miejscu, tylko się cofamy. Musimy po te fundusze sięgnąć i mądrze je zainwestować.
Na zakończenie mam pytanie o osobiste emocje. Jacek Karnowski zaproponował panią na stanowisko prezydenta i chciał, by zastąpiła go pani po wyborach parlamentarnych jako komisarz. Premier Morawiecki nie skorzystał z tej opcji i do ratusza przyszedł inny człowiek. Po powołaniu rządu Tuska pani wróciła do urzędu, no i w końcu wygrała wybory. Jak pani znosiła ten czas?
To jest tak, że pewne decyzje podejmuje się z wyprzedzeniem. Tę, że będę ubiegać się o mandat i o poparcie mieszkańców, podjęłam już wcześniej. W związku z tym wiedziałam, że może zdarzyć się sytuacja, iż długo będę poza urzędem. W tym czasie bardzo intensywnie spotykałam się z mieszkańcami w ramach prac mojego stowarzyszenia. Tworzyliśmy wtedy program dla Sopotu. Dyskutowaliśmy. Jako mieszkanka brałam udział w wielu wydarzeniach w życiu miasta. To był oczywiście trudny czas dla wielu pracowników urzędu. Przypomnę, że długo nie było żadnej osoby wyznaczonej przez premiera do pełnienia funkcji prezydenta, co powodowało spore komplikacje, bo ma on takie kompetencje, których nie można przekazać komuś upoważnieniem. Była więc nerwowość związana na przykład z wypłatami zasiłków z MOPS. Potem pojawił się komisarz wskazany przez premiera Morawieckiego, jednak często jest tak, że jeśli się czegoś nie wykona w odpowiednim czasie, to jest gorzej, niż gdy cokolwiek się zrobi źle. I ja, niestety, miałam takie poczucie, że miasto działa na zaciągniętym hamulcu ręcznym. Natomiast po wyborach w październiku 2023 roku już wiedziałam, że nie spełni się najgorszy scenariusz, że aż do wyborów samorządowych Sopotem będzie kierowała osoba wskazana przez rząd PiS. W tym czasie otrzymywałam wielkie wsparcie od mieszkańców. Stale gdzieś z nimi byłam, więc nie czułam się wyrzucona poza nawias życia. Nie był to łatwy czas, ale za to niezwykle inspirujący i twórczy. I za to bardzo dziękuję mieszkańcom Sopotu.