Zacznijmy od polityki: jakie są granice konfliktu politycznego wewnątrz administracji publicznej, czyli pomiędzy rządem i samorządem?
Postawa obu stron tego sporu powinna być racjonalna i merytoryczna, bo rząd i samorząd są powołane do współpracy. Oczywiście, napięcia między nimi zawsze będą występować, zawsze będą różnice zdań, ale w ostatnich miesiącach mieliśmy festiwal politycznej kampanii, która przekraczała granice racjonalności i merytorycznego podejścia. To bardzo zniechęca do brania udziału w debatach i spotkaniach, bo zamiast o realnych problemach mówi się, co się komu wydaje, wróży o rzekomych zagrożeniach, zamiast opierać się na danych, analizach czy rzeczywiście uchwalanych przepisach prawa. Trzeba jednak zauważyć, że ostatnio poziom sporu politycznego kreowany przez kilku liderów dużych ośrodków miejskich nieco przygasł w obliczu wielkiej solidarności Polaków z narodem ukraińskim, ogromnej pomocy, jaką Polska niesie Ukrainie zaatakowanej przez Rosję. Samorządy skoncentrowały się na organizowaniu pomocy i we współpracy z rządem wykonały niesamowitą pracę. To pokazuje, że w wielu obszarach bardzo trudnych, gdy mamy do czynienia z takimi zjawiskami jak kryzys migracyjny, jesteśmy zdolni do rzeczowej współpracy, podejmowania wielkich wspólnych wyzwań jako rząd, samorząd, społeczeństwo i organizacje pozarządowe. Życie pokazuje, że gdybyśmy porzucili niepotrzebną retorykę polityczną, a podjęli się wspólnych działań, bylibyśmy w stanie dokonywać rzeczy wielkich. Przecież w ostatnich tygodniach nie wszystko działo się idealnie, wiele rzeczy nas zaskoczyło, procedury, przepisy były pisane na żywo, ad hoc, a mimo to w ocenie wewnętrznej, międzynarodowej i naszych gości struktury państwa polskiego, poczynając od rządu, poprzez samorząd z udziałem organizacji pozarządowych, do niesamowicie ofiarnych Polaków, zdały egzamin.
Współpraca przy opanowaniu kryzysu uchodźczego to jedno, a ostre protesty w sprawie ograniczania dochodów samorządów to inna sprawa. W warunkach inflacji i rosnących kosztów to dla samorządów realny problem.
Przy każdej okazji, gdy pojawia się propozycja korzystna dla portfela naszych mieszkańców i potrzebne jest wsparcie dla takich przepisów, podnoszona jest kwestia strat finansowych dla samorządów terytorialnych, najczęściej zupełnie pomijająca przepisy gwarantujące samorządom rekompensatę traconych dochodów. Teraz znów mamy ten sam festiwal czarnowidztwa, katastroficznych wizji tego, co będzie się działo, przekreślający jakikolwiek sens wprowadzania przepisów korzystnych dla obywateli. Dobrze pamiętamy, co głoszono w połowie ubiegłego roku, a dzisiaj wszyscy korzystają z przepisów gwarantowanego dochodu z podatków. Co miesiąc wpływają do samorządowych budżetów równe, przewidywalne raty, jak nigdy wcześniej oznaczające stabilizację naszych dochodów i pozwalające planować wydatki w warunkach niepewności gospodarczej. Wcześniej wpływy miesięczne mogły być bardzo różne, dzisiaj jest zagwarantowana równość wynikająca z rocznego planu dochodów. Dzisiaj wszyscy muszą powiedzieć, że otrzymali środki w zaplanowanej wysokości, nawet wielkie miasta, gdzie udział PIT w dochodach budżetów jest duży, a korzyści liczone w dziesiątkach i setkach milionów złotych. Te samorządy, które pokazywały ubytek dochodów w związku z przepisami Polskiego Ładu, zgodnie z deklaracją premiera Mateusza Morawieckiego otrzymały pełne wyrównanie. W takiej sytuacji była też Stalowa Wola, której dochody – jak wyliczyliśmy – zmniejszały się o ponad 4 mln zł w stosunku do planu w WPF, ale podobnie jak inne miasta w pierwszym kwartale dostaliśmy subwencję wyrównawczą do wysokości środków przez nas planowanych. Teraz też mamy jasną deklarację, że obniżenie stawki podatkowej do 12 proc., tak korzystne dla mieszkańców w trudnych czasach, zostanie samorządom w pełni zrekompensowane. Wywoływanie dyskusji w tej sprawie ma wyłącznie podłoże polityczne, bo przecież rząd jednoznacznie udowodnił, że nie rzuca słów na wiatr.
Jedna z kwestii podnoszonych przez samorządy ma istotne znaczenie: udziały w podatku PIT są dochodem własnym samorządu niezależnym od woli politycznej tego czy innego rządu, w przypadku subwencji i dotacji są to jednak decyzje, które mogą być motywowane politycznie.
W przypadku rekompensaty dochodów z PIT obowiązuje algorytm zapisany w ustawie, więc nie było w tym żadnej uznaniowości. W mojej ocenie algorytm był skonstruowany z wielką korzyścią dla dużych ośrodków miejskich, które w ostatnich latach mocno zyskały na wzroście dochodów ich mieszkańców. Wyliczenie średniej uprzywilejowało te miasta w stosunku do innych samorządów. Ale ja uważam, że z uwagi na olbrzymie koszty, które te aglomeracje ponoszą w związku z utrzymaniem infrastruktury, komunikacji publicznej i realizacją innych zadań w warunkach rosnących cen, jest to jak najbardziej sprawiedliwe i zasadne. Myślę więc, że nikt nie jest pokrzywdzony, ale po kilku miesiącach wyraźnie brakuje publicznego przyznania faktu, że co obiecano – zostało zrealizowane. Pomimo napiętej sytuacji gospodarczej i niepewnych czasów mamy stabilizację finansową.
Przejdźmy do innych aspektów obecnej kondycji JST. W ustawie o samorządzie gminnym zapisane są klauzule generalne o przynależności gminom zadań o znaczeniu lokalnym niezastrzeżonych ustawami na rzecz innych podmiotów, tymczasem zalew ustawodawstwa, orzecznictwo i sędziokracja powodują, że nie da się podjąć jakiejkolwiek uchwały na podstawie tych przepisów, trzeba wskazać konkretny zapis pozwalający samorządom działać. Czy istnieje szansa na powrót do niekrępowanego morzem przepisów władztwa gmin w sprawach dotyczących ich jednostek?
Ten problem powinien być elementem wspólnego frontu wszystkich samorządowców, niezależnie od poglądów i sympatii politycznych, aby te święte dla samorządu klauzule generalne obowiązywały zgodnie z intencją, z jaką wprowadziła je ustawa o samorządzie terytorialnym z 8 marca 1990 roku. To właśnie jest istotą samorządności, aby sprawy, które nie są zastrzeżone ustawami dla innych organów państwa, mogły być załatwiane swobodnie przez społeczności, których one dotyczą. Przywrócenie tej zasady pozwoliłoby wyrwać samorząd spod władzy orzecznictwa i uwolnić kreatywność oraz inicjatywę społeczną. Samorząd podlega ocenie i weryfikacji dokonywanej przez mieszkańców, powinien więc szukać rozwiązań korzystnych dla mieszkańców.
Jak ocenia pan nierównowagę, do której, moim zdaniem, doszło między organem stanowiącym a wykonawczym w gminach? Siła, jaką zyskał organ wykonawczy, doprowadziła do tego, że wielu prezydentów nawet nie uczestniczy w obradach rad.
Przez dwie kadencje byłem aktywnym radnym, nawet opozycyjnym w stosunku do mojego poprzednika na stanowisku prezydenta i mam ogromny szacunek do radnych, którzy wypełniają bardzo istotną rolę w systemie samorządu czasem nawet nie posiadając wystarczającego umocowania prawnego. A jeśli ktoś wymaga szacunku dla urzędu wójta, burmistrza czy prezydenta miasta, nie może nie okazywać szacunku radnym wybranym przecież przez ogół mieszkańców. Jednak wprowadzenie obowiązku uczestnictwa prezydenta w obradach rady nie zastąpi uczciwej relacji między organami. Rada reprezentuje pełen przekrój poglądów na rozwój danej miejscowości, więc ignorowanie jej powinno być bardzo krytycznie oceniane przez mieszkańców, także w kontekście wyborczym – jako arogancja władzy. Nie jestem zwolennikiem zapisywania takiego obowiązku, bo stosunki między organami powinny być kształtowane na zasadach wzajemnego szacunku, zaufania, współpracy i szukania porozumienia.
Trzeba też przyznać, że sytuacje konfliktowe są zawinione nie tylko przez organ wykonawczy, często dochodzi do przekroczenia granic przez radnych czy całą radę. Obserwując funkcjonowanie wielu samorządów mogę powiedzieć, że tam, gdzie występuje poważny konflikt między organami samorządu, cała kadencja jest dla mieszkańców na ogół stracona. Samorząd zajmuje się wtedy sobą i swoimi wojnami zamiast rozwiązywać problemy społeczności czy szukać szans na rozwój jednostki. A dzisiaj decyzje trzeba podejmować bardzo szybko, we wzajemnym zaufaniu, bo szanse uciekają. Sukces samorządu w każdym wymiarze zależy od zgodnej współpracy.
To jest oczywiste, ale sam pan zauważył, że występują konflikty wręcz niszczące i nie ma instrumentów rozwiązania tej sytuacji. W latach 90., kiedy funkcjonowały zarządy gmin wyłaniane przez radę, w sytuacji klinczu można było natychmiastowo organ wykonawczy wymienić.
Jest procedura wotum zaufania, która według mnie tworzy warunki do debaty politycznej, do oceny organu wykonawczego i decyzji personalnych. Dobrze, że została ona oddzielona od absolutorium z wykonania budżetu, czyli decyzji czysto merytorycznej, bo dzięki temu rada zyskała narzędzie do oceny stopnia realizacji i sposobu wykonywania zadań przez organ wykonawczy. Natomiast powrót do zarządu wybieranego przez radę nie byłby dobrym rozwiązaniem, zdecydowanie naruszałby równowagę między organami, a przede wszystkim odbierałby organowi wykonawczemu niezbędną niezależność podejmowania decyzji. Są obszary działania wymagające ramowej współpracy, jak na przykład uchwalanie budżetu miasta będącego rodzajem umowy między radą a prezydentem, ale w ciągu roku prezydent musi mieć swobodę podejmowania decyzji, bo organ kolegialny niemający charakteru zawodowego nawet przy jego najszczerszym zaangażowaniu nie ma odpowiedniej wiedzy i możliwości, aby codziennie podejmować merytoryczne decyzje o skomplikowanych projektach czy inwestycjach.
Tym niemniej osłabienie pozycji rady i wzrost nacisków na samorząd ze strony organizacji pozarządowych na jak najszersze oddawanie im pola decyzji wykoślawia demokrację lokalną. Jakie powinny być relacje między organami samorządu a NGO?
Ze strony samorządu powinna być zachowana otwarta postawa wobec organizacji pozarządowych. Ich rola jest bardzo istotna i ja sobie niezwykle cenię te organizacje, które we współpracy z nami podejmują się wykonywania zadań będących zadaniami gminy. Często te zadania są lepiej prowadzone niż robiłyby to instytucje gminne, są zoptymalizowane kosztowo, wykonywane z olbrzymim zaangażowaniem, z sercem. Uważam, że jest to przestrzeń, która powinna się rozwijać.
Natomiast wracając do kwestii klauzul generalnych i ustroju samorządu w Polsce – jestem zdania, że role przypisane radzie czy prezydentowi w zakresie kompetencji budżetowych, planistycznych, decyzji administracyjnych organów samorządu, powinny być chronione i umacniane przez samorząd. Bowiem przejmowanie czy osłabianie tych kompetencji jest rozmywaniem odpowiedzialności i osłabianiem autorytetu samorządu. Dlatego w ramach współpracy z NGO trzeba bardzo jednoznacznie określać granice. Organizacje pozarządowe potrafią bardzo konkretnie określać granice swojej niezależności, samorząd też musi nauczyć się być asertywny. Rada, wójt, burmistrz, prezydent mają silny demokratyczny mandat i powinny zachować swoją rolę kreatywną, planistyczną, określać warunki rozwoju i główne kierunki działania, bo reprezentują ogół mieszkańców, a nie tylko interesy czy poglądy jednej grupy skupionej w tym czy w innym podmiocie.
Patrząc z punktu widzenia obecnej sytuacji, jak pan ocenia perspektywy rozwoju samorządności w Polsce?
Jestem optymistą, bo dzisiaj samorząd, podobnie jak w minionych dekadach, zdaje egzamin ze swojej pięknej działalności. Samorząd jest tą władzą publiczną, która pozostaje najbliżej ludzi i jest najwyżej oceniana przez mieszkańców. Bliskość ludzkich spraw i czucie, które tematy są najistotniejsze, są gwarantem, że rola i społeczna ocena samorządu się nie zmienią. W ostatnich latach samorząd zyskał większe możliwości działania także w zakresie finansowym dzięki strategii zrównoważonego rozwoju kraju realizowanej przez rząd Mateusza Morawieckiego. Samorządy średnich i mniejszych miast oraz gminy wiejskie, które przez lata były pomijane, otrzymały niespotykane narzędzia i środki, aby zrealizować niezbędne inwestycje infrastrukturalne i te budujące dumę lokalnych społeczności ze swojego miejsca zamieszkania oraz poprawiające jakość życia mieszkańców. To bardzo ważne, bo dzięki temu młodzi ludzie chętniej zostaną na miejscu, podczas gdy do tej pory ośrodki lokalne były drenowane z mieszkańców na rzecz wielkich miast.