Rozmowy Wspólnoty

Niezależność od środowiska politycznego daje mi wolność

Największym moim przeciwnikiem jest lewica, z której się wywodzę i której przez wiele lat byłem członkiem. Ale przyszedł moment, kiedy uznałem, że to nie ma sensu. Pojawili się nowi, młodzi ludzie, którym poprzewracało się w głowach, że mogą wszystko, bo też są z lewicy. Dzisiaj współpracuję z Platformą Obywatelską, współpracuję z PiS-em i z grupami niezależnymi – mówi Janusz Żmurkiewicz, prezydent Świnoujścia.

Na rozgrzewkę zacznijmy od statystyk, zgoda?

Zgoda.

 

Ile lat spędził pan za stanowisku szefa administracji Świnoujścia?

Pierwszy raz pełniłem ten urząd w latach 1984–1989, jeszcze przed rewolucją i wtedy – mając 36 lat – podobno byłem najmłodszym prezydentem miasta w Polsce. Wyboru prezydenta dokonywała wówczas rada narodowa. Muszę powiedzieć, że wtedy moja wiedza na tym stanowisku była niewielka, ale podjąłem dobre decyzje, zatrudniając na zastępców dwie osoby, które wiekowo mogłyby być moimi rodzicami, a może i dziadkami. Byli to bardzo doświadczeni urzędnicy – Zdzisława Szczepańska odpowiadała za sferę społeczną oraz inżynier Zdzisław Langiewicz, któremu powierzyłem sprawy gospodarcze. Warto podkreślić, że pan Langiewicz nie był członkiem PZPR i od zaakceptowania go przez władze partyjne uzależniłem moją zgodę na objęcie stanowiska prezydenta. Bardzo dużo się od nich nauczyłem. Po raz drugi prezydentem zostałem w 2002 roku, kiedy wystartowałem we wprowadzonych wówczas wyborach bezpośrednich. Łącznie kieruję Świnoujściem już 27 lat.

 

Przerwa między tymi dwoma okresami wyniosła 12 lat. Czy wie pan, ilu prezydentów rządziło Świnoujściem pomiędzy pana kadencjami?

Pięciu. Po moim odejściu dość krótko prezydentem była późniejsza poseł Elżbieta Piela-Mielczarek. Po wyborach z 1990 roku radni wybrali prawnika z Warszawy Leszka Miłosza, następnym prezydentem został polityk z lewicy dr Krzysztof Adranowski. Po nim przyszedł Stanisław Możejko, a po odwołaniu go przez radę urząd pełnił Janusz Dziekoński. Potem były już wybory bezpośrednie, w których mieszkańcy Świnoujścia okazali mi zaufanie.

 

Czy zna Pan bajkę Ignacego Krasickiego „Wół minister”?

Nie.

 

To przytoczę ją panu:

Kiedy wół był ministrem i rządził rozsądnie,

Szły, prawda, rzeczy z wolna, ale szły porządnie.

Jednostajność na koniec monarchę znudziła;

Dał miejsce woła małpie lew, bo go bawiła.

Dwór był kontent, kontenci poddani — z początku;

Ustała wkrótce radość — nie było porządku.

Pan się śmiał, śmiał minister, płakał lud ubogi.

Kiedy więc coraz większe nastawały trwogi,

Zrzucono z miejsca małpę. Żeby złemu radził,

Wzięto lisa: ten pana i poddanych zdradził.

Nie osiedział się zdrajca i ten, który bawił:

Znowu wół był ministrem i wszystko naprawił. 

Zgadza się?

 

(Śmiejąc się): Trochę mądrych i prawdziwych rzeczy jest w tej bajce zapisanych… Mogę powiedzieć, że pod koniec poprzedniej kadencji wybierałem się już na emeryturę, ale kiedy przyjrzałem się kandydatom wyrażającym ogromną chęć objęcia urzędu prezydenta, to uznałem, że szkoda miasta.

 

Ile razy w ciągu ostatnich pięciu lat Świnoujście wygrało ranking „Wspólnoty” samorządowych wydatków inwestycyjnych w kategorii miast na prawach powiatu?

Nie pamiętam, chyba dużo…

 

To ja panu powiem…

…wszystkie 5 razy?

 

Tak. Które miejsce zajęło Świnoujście w ostatnio publikowanym rankingu „Wspólnoty”, dotyczącym wykorzystania środków europejskich w kategorii miast na prawach powiatu?

Pierwsze?

 

Tak, a ile razy więcej środków per capita Świnoujście zebrało od drugiego w tym rankingu Krosna?

Ile?

 

Dwa i pół razy więcej.  Proszę powiedzieć, ile miasto wydało na budowę tunelu pod Świną, aby połączyć Świnoujście z Polską?

Wydaliśmy ponad 130 milionów złotych z własnego budżetu i niemal 800 milionów ze środków unijnych.

 

Znowu wygra pan oba te rankingi.

To już nie ja będę odbierał statuetki. Ale wie pan, ja się nie chwalę tymi sukcesami, bo opozycja w lokalnym portalu i nie tylko tam wypisuje: co z tego, że Żmurkiewicz zbiera nagrody, skoro nam trudno się tu żyje, bo u nas wszystko jest droższe.

 

Jest pan doświadczonym i sprawnym prezydentem. Proszę powiedzieć, jakie warunki, jakie cechy lidera są konieczne do osiągania sukcesów w zarządzaniu w samorządzie? Najlepiej na przykładzie budowy tunelu pod Świną

Po pierwsze, nie zrażać się niepowodzeniem, lecz dążyć do celu, który sobie wytyczyliśmy. Na mojej drodze było niemało niepowodzeń. Mówiąc o tunelu, wielokrotnie wydawało się nam, że już jesteśmy blisko pozytywnej decyzji, że zapisano nas na listę indykatywną, a potem się okazywało, że z listy znikamy. Decyzje były, ale o przeniesieniu na listę rezerwową, a potem znikaliśmy nawet stamtąd. I wszystko musieliśmy zaczynać od początku. Gdybym po tych pierwszych niepowodzeniach zaprzestał działań, tunelu byśmy nie mieli. To tylko łatwo się mówi, że ktoś dał pieniądze i twój udział w realizacji projektu jest żaden. Ale kto policzy, ile godzin spędziliśmy nad przygotowaniem dokumentów, ile czasu spędziliśmy w korytarzach czekając, aż jakiś wiceminister czy dyrektor w ministerstwie nas przyjmie, ile razy musieliśmy wyjeżdżać do Warszawy, Szczecina czy nawet Brukseli? To tylko my wiemy i wiemy, że doświadczy tego każdy, kto wytrwale walczy o sukces swojego projektu.

Po drugie, nie upierać się przy decyzjach, o których myślimy, że są słuszne, a ktoś z otoczenia udowadnia, że nie mamy racji. Trzeba umieć cofnąć się pół kroku. Zawsze uważałem, że jednostka nie ma szans na osiągnięcie sukcesu, zwłaszcza w samorządzie. Chociaż jednostka ma duży wpływ na otoczenie, na zespół, z którym współpracuje, to bez tego zespołu nic nie osiągnie. Otwartość na współpracowników to kolejna cecha dobrego zarządzania.

Po trzecie, nie należy bać się zatrudniania ludzi mądrzejszych od siebie. Powtarzam to zarówno moim koleżankom i kolegom, jak również podwładnym. To, że ktoś jest u mnie naczelnikiem, nie wzięło się znikąd. Tu nie decydował kolor legitymacji, a osobiste umiejętności. A to, czy ci naczelnicy postępują podobnie do mnie, da się łatwo zauważyć. Są wydziały, w których nie ma problemów, kiedy naczelnik zdecyduje się odejść z pracy. Mądry wychował następców, którzy z łatwością go zastąpią. Są też wydziały, w których nie ma kto zastąpić naczelnika nawet wtedy, gdy ten udaje się na urlop. Tacy ludzie zatrudniają miernoty, aby sami mogli być najlepsi, żeby nikt im na tym stanowisku nie zagroził. To jest ogromny problem w zarządzaniu. Ja zawsze cieszyłem się, kiedy ktoś zaimponował mi swoją wiedzą, doświadczeniem, znajomością tematu. I właśnie takich ludzi zatrudniałem.

Jest jeszcze kwestia tak zwanych lojalności politycznych. Proszę mi wierzyć, że dopiero wtedy poczułem się naprawdę wolny i niezależny, kiedy oddzieliłem się od mojego środowiska politycznego. To właśnie dzięki temu mogę współpracować z każdym, kto ma ciekawą i wartościową propozycję. Dzisiaj największym moim przeciwnikiem jest lewica, z której się wywodzę i której przez wiele lat byłem członkiem. Ale przyszedł moment, kiedy uznałem, że to nie ma sensu. Przyszli nowi, młodzi ludzie, którym poprzewracało się w głowach, że mogą wszystko, bo też są z lewicy. Dzisiaj współpracuję z Platformą Obywatelską, współpracuję z PiS-em i z grupami niezależnymi, a boleję, że nie da się współpracować z częścią lewicy. Oczywiście, nie mogę znaleźć wspólnego języka tylko z częścią tego środowiska, bo są tam także ludzie bardzo mądrzy, którzy nie mają klapek na oczach i są gotowi do współpracy. Przez wszystkie lata mojej prezydentury udało mi się zgodnie pracować ze wszystkimi, którym zależało na dobru miasta. Dzięki temu też nie zdarzyło mi się, abym kiedykolwiek nie dostał absolutorium czy ostatnio wotum zaufania, aby nie przyjęto proponowanego przeze mnie budżetu. Wręcz były takie lata, kiedy otrzymywałem stuprocentowe poparcie rady.

 

W ostatnich latach słychać nieustające narzekanie na warunki funkcjonowania samorządu. Jak pan sobie z tym radzi, bo Świnoujście choć niebiedne, to przecież w naszych rankingach bogactwa regularnie ma dochody per capita niższe od Sopotu, Płocka, a nierzadko wielu innych miast.

Podzielam pogląd moich koleżanek i kolegów samorządowców, że jest coraz trudniej. O komforcie pracy, który mieliśmy wcześniej, dziś możemy tylko wspominać. Między innymi dlatego nawet nie podejmuję rozmowy, kiedy ktoś zachęca mnie do startu na kolejną kadencję. Pojęcie samorząd oznacza, że w mieście decyzje podejmuję sam z moimi współpracownikami oraz z akceptacją rady. Ale kiedy ponad 50 proc. dochodów pochodzi z dotacji i subwencji, to znaczy, że o pozyskaniu tych środków nie decyduję ja ani rada, a po prostu je dostajemy. Gdyby relacje były takie, że 80 proc. dochodów budżetowych pochodzi z podatków i opłat, na które mamy wpływ budując bazę podatkową, to wtedy miasto rządziłoby się praktycznie samo bez wpływu administracji rządowej. Obecnie zabiera się nam nasze pieniądze, a udziela dotacji po uważaniu załatwiając różne interesy niezależnie od sytuacji danego samorządu. W rezultacie nie wiem, ile pieniędzy będę miał w kolejnym roku i latach następnych.

Podam przykład. Aby budżet Świnoujścia w roku 2023 był stabilny, musieliśmy zaplanować emisję obligacji w wysokości 32 mln zł. Budżet został przyjęty, ale w lipcu musiałem wnioskować do rady o udzielenie upoważnienia do emisji obligacji. Odbyła się wtedy burzliwa debata, że zadłużam miasto i postawiono nawet wniosek o zablokowanie emisji. Uspokajałem radnych, że decyzja o emisji zapadnie w listopadzie, kiedy będzie już konkretnie wiadomo, ile pieniędzy nam potrzeba. I we wrześniu dostaję informację z Ministerstwa Finansów, że Świnoujście dostaje subwencję uzupełniającą w wysokości 30 mln zł w związku ze stratami z tytułu zmian w podatku PIT. Na najbliższej sesji podziękowałem radnym za uchwałę w sprawie obligacji oraz poinformowałem ich, że nie ma potrzeby robić tej emisji. Ten przykład pokazuje, że dzisiaj samorządowcy nie mają wpływu na sytuację finansową swoich jednostek nie tylko w danym roku, ale nawet w poszczególnych miesiącach. Oczywiście, cieszę się, że dostałem pieniądze, ale na tę sytuację nie miałem żadnego wpływu.

 

Co po 33 latach funkcjonowania samorządu gminnego w Polsce zasługuje pana zdaniem na kontynuację, a co wymaga zmiany?

Na pewno trzeba zachować bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów. Powrót do czasów, kiedy organem wykonawczym były zarządy gmin powoływane przez radę, to byłaby klęska. Poszedłbym nawet dalej i dokonywałbym wyboru radnych w okręgach jednomandatowych. Dzisiaj radni, którzy otrzymali tę zaszczytną funkcję, oprócz prawa decydowania mają także realne dochody z tytułu zasiadania w radzie. A wielu z nich weszło do rady mając bardzo słaby wynik. Pokonali lepszych kandydatów z innych ugrupowań, z większym poparciem, tylko dlatego, że wygrała lista, której lider zebrał maksymalną liczbę głosów. W przypadku list firmowanych przez aktualnie urzędujących prezydentów jest to częsty przypadek, bo obejmując urząd prezydenta kandydaci ci rezygnują ze zdobytego mandatu, który przypada komuś z ich listy. Czy to jest uczciwe?

Po drugie, trzeba zaufać samorządom i dać im większe możliwości decydowania o finansach, bo to pobudzi ich aktywność i poprawi gospodarność.

A ostatnim stwierdzeniem chyba komuś się narażę – nie jestem zwolennikiem powiatów. Kiedy widzę powiat z budżetem 50 milionów złotych i nielicznymi obowiązkami, to pytam, co ci starostowie mają do roboty? Tylko pozazdrościć im złotego życia. Opowiadają mi koledzy z miast niebędących miastami na prawach powiatu o problemach ze starostami, którzy mają ambicje i wchodzą w spory z prezydentami. A jeszcze gorsze jest to, że niektóre ulice i chodniki w mieście mają status powiatowych, zaś powiat nie ma pieniędzy na ich utrzymanie. Zawinił powiat, lecz przed mieszkańcami odpowiada za to prezydent.

Proszę mi jeszcze pozwolić, abym korzystając z tej rozmowy jako okazji mógł podziękować mieszkańcom, którzy tyle razy wybierali mnie na prezydenta. Bardzo dziękuję też moim współpracownikom, z którymi pracuję od lat i dzięki którym osiągnęliśmy dla tak wiele sukcesów dla naszego miasta. Proszę mi wierzyć, kiedy po raz drugi przyszedłem do urzędu 21 lat temu, nikogo z ówczesnych urzędników nie zwolniłem, bo wierzyłem, że ludziom pracującym w urzędzie zależy na rozwoju Świnoujścia tak samo jak mnie. I to się w pełni potwierdziło.

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane