Rozmowy Wspólnoty W samorządach

Nadszedł czas próby

Doszło do tego, że w niektórych środowiskach potrzeba dziś niezłej odwagi, żeby publicznie wywiesić flagę Unii Europejskiej – mówi Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska, lider Samorządowego Komitetu Protestacyjnego. Jego zdaniem korporacje samorządowe powinny się zjednoczyć, bo im lepiej środowisko będzie zorganizowane jako część administracji publicznej, tym skuteczniej będzie reprezentować i bronić interesu obywateli.

Na czele Samorządowego Komitetu Protestacyjnego staje polityk Platformy Obywatelskiej. Czy taki ruch nie wpisuje się w retorykę Prawa i Sprawiedliwości, że PO to opozycja totalna, tylko ona protestuje i jeszcze podburza inne grupy społeczne?

Ten zarzut byłby trafiony, gdyby nasza krytyka pod adresem PiS nie spotykała się z powszechnym poparciem. Większość samorządowców nie należała i nie należy do partii politycznych. Ja też nie jestem dziś członkiem Platformy, choć z nią sympatyzuję. Są wśród nas samorządowcy bardzo krytyczni wobec PiS, ale i wobec opozycji parlamentarnej. Łączy nas wspólny mianownik: obrona samorządu terytorialnego i praw nabytych w 1990 roku.

 

Ale dlaczego właśnie pan?

Nie każdy samorządowiec musi być fighterem. W naszym środowisku jest wielu bardzo dobrych prezydentów, burmistrzów i wójtów – technokratów. Świetnie dają sobie radę z bieżącym rozwiązywaniem problemów, ale niekoniecznie chcą i potrafią odnaleźć się w nowej dla nich sytuacji. Nie pchają się do mównicy, na przysłowiową barykadę. Ja nauczyłem się walczyć. Niektórzy koledzy cieszą się, że to ja występuję w ich imieniu. Jestem im wdzięczny za poparcie, które odczuwam.

 

Jakie były kulisy pańskiego wyboru?

To był prosty ciąg wydarzeń. Zależało mi na zorganizowaniu w Warszawie dużego spotkania samorządowców. Przez kilka tygodni z Jackiem Karnowskim z Sopotu rozmawialiśmy z liderami ogólnokrajowych organizacji samorządowych, przekonując ich do tej idei. Okazało się, że nikt nie jest przeciw, choć różniliśmy się zakładanym tempem działania i poziomem stanowczości. Udało się ich przekonać i w marcu odbyło się Forum Samorządowe. Ale jeszcze przed nim spotkaliśmy się w Warszawie w gronie szefów organizacji, namawiałem ich, byśmy nie ograniczali się do wyrażenia sprzeciwu wobec skandalicznych wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego i innych prominentnych przedstawicieli PiS, ale żebyśmy zaproponowali formułę permanentnego protestu. Wtedy narodził się pomysł powołania Samorządowego Komitetu Protestacyjnego.

 

Z panem na czele?

Wie pan, temperamenty wójtów, burmistrzów, są różne. Każdy ma swoją biografię. Moja łączy się z ściśle z latami 80., byłem bardzo aktywny jako uczeń, potem student w podziemnym ruchu wydawniczym, byłem przewodniczącym Studenckiego Komitetu Strajkowego w maju 1988. Mnie taka działalność społeczna, ryzykowna, wymagająca wyraźnego opowiedzenia się, bezkompromisowości, być może łatwiej przychodzi niż innym. Dlatego wskazano właśnie mnie.

 

Jak zamierza pan pogodzić interesy tak wielu organizacji samorządowych?

Sytuacja, w jakiej dziś się znaleźliśmy, pokazała, jak słabo jesteśmy zorganizowani. Rządy PiS obnażyły nie tylko nasze braki organizacyjne, rozproszenie, ale także naszą pozycję wobec życia publicznego i politycznego. W Niemczech, we Francji czy w Szwecji żadna partia nie mogłaby z takim lekceważeniem i kpiną odnosić się do merów i w ogóle do działaczy samorządowych. Polska jest ewenementem. Tak duża liczba korporacji samorządowych jest przejawem polskiej mentalności, wzajemnego braku zaufania. Teraz nagle sobie uświadamiamy, że demokracja ani prawo nie są dane raz na zawsze, że Rzeczpospolita samorządna jest potrzebna. Że powinniśmy się zjednoczyć, bo im lepiej będziemy zorganizowani jako część administracji publicznej, tym skuteczniej będziemy reprezentować i bronić interesu obywateli.

 

Czyli samorządowcy sami są sobie winni, że dali się rządowi zepchnąć do narożnika?

Powinniśmy wszyscy zadać sobie pytanie: ile czasu poświęciliśmy na budowę kultury obywatelskiej w naszych małych ojczyznach? Jak dużo zrobiliśmy, aby szkoły, za które odpowiadamy, prowadziły na dobrym poziomie zajęcia z wychowania obywatelskiego, aby nasi obywatele wiedzieli, na czym polegają dochody i wydatki miasta? Posypmy głowy popiołem i twardo sobie powiedzmy: przez ostatnie 27 lat nie robiliśmy tego w dostatecznym stopniu. Za ten wypływ populizmu, który nastąpił, ponosimy niemałą winę. Za bardzo upajaliśmy się kolejnymi rurami, ulicami, chodnikami, uważając, że to powody do chwały. Za mało czasu poświęcaliśmy temu, co nazywamy duchem obywatelskim. Sam mam wiele pretensji do siebie, że mogłem zrobić więcej.

 

Więc co teraz wójtowie i burmistrzowie mieliby zrobić?

Namawiam koleżanki i kolegów, aby ten czas pisowskiej depresji spożytkować w naszych gminach i powiatach do większej pracy z mieszkańcami. Podam przykład. We wrześniu zeszłego roku zorganizowałem Gdański Tydzień Demokracji, bo w tym miesiącu przypada Międzynarodowy Dzień Demokracji ustanowiony przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych. W rocznicę uchwalenia konstytucji z kwietnia 1997 roku zorganizowałem Dzień Konstytucji oraz debatę. 7 maja w naszym mieście odbywa się Dzień Europy pod hasłem „Gdańsk w Europie, Europa w Gdańsku”.

 

Wszystkie samorządy organizują rozmaite święta wynikające z kalendarza.

Ale ja z osłupieniem skonstatowałem, że większość celebracji gminnych opiera się na spoglądaniu w przeszłość. Obchodzimy powstania, zakończenie drugiej wojny światowej, jej wybuch. Praktycznie nie mamy do zaoferowania obywatelom czegoś radosnego, zwróconego w przyszłość. Trzeba być zakorzenionym w historii i ją znać, aby nie popełniać błędów poprzednich pokoleń, ale bezrefleksyjne powtarzanie pewnych rytuałów to strata czasu i pieniędzy. Przecież zorganizowanie na przykład Dnia Europy to dla wójta czy burmistrza doskonała okazja do pochwalenia się inwestycjami dofinansowanymi z Unii, ale równocześnie do pokazania zjednoczonej Europy, podyskutowania o niej, aby nie traktować jej tylko jako dojnej krówki. Poczujmy się odpowiedzialni za Europę. To my, samorządowcy, musimy podrzucać tematy do debaty dotyczącej postaw obywatelskich. To my odpowiadamy za poziom lokalnego zaufania.

 

To praca na lata, tymczasem samorządowcy oczekują zdecydowanego działania tu i teraz. Co im pan zaproponuje?

Moja ocena sytuacji w kraju oraz rządu jest bardzo krytyczna. Mamy do czynienia z rozciągniętym w czasie zamachem na polską demokrację i samorządność. My, nieważne czy wójtowie małych gmin, czy prezydenci dużych miast, nie możemy obojętnie przechodzić nad tym faktem. Tak jak w latach 80. uważałem, że nie można próbować przespać sytuacji politycznej, tak dziś głośno mówię na wszystkich spotkaniach: nie udawajmy, że sprawy, które dzieją się w stolicy, nie dotyczą nas i naszych gmin, bo nasza chata z kraja, nie przyjmujmy strategii, że lepiej siedzieć cicho, bo wojewoda w ramach zemsty politycznej zrobi krzywdę.

 

Do jakiej formy protestu pan namawia?

Zbliża się 27 maja, rocznica pierwszych demokratycznych wyborów samorządowych. Mam nadzieję, że wiele rad gmin i powiatów oraz sejmików przyjmie okolicznościowe uchwały protestacyjne. Takie symboliczne działania są istotne, bo mobilizują oraz uświadamiają radnym, ale także opinii publicznej, że nam nie chodzi o obronę stołków, jak zarzuca nam PiS, ale o ochronę konstytucyjnych praw. Przecież pomysł ograniczenia liczby kadencji w samorządzie oznacza ograniczenie biernego prawa wyborczego, a także czynnego po stronie mieszkańców, którzy nie będą mogli zagłosować na niektórych swoich przedstawicieli. Właśnie z takim przekazem trzeba wychodzić do społeczeństwa. Maj będzie miesiącem protestów. Czekamy na odpowiedź prezydenta Dudy, czy przyjmie delegację samorządową i zajmie stanowisko w sprawach dla nas fundamentalnych.

 

Samorządowy Komitet Protestacyjny postanowił wystosować list do Andrzeja Dudy z wnioskiem o spotkanie. Napisał tak: „Od reakcji Prezydenta Komitet uzależnia nasz udział w planowanym na 29 maja spotkaniu z okazji Dnia Samorządu Terytorialnego”. Czy to nie forma szantażu?

Każdy musi uczciwie spojrzeć prawdzie w oczy. Czy mamy być paprotką, czy też powinniśmy egzekwować swoje prawa? Jeśli ktoś chce być ozdobnikiem – bardzo proszę, jego wybór. Niech się tłumaczy z tego swoim mieszkańcom. Panie redaktorze, nie ma takiego prestiżu związanego ze stanowiskiem państwowym, który by uzasadniał bierność wobec prób zabierania samorządowi jego praw. My bronimy tych praw, które zostały nam nadane przez rządy Mazowieckiego, Suchockiej i Buzka. Proszę pamiętać, że nie byliśmy pieszczochami poprzednich rządów, też mieliśmy sytuacje konfliktowe. Ja, Paweł Adamowicz, członek Platformy Obywatelskiej, miałem sytuacje sporne z rządem Donalda Tuska, choćby w sprawie ustalenia granicy między Gdańskiem a Sopotem. Te słowa w komunikacie, które pan przytoczył, zostały tak sformułowane, bo samorządowcy chcą być traktowani partnersko i poważnie. Nie można nas zapraszać na uroczystości, a równocześnie zamykać oczu na pomysły mające antysamorządowe zabarwienie.

 

Środowisko prawnicze jest znacznie bardziej skonsolidowane, a nie jest w stanie powstrzymać wymierzonych w nie działań rządu. Wierzy pan, że wasze protesty przyniosą jakikolwiek efekt?

Mamy przykład okołowarszawskich gmin sprzeciwiających się pomysłom stworzenia metropolii wedle wizji posła Sasina. Duża aktywność radnych, burmistrzów i prezydentów plus akcja referendalna wyhamowały pisowską ofensywę.  Oczywiście nie wiemy, czy na zawsze, czy nie są to taktyczne dwa kroki wstecz, aby zrobić potem pięć do przodu. Ale PiS się cofnął. Dlatego nasza mobilizacja musi być permanentna. Trzeba stosować różne metody nacisku, demonstrować i protestować, ale umiejętnie, aby nie przegrzać, nie zmęczyć samorządowców i opinii publicznej. Musimy uświadamiać PiS-owi, że kto obiera antysamorządowy kierunek, poniesie wysokie koszty. PiS może dziś przeprowadzić przez Sejm nawet najbardziej absurdalne rozwiązania, ale jego zwycięstwo będzie pyrrusowe, o czym przekona się po wyborach. Powinniśmy informować mieszkańców, jaka partia jest prosamorządowa, a jaka anty.

 

Jakie są anty?

Oprócz PiS myślę, że ugrupowaniem, które nie rozumie samorządu terytorialnego i go nie broni, jest Kukiz'15. Ci politycy rzadko się wypowiadają, a jeśli już, to podobnie jak PiS.

 

A lewica pozaparlamentarna, a Nowoczesna?

Wszystkie partie poza dwiema wymienionymi wyżej stawiają na decentralizację kraju, choć poziom tych dążeń jest różny. Nawet w samej PO są różnice zdań. Dlatego powinniśmy szeroko dyskutować o tym, jak bardzo decentralizacja powinna być pogłębiana, zarówno w wymiarze kompetencyjnym, jak i finansowym. I już powinniśmy zacząć pracować nad rozwiązaniami, które wprowadzimy po PiS.

 

Chodzi o przywrócenie porządku prawnego sprzed 2015 roku, kiedy partia Jarosława Kaczyńskiego wygrała wybory?

Nie mówię o prostej restauracji starego porządku, ale o kolejnym etapie reform samorządowych i gospodarczych. Już przed PiS-em forma zorganizowania państwa miała wiele braków. Potrzebna jest debata na temat zasad podziału dochodu narodowego. Wcześniejsze rządy, także PO, wprowadzały ciekawe rozwiązania, na przykład powszechną opiekę przedszkolną, ale bez zagwarantowania samorządom udziału w dochodach państwa, narzucały różne obowiązki bez zabezpieczenia środków finansowych. Zlikwidowano niektóre rozwiązania z początku lat 90. Podam przykład: za czasów Buzka prezydenci miast na prawach powiatu oraz starostowie mieli prawo głosu w konkursie na szefa powiatowej policji. Dziś takiego prawa nie mają. Dlatego z obecnej pisowskiej lekcji musimy wyjść z konkretnymi projektami na przyszłość.

 

Wróćmy do tego, co mamy teraz. Z jednej strony konsolidujący się samorząd, z drugiej rząd chcący siłowo wprowadzać nowe rozwiązania. Obie strony muszą się gdzieś spotkać, usiąść do rozmów. Sukcesem negocjacji zawsze jest kompromis. Z czego samorząd może się wycofać na rzecz uspokojenia emocji?

Po pierwsze, nie słyszymy i nie widzimy chęci rozmowy ze strony rządu czy Prezydenta RP. Po drugie, po naszej stronie nie ma żadnego pola do ustępstw. Dlaczego? Bo pomysły, które formułuje PiS, idą w kierunku odbierania samorządowi praw nabytych. Nasza odpowiedź może być tylko jedna: non possumus. Albo PiS zrezygnuje ze swoich recentralizacyjnych pomysłów, albo będziemy w stanie permanentnej polaryzacji, aż do rozstrzygnięć w wyborach parlamentarnych w 2019 roku.

 

Takie eskalowanie emocji jest niebezpieczne.

Panie redaktorze, my bronimy swoich praw, fundamentalnych zasad. To by bardzo źle o nas świadczyło, gdybyśmy nie działali z taką bezkompromisowością. Mamy do tego mandat od lokalnego suwerena, on jest tak samo silny, jak mandat posła.

 

Przestaje pan być samorządowcem i staje się politykiem.

Nie zgodzę się z panem. Nie ma alternatywy wykluczającej: samorządowiec albo polityk. Ja politykę traktuję po arystotelesowsku, to wszelkie działania na rzecz dobra wspólnego. Każdy samorządowiec, czy tego chce, czy nie, jest politykiem, tyle że lokalnym.

 

Ale nie powinien w takim stopniu angażować się w wydarzenia rozgrywające się na szczeblu centralnym.

Wręcz przeciwnie. Ostatnio wojewoda pomorski napisał do mnie list, w którym skrytykował mnie, że śmiałem zorganizować w Gdańsku jubileusz Trybunału Konstytucyjnego. Ta wypowiedź wojewody z PiS-u pokazuje, jak w soczewce centralistyczną mentalność i to, że niektórzy członkowie tej partii nie odrobili lekcji demokracji. Zorganizowałem jubileusz z okazji rocznicy konstytucyjnego organu i miałem do tego prawo. Bo jako prezydent Gdańska jestem członkiem administracji publicznej, jestem członkiem państwa polskiego i nie pozwolę, by wojewoda czy ktokolwiek inny wskazywał mi miejsce w państwie i zabraniał zajmowania się Trybunałem. Zwracam się za pośrednictwem „Wspólnoty” do wszystkich samorządowców w Polsce: nie dajcie sobie wmówić, że jesteście tylko od śmieci, cmentarzy, żłobków i dróg. Jesteście częścią państwa polskiego i nie może być wam obojętne, w jakiej kondycji są organy tego państwa. Jesteśmy patriotami i ten patriotyzm motywuje nas do interesowania się sprawami ogólnokrajowymi. Mamy prawo je komentować i zajmować stanowisko.

 

Czyli frontman Samorządowego Komitetu Protestacyjnego będzie wdawał się w ostrą polemikę z rządem?

To nie jest tak, że na Pawła Adamowicza scedowano wszystko. Komitet składa się z liderów ogólnopolskich organizacji, a więc od ich zaangażowania, pomysłowości, czasu, który przeznaczą na wspólne działania, zależy jak, przeciw komu i czemu będziemy występować. Niezależnie od temperatury politycznych sporów trzeba rozpocząć debatę w środowisku samorządowym nad potrzebą konsolidacji. Wiem, że każda z organizacji ma swoją tradycję, swoje kapliczki, swój prestiż, ale nadszedł taki czas, że siła tkwi w jedności. Strona samorządowa musi być bardziej scementowana, musi mieć silny think-tank, stworzyć lobby, z którym będzie się liczyć każdy klub parlamentarny, każda partia, każdy rząd, nie tylko rząd PiS-u, ale wszystkie następne.

 

Dlaczego Samorządowy Komitet Protestacyjny wezwał do uczestnictwa 6 maja w Warszawie na Marszu Wolności organizowanym przez Platformę Obywatelską? Po co taka polityczna identyfikacja? Dlaczego nie zrobiliście demonstracji sami?

Mamy dziś czas współpracy ze wszystkimi siłami prodemokratycznymi i proeuropejskimi. Tak się składa, że dziś PO jest największą partią opozycyjną, ma rosnące poparcie w sondażach. Samorządowcy są pragmatykami i kierują się zdrowym rozsądkiem. I wiedzą, że na obecnym etapie sporu politycznego i PO jest naszym sojusznikiem, i PSL, Nowoczesna, SLD czy Partia Razem. Wśród nas są ludzie o wrażliwości lewicowej, konserwatywnej i centrowej. Łączymy siły, aktywa, aby nasz głos był słyszalny. W marszu w Warszawie poszli nie tylko samorządowcy, ale i nauczyciele protestujący przeciwko likwidacji gimnazjów oraz inne grupy, które sprzeciwiają się działaniom PiS. Czas na identyfikację partyjną powróci po przywróceniu w Polsce pełnej demokracji.

 

Macie w ogóle jakąś ofertę dla samorządowców z Prawa i Sprawiedliwości?

Są i mogą czuć się zaproszeni na każde nasze spotkanie. Nie mamy nic do ukrycia.

 

Nie korzystają z tego zaproszenia.

Bo się boją, że ich własna partia uzna, że są przeciwko niej. Były przypadki usuwania z PiS-u samorządowców krytykujących reformę oświatową. Nadeszły niełatwe czasy dla wszystkich: i dla krytycznych wobec rządu, i dla tych z PiS-u. Pora pokazać odwagę cywilną, jak w latach 80. Czasy są nieporównywalne, ale doszło do tego, że w niektórych środowiskach potrzeba dziś niezłej odwagi, żeby publicznie wywiesić flagę Unii Europejskiej. Tak być nie może.

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane