W samorządach

Kiedy samorząd powie dość?

Czy rolą samorządu jest zaostrzanie polityki fiskalnej i świadome spowalnianie gospodarki w imię wątpliwych celów i idei wąskiej grupy społecznej, do czego zmusza nas minister finansów? – pyta Grzegorz Teresiński, wójt gminy Wilków. Jego zdaniem samorządy są wykorzystywane i ubezwłasnowolniane przez ministra, który mimo że odpowiada za cały sektor finansów publicznych, dba tylko o jedno: budżet państwa.

Piszę jako wieloletni praktyk, jestem wójtem czwartą kadencję. Myślę, że przedstawiony tekst podniesie temperaturę tej ważnej dla nas wszystkich debaty. Pismo Samorządu Terytorialnego „Wspólnota” pozostaje jedynym publikatorem wymiany myśli o roli samorządu, dlatego chciałbym dołożyć swoją skromną cegiełkę do prowadzonej przez Państwa dyskusji.

 

Ostatnio dużo mówi się i pisze o proponowanych zmianach w jednostkach samorządu terytorialnego, w kontekście zwiększenia udziału szeroko rozumianego społeczeństwa, różnorakich zrzeszeń, stowarzyszeń i wszelkich grup interesu w procesach decyzyjnych gmin.

 

Ustalmy priorytety

Podkreśla się propagowanie społeczeństwa otwartego, obywatelskiego, czynnie uczestniczącego w tworzeniu prawa lokalnego. Sugeruje się konieczność zmian ustawowych dających większe prawa i swobody organizacjom pozarządowym, lecz nie wspomina się o elementarnej odpowiedzialności różnych radosnych inicjatyw i ich twórców wobec prawa.

 

Zastanówmy się przez chwilę, czy właśnie takie reformy są w tej chwili konieczne i jakie istotne zmiany już stały się faktem w naszych miastach, miasteczkach, wsiach, powiatach. Przez szereg ostatnich lat JST poddawane są nieustannej hekatombie zmian legislacyjnych, dokonywanych przez koleje ekipy rządowo-sejmowe, które mają bardzo istotny wpływ na nasze codzienne życie, a czego do końca my, jako obywatele, nie jesteśmy świadomi. Każdego roku podejmowane są zmiany w prawie oświatowym, administracyjnym, z zakresu opieki społecznej, z zakresu ochrony zdrowia etc., które narzuca się gminom bez konsultacji społecznych, nie wspominając o konsultacjach z samymi zainteresowanymi.

 

Przykłady można mnożyć. W efekcie system finansowania oświaty jest wadliwy, podobnie system służby zdrowia, opieki społecznej. Rządzący wprowadzają nowe rozwiązania prawne bez zabezpieczenia finansowego, cedując wszystko na samorząd i zmuszając wójtów i burmistrzów do nieustannego zaostrzania lokalnej polityki fiskalnej, która musi pokryć niedobory finansowe niezbędne do prawidłowej realizacji niedoszacowanych ustaw. Taki proceder trwa od lat!

 

Samorządy przyparto do muru

Z samorządowcami nie liczy się nikt, a za skutki takiej polityki niestety płaci bezpośrednio lokalna społeczność. Uchwala się złe i niespójne prawo, nie ponosząc za to żadnej odpowiedzialności, bo wątpliwa odpowiedzialność polityczna parlamentu nie jest żadną odpowiedzialnością… Samorządy z trudem dźwigały dotychczasowe brzemię, tłumacząc się bezustannie przed ludźmi za nie swoje przewiny, lecz wytrzymałość finansowa i cierpliwość powoli przyparła nas do ściany, za którą nie ma już nic!

 

Najgorszym z możliwych i dotychczasowych scenariuszy była decyzja ministra Jacka Rostowskiego zmuszająca samorządy do wprowadzenia wieloletniej prognozy finansowej (WPF). W założeniu idea może i słuszna, ale diabeł tkwi w szczegółach. Do założeń WPF wprowadzono zasadę, że JST nie będą mogły uchwalić kolejnych budżetów, jeśli planowane wydatki bieżące są wyższe niż zaplanowane dochody bieżące powiększone o nadwyżkę budżetową z lat ubiegłych i wolne środki. Niewiele jest samorządów, które z łatwością wypracowują nadwyżkę budżetową i mają wolne środki. Zwykle z trudem dokonują cięć w sferze wydatków bieżących, do których muszą stale dokładać, m.in. do niedoszacowanej subwencji oświatowej czy do zadań z zakresu opieki społecznej. W ten sposób koło się zamyka. Mszczą się wieloletnie praktyki cedowania na samorządy nowych zadań bez odpowiedniego zabezpieczenia finansowego.

 

W efekcie JST nie mogą, jak dawniej, szerzej myśleć o kredytowaniu zadań inwestycyjnych.

Bolesne i trwałe skutki są odczuwalne już dziś, a zdaniem wielu ekonomistów będą dawały się we znaki także następnym pokoleniom. Konsekwencje będą o wiele gorsze niż fatalna w skutkach reforma rządu Jerzego Buzka.

 

W imię partykularnych interesów wąskiej grupy minister finansów na naszych oczach i w majestacie naprędce skleconego prawa dokonuje swoistego zaboru dochodów jednostek samorządu terytorialnego, aby w świetle jupiterów brukselskich chwalić się wyżyłowanymi społecznie wskaźnikami, które w dalszej perspektywie wyrządzą więcej zła, niż dobra.

 

Przykłady? Proszę bardzo. Choćby ograniczenie portfela zamówień inwestycyjnych przez samorządy w kluczowych dziedzinach – infrastrukturze, drogowej, wodno-ściekowej, komunalnej, socjalnej, oświatowej etc. Tylko wąska grupa obywateli wie, że JST wszystkich szczebli, czyli gminy, miasta i powiaty, są lub raczej były największym inwestorem w Polsce! To samorządowe inwestycje znacząco wpływały na wzrost gospodarczy w ważnych sektorach gospodarki. Ubezwłasnowolnienie finansowe samorządów spowodowało już w tej chwili znaczące załamanie w kilku dziedzinach, co nie jest bez znaczenia dla stale powiększającego się bezrobocia.

 

Kolejna ważna rzecz – dzięki ograniczeniom tzw. wskaźnika Rostowskiego dla JST, coraz więcej gmin nie może i nie będzie w stanie sięgnąć po środki zewnętrzne!

Dzięki takiej polityce zmusza się gminy do wydatkowania środków, w momencie gdy – ujmując to kolokwialnie – same je zarobią. Zyskuje na tym sektor bankowy, ponieważ wzrastają koszty kredytu inwestycyjnego. A traci społeczeństwo, bo zmusza się rady gmin i miast do podwyższania lokalnych podatków, aby w kilkuletniej perspektywie budżetowej zadowolić Pana Ministra.

 

Żaden odpowiedzialny minister nie powinien zarzynać kury znoszącej złote jajka.

 

Liberalizm nie zdaje egzaminu ?

Czy naprawdę liberalne zasady wolnorynkowe, którym ślepo ufa minister Rostowski, w dobie kryzysu światowego to jedyne rozwiązanie? Czy rolą samorządu jest zaostrzanie polityki fiskalnej i świadome spowalnianie gospodarki w imię wątpliwych celów i idei wąskiej grupy społecznej? Czy samorząd nie powinien być bardziej elastycznym, czytaj – wyczulonym na lokalne problemy ludzi organem administracji, której misją powinno być polepszanie standardów życia we wszystkich jego aspektach?

Dlaczego wiąże się ręce tym, którzy są najbliżej ludzkich problemów i którzy paradoksalnie stanowią bufor ochronny dla rządzących poprzez wprowadzanie decyzji centralnych na poziomie lokalnym? To samorząd ponosi realną odpowiedzialność prawną, społeczną i polityczną, konfrontując się oko w oko z wyborcami.

 

Wielu światowych ekspertów ekonomii, m.in. noblista Paul Kruger czy Robert Skidelsky, otwarcie mówią, że w dobie kryzysu światowego polityka liberalna nie zdaje egzaminu. W dobie kryzysu potrzebny jest kontrolowany interwencjonizm gospodarczy, o którym pisał twórca makroekonomii John M. Keynes. Przykładem mogłaby tu być bardziej elastyczna polityka wobec samorządów, które uwolnione z dotychczasowego jarzma inwestowałyby w rozwój infrastruktury, w poszerzenie bazy oświatowej, realnie zwiększając podaż pieniądza na rynku i przyczyniając się do rozwoju firm, zmniejszałyby bezrobocie.

Interwencjonizm powinien być zastosowany w sferze produkcji rolnej i przemysłowej. Kraje tzw. starej Unii skutecznie to robią, nie bacząc na wytyczne, które my w swej nadgorliwości egzekwujemy gdzie tylko się da.

 

Już dziś rozpocznijmy debatę !

A jeżeli chcemy koniecznie zmian w polityce wobec samorządów, to wróćmy, a raczej rozpocznijmy szeroką debatę nad tym, co rzeczywiście złe i kosztochłonne. Dlaczego nie mówimy o likwidacji gimnazjów, które zdaniem zdecydowanej większości ekspertów z zakresu pedagogiki i psychologii, a także samych rodziców, trwale degradują naszą młodzież, tworząc z niej grupę pseudodorosłych. Dlaczego nie mówimy o likwidacji powiatów – jednostek sztucznie utworzonych, odbierających obywatelom szeroki dostęp np. do geodezji czy wydziałów komunikacji. Jednostek bazujących tylko na subwencjach budżetu, a więc bezproduktywnych, społecznie i ekonomicznie zbędnych.

Przykładów jest wiele i wiele jest przestrzeni na taką debatę. Samorząd jest bardzo istotnym elementem gospodarki i jako taki powinien być postrzegany przez rządzących.  Lecz nie jedynie przez pryzmat liczb i suchych statystyk, które minister finansów może ręcznie osiągać, na rzecz swoich doraźnych potrzeb ubezwłasnowolniając JST.

Samorządy muszą zachować swoistą elastyczność i autonomię w kwestii kreowania swoich budżetów. I nie bójmy się utraty kontroli czy zdrowego rozsądku przez lokalnych włodarzy. Jak wcześniej wspominałem, mało która administracja podlega tak ścisłej i nieustannej kontroli przez powołane konstytucyjnie organy (NIK czy RIO), a zwłaszcza lub przede wszystkim przez swoich wyborców.

 

Zamiast rozmowy o społecznej i gospodarczej roli samorządu, zamiast umożliwiania samorządom lepszego rozwiązywania istotnych spraw dnia codziennego, proponuje się zmiany preferujące roszczeniową postawę wichrzycielską.

Rozpocznijmy debatę już dziś. Sprawy samorządu są naszymi najbliższymi sprawami. Rozpocznijmy tę debatę, bo nikt za nas tego nie zrobi!

Zróbmy to My – Samorządowcy, zróbmy to teraz, bo dochodzimy do kresu wytrzymałości, a za kilka miesięcy może być na wszystko za późno.

 

 

Autor jest wójtem gminy Wilków ( woj. lubelskie )

 

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane