W samorządach

Jak wójt Skarbimierza oświatę reformował

Policja wchodzi do gabinetu wójta Skarbimierza i wymontowuje z komputera dysk. Konferencja, na której wójt miał ujawnić pełny zapis nagranej z ukrycia rozmowy dyrektorki szkoły zostaje odwołana. W tej opowieści jest wszystko: wielkie ambicje, pieniądze, władza, marzenia o sławie. Oto historia jednego z najbardziej medialnych wójtów w Polsce.

Andrzej Pulit w tym roku skończy 64 lata, ale energią mógłby obdzielić kilka osób. Znajomi mówią o nim: gawędziarz, bo potrafi na śmierć zagadać. Spotkanie zaplanowane na godzinę zazwyczaj przedłuża się do dwóch. Gdy na konferencji wchodzi na mównicę, z sali dobiegają westchnienia. Jak zabierze głos, to już nie odda.

 

Ale Andrzej Pulit jest nie tylko gadułą, ale zręcznym politykiem. Umie zjednywać sobie ludzi. Oponentów urabia, dając intratne stanowiska w urzędzie. Przez lata otoczył się gronem osób, które coś mu zawdzięczają. Dzięki temu władzę sprawuje niemal jednoosobowo. Pan na włościach.

Skarbimierz to rolnicza gmina, dla większości miejscowych Pulit jest dobrym gospodarzem. Zorganizował fundusz sołecki, załatwił prawie darmowe przedszkole dla dzieciaków, ściągnął ogromnego inwestora do gminy. Kolejne wybory wygrywa bez trudu.

 

Ale jest grupa, która szczerze go nienawidzi. Nauczyciele. Są przekonani, że Pulit wypowiedział im wojnę. On z kolei uważa, że pracują nieefektywnie, źle prowadzą dzienniki zajęć i całą energię spożytkowują na udowadnianie, że wypracowali nadgodziny, za które oczekują pieniędzy. – A ja nie będę płacił za coś, czego nie ma – tłumaczy.

 

Czwórka personelu, ósemka dzieci

Aby poznać genezę konfliktu, trzeba cofnąć się o ponad 20 lat. W Skarbimierzu w czasach PRL stacjonowały wojska radzieckie, działało lotnisko. Andrzej Pulit był radnym i sołtysem we wsi Lipki. Zbudował tam Dom Ludowy, z czego do dziś jest dumny. Potem został wiceburmistrzem miasta i gminy Brzeg. Częścią gminy był też Skarbimierz. Inicjatywa przekształcenia Skarbimierza w odrębną jednostkę organizacyjną, z własnymi władzami, pojawiła się 1988 roku. Pulit był gorącym orędownikiem, jeździł na rozmowy do MSW i wojewody. W 1991 r. rozdzielenie samorządów stało się faktem. Po wyborach radni wybrali Pulita na wójta. Jest nim nieprzerwanie do dziś.

 

Rosjanie wychodząc z Polski zostawili w Skarbimierzu zdewastowane tereny i puste bloki. Gmina to wszystko przejęła. Skorzystała z rządowych funduszy i bloki wyremontowała, a mieszkania posprzedawała. Wójt wspominając tamte czasy z dumą opowiada zwłaszcza o funduszu sołeckim, który stworzył, jednym z pierwszych w kraju. – W 1992 roku postanowiłem wpływy z podatku rolnego odpisać dla sołectw. Pomysł chwycił, ludzie zobaczyli, że mogą sami dysponować pieniędzmi. Z czasem przeszliśmy na odpisy kwotowe. Było 100 zł od mieszkańca, a w tym roku to już 400 zł. Osiedle, gdzie stoją bloki, dostanie aż 800 tys. zł – mówi Pulit.

 

Wójt nie musiał tworzyć przedszkoli, bo odziedziczył je po Brzegu. Jak mówi, od razu zabrał się za porządki. W takich Lipkach na przykład w przedszkolu pracowały cztery osoby, w tym dyrektorka. Dzieci chodziło ośmioro, w tym połowa to dzieci personelu. Absurd. Dlatego już na początku lat 90. postanowił połączyć wszystkie przedszkola, tworząc jeden etat dyrektorski, a placówki we wsiach przekształcając w filie. To oznaczało oszczędności dla gminy, ale i redukcję etatów, co przysporzyło mu trochę wrogów.

 

Panie tylko kawę piją

Ale prawdziwa wojna rozgorzała w 2011 roku, kiedy wójt po raz wtóry postanowił zreorganizować przedszkola. Dlaczego? – Przychodzili rodzice, że przedszkolanki nie zajmują się dziećmi, że wyręczają się woźnymi. Niech pan sobie wyobrazi: wpada mi do gabinetu rodzic i krzyczy na wójta, że trzeba porządki w przedszkolu zrobić, bo panie tylko kawę piją. Każdego roku płacimy nauczycielkom za godziny ponadwymiarowe. Wydatki na płace rosły, a ludzie coraz bardziej się skarżyli – mówi Pulit.

 

Dochodzi do wniosku, że w oddziałach, które działają po pięć godzin dziennie, nauczycielkom wystarczy zatrudnienie na trzy czwarte etatu. Kobiety protestują, powiadamiają prasę, nawet telewizję, że wójt niszczy oświatę. Dyrektorka przedszkola Jolanta Pietkiewicz usiłuje zażegnać konflikt. Proponuje kompromis: jak wójt zgodzi się na pełne etaty, to nauczyciele nie będą żądać zapłaty za nadgodziny. Ustna umowa obowiązuje krótko.

 

– Już po kilku miesiącach dyrektorka wykazuje mi wzrost kosztów na wynagrodzenia o 600 tys. zł, bo uwzględniła godziny ponadwymiarowe. Pytam: ile wy pracujecie? Ona, że 50 godzin tygodniowo. No to wysyłam kontrolę do przedszkola. I kontrola odbiera oświadczenia od nauczycieli, że pracują nie po 50, a po 26–37 godzin. Sprawdziliśmy też dzienniki i wyszło, że są dziwnie prowadzone: część godzin zapisywano tam jako pensum, a część jako godziny opiekuńcze. Zaczęła się dyskusja, które zajęcia jak kwalifikować – mówi wójt.

 

Konflikt narasta. Nauczycielki wzywają inspekcję pracy. Dyrektorka oficjalnie występuje o zmianę arkusza organizacyjnego i wpisanie do niego godzin ponadwymiarowych. – Więc ją odwołałem, bo przekroczyła zakres uprawnień i naruszyła obowiązki służbowe – kwituje Pulit. Jest grudzień 2011 roku.

 

Wybucha awantura, część rodziców staje murem za dyrektorką, która na stanowisku przepracowała 18 lat. Pod listem w jej obronie podpisują się 54 osoby. Ale wójt jest nieugięty. Wbrew temu, co mówią inspektorzy pracy, uznaje roszczenia nauczycieli w sprawie nadgodzin za bezzasadne. Powierza obowiązki dyrektora dotychczasowej zastępczyni. Ta stwierdza, że nie podoła. Inne przedszkolanki również mówią: nie. Wtedy rusza karuzela z dyrektorami.

 

Wójt ściąga na p.o. dyrektora osobę z zewnątrz. Ta widząc, w co się wpakowała, niemal natychmiast rezygnuje. Następnym dyrektorem przedszkola zostaje mężczyzna. – Ustaliłem z nim co ma robić, ale czynności nie podjął. Więc odwołałem go w trybie bez wypowiedzenia – wspomina Pulit. – W końcu postanowiłem, że obowiązki dyrektora przedszkola przejmie dyrektorka zespołu szkół Genowefa Prorok. W międzyczasie przyszykowałem uchwałę o połączeniu szkół i przedszkola w jeden zespół oświatowy. Rada uchwałę przyjęła.

 

Mijają kolejne miesiące. Wojna z nauczycielami trwa. Dyrektorka szkoły, która przejęła kierowanie przedszkolem, jest między młotem a kowadłem. Z jednej strony wójt nakazujący przygotować arkusze organizacyjne tak, by nie było w nich nadgodzin, z drugiej podwładni – nauczyciele. Nie wypełnia poleceń wójta. W końcu Pulit stawia jej ultimatum i grozi dyscyplinarką, a kobieta bierze zwolnienie lekarskie i znika ze szkoły.

 

Podsłuchy i przegrany proces

8 marca 2012 r. dyrektorka Prorok, która jest na zwolnieniu, spotyka się w biurze PSL w Opolu z wiceszefem MSW, zarazem szefem opolskich struktur PSL Stanisławem Rakoczym i wicewojewodą Antonim Jastrzembskim. Skarży się na wójta, który też do PSL należy. Nie wiedzą, że rozmowa jest potajemnie nagrywana. Do dziś oficjalnie nie wiadomo, kto to zrobił, a zapis rozmowy przesłał wójtowi Pulitowi. Ten twierdzi, że plik mp3 dostał mailem od nieznanego nadawcy.

 

Niedługo po tym spotkaniu wójt odwołuje Prorok z funkcji dyrektora zespołu szkół. Kobieta składa pozew do sądu pracy.

 

 

Lipiec 2012 r. Wójt ponosi pierwszą prestiżową porażkę. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Opolu unieważnia jego zarządzenie w sprawie zwolnienia dyrektorki przedszkola Jolanty Pietkiewicz za to, że domagała się wypłaty pieniędzy za godziny nadliczbowe. Zdaniem wójta „rażąco naruszyła interes publiczny” i „przekroczyła uprawnienia, próbując wymusić usankcjonowanie własnych działań”. Zarzucał jej braki w dokumentacji, m.in. nieodpowiednie prowadzenie dzienników. Jego zdaniem Pietkiewicz chciała doprowadzić do „naruszenia dyscypliny budżetowej”, co jest „szczególnym uzasadnieniem przypadku” jej odwołania.

 

Zarządzenie wójta Pietkiewicz zaskarżyła do wojewody, a ten wniósł skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego. WSA zarządzenie unieważnia. Sędzia mówi, że nie jest czytelne i nie ma w nim „precyzyjnie przedstawionych dowodów”. Wyrok jest nieprawomocny, wójt składa apelację.

 

Wojewoda pisze do wójta

Sierpień 2012 r. Dyrektorem Gminnego Zespołu Szkół i Przedszkoli w Skarbimierzu zostaje Sławomir Michalski, emerytowany policjant, który ostatnie lata spędził na stanowisku komendanta powiatowego policji w Brzegu. Teraz ma za zadanie zmienić gminną oświatę według wizji wójta Andrzeja Pulita. Nie będzie to łatwe. W Skarbimierzu wciąż wrze. W ciągu ostatnich miesięcy wójt przeprowadził bowiem kilka zmian: nie tylko połączył szkoły z przedszkolami w zespół, ale doprowadził do zwolnienia prawie połowy nauczycielek z przedszkola oraz do sytuacji, że większość pozostałych będzie pracować na trzy czwarte etatu. Ponad setka dzieci ma trafić do niepublicznego przedszkola, które na polecenie wójta założyła gminna spółka Eko Skarbimierz, do tej pory zajmująca się wodociągami. Tu kłopotów z nadgodzinami nauczycieli nie będzie, bo w niepublicznej placówce Karta Nauczyciela nie obowiązuje.

 

Październik 2012. Nauczyciele wciąż ślą skargi gdzie się da. W końcu wojewoda opolski Ryszard Wilczyński w oficjalnym piśmie wzywa wójta Skarbimierza do przestrzegania prawa oświatowego. Niezastosowanie się skutkować będzie wnioskiem do premiera o odwołanie wójta. – Z niedowierzaniem przeczytałem to pismo – mówi zaskoczony Pulit. – To kompromitacja urzędników, którzy je przygotowali, i samego wojewody. Jak można pisać o naruszeniu prawa, skoro nie ma prawomocnych wyroków?

 

Afera podsłuchowa, wójt opuszcza PSL
Andrzej Pulit postanawia przejść do kontrataku. Jest grudzień 2012 r. Ujawnia fragmenty rozmowy z udziałem dyrektorki zespołu szkół Genowefy Prorok nagranej w biurze PSL. Jego zdaniem uczestnicy spotkania ubliżali mu, a Prorok nazwała go „idiotą i wariatem” i pomówiła o łamanie prawa. – Podżegała wicewojewodę do działań przeciwko mnie. Robotę miał wykonać wraz z kuratorem oświaty – mówił Pulit dziennikarzom.

 

Wybucha afera, wszyscy w PSL mówią o podsłuchach. Wicewojewoda Antoni Jastrzembski składa w prokuraturze w Opolu zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. – Potajemne nagrywanie i upublicznianie rozmów jest karalne – tłumaczy.

 

Luty 2013 r. Opolski PSL postanawia zająć się sprawą podsłuchów. Andrzej Pulit wyprzedza jednak ruchy i rzuca legitymacją. Wie, że inni działacze zażądają usunięcia go z partii. – Nie mogę być członkiem partii, której prezes Stanisław Rakoczy i członkini Genowefa Prorok dopuszczają się czynów zabronionych kodeksem karnym wobec mojej osoby i gminy Skarbimierz –  tłumaczy.

 

Pulit idzie na całość. Przygotowuje specjalne oświadczenie dla prasy i zwołuje na środę 27 lutego 2013 r. konferencję prasową, na której ujawni całość podsłuchów. Wysyła zaproszenie do Polskiej Agencji Prasowej, zainteresowane tematem są krajowe stacje telewizyjne. To będzie wielka chwila wójta.

 

Nieoczekiwany najazd policji

26 lutego, dzień przed konferencją. Nic nie zwiastuje tego, co za kilka godzin nastąpi. Rankiem w gabinecie wójta szef gminnej straży spotyka się z komendantem powiatowym policji. Podpisują porozumienie o współpracy. Kurtuazyjna rozmowa przy kawie i ciasteczkach.

 

Potem wójt przez kilka godzin rozmawia z dziennikarzem „Wspólnoty”. Opowiada o swoich próbach reformowania oświaty, o niesłusznych oskarżeniach związanych z przygotowywaniem terenów pod inwestycje, o wojnie z regionalną izbą obrachunkową, konflikcie z wojewodą i kuratorium. W międzyczasie wydaje polecenia sekretarz urzędu dotyczące następnego dnia, ustala listę dziennikarzy, którzy dostaną zaproszenie, rozmawia przez telefon z reporterką TVN.

 

Spotkanie z dziennikarzem „Wspólnoty” kończy się po godz. 14. Trzy godziny później w domu wójta zjawiają się policjanci z Komendy Wojewódzkiej w Opolu. Chcą zająć wszelkie materiały związane z przygotowywaną konferencją prasową i zabraniają publikacji zapisu rozmowy podsłuchanej w biurze PSL. W domu nic nie znajdują, więc jadą do urzędu gminy i zabezpieczają w twardy dysk komputera wójta i płyty CD przygotowane dla mediów. Pulit zapowiada złożenie do sądu zażalenia na zarekwirowanie dysku. – Zakłócona została praca urzędu. Prokuratura nie musiała podejmować tak nadzwyczajnych działań. To pokazuje, że władza czegoś się boi – mówi.

 

Kampania pomówień i oskarżeń?

W sześciostronicowym oświadczeniu, które miał rozdać dziennikarzom, wójt tłumaczy między innymi, dlaczego zwolnił dyrektorkę zespołu szkół Genowefę Prorok. Że dopuściła się nieprawidłowości i odmawiała wykonywania poleceń. „Będąc na chorobowym, udała się na spotkanie z wysokimi przedstawicielami administracji rządowej, Stanisławem Rakoczym i Antonim Jastrzębskim. Nie mając wiedzy o tym spotkaniu, po miesiącu nieobecności dyrektorki i otrzymaniu nowych pisemnych dowodów potwierdzających, że dyrektorka swoim działaniem przekroczyła zakres upoważnienia oraz nie dopełniła obowiązków służbowych wydałem zarządzenie o odwołaniu dyrektorki ze stanowiska. Po odwołaniu okazało się, że kuratorium rozpoczęło intensywne działania kontrolne i nadzorcze nad moimi zarządzeniami organizacyjnymi, choć organem nadzorczym nad zarządzeniami jest wojewoda. Kurator w wywiadzie dla TVP  Opole ogłosiła, że przeciw wójtowi podjęto działania prawne i pozaprawne, również wojewoda opolski wypowiedział się krytycznie o działaniach wójta”.

 

Oskarża też posła PSL Sławomira Kłosowskiego. „Do kampanii pomówień i oskarżeń włączył się również poseł Sławomir Kłosowski, który dwukrotnie przyjeżdżał na tajne spotkania do Skarbimierza, aby doradzać, jakie działania należy podjąć przeciwko wójtowi. Poseł Kłosowski w publicznej wypowiedzi wywierał naciski na wojewodę opolskiego, aby ten podjął zdecydowane działania przeciw wójtowi gminy Skarbimierz”.

 

Pulit przyznaje, że na działania wojewody, wicewojewody, kuratora oraz wiceszefa MSW poskarżył się pisemnie premierowi i ministrowi sprawiedliwości. – Dostałem lakoniczne odpowiedzi, że wiceminister Rakoczy podczas tamtego podsłuchanego spotkania nie wykonywał czynności służbowych. A wojewoda działa zgodnie ze swoimi kompetencjami – mówi wójt.

 

Jak wójt czyta prawo

O wojnie wójta Skarbimierza z nauczycielami i jego próbach reformowania oświaty dziś jest głośno w kraju. Andrzej Pulit zrobił wyliczenia, z których wynika, że nauczycielom nie tylko w jego gminie zapłata za nadgodziny się nie należy. Proponuje wykładnię prawa oświatowego inną, niż przyjęta w Polsce od lat. A brzmi ona tak.

 

W art. 42 Karty Nauczyciela jest określone, że obowiązkowy tygodniowy wymiar zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych powinien być realizowany przez wszystkie tygodnie roku szkolnego. W rozporządzeniu MEN okres zajęć w szkołach jest określony na 10 miesięcy. MEN w piśmie nr DPZN-WSW-1032/218/JG/2003 z 15 listopada 2003 r. podaje nawet wzór, jak wyliczyć liczbę tygodni w roku szkolnym: 18 godzin x 4,16 tyg. x 10 miesięcy = 749 godzin. Tyle, zdaniem wójta Pulita, powinni przepracować rocznie nauczyciele w szkole podstawowej, aby wyrobić 18-godzinne pensum. Tym bardziej że art. 42 ust. 5b KN nakazuje rozliczać realizację zajęć dydaktycznych w stosunku rocznym, a nie tygodniowym. Tymczasem w Skarbimierzu gminna kontrola wykazała, nauczyciele pracowali średnio 620 godzin rocznie. Mimo to żądali zapłaty za nadgodziny.

 

Dlatego wójt postanowił, że nauczycieli z czasu pracy będzie rozliczał rocznie. Na początku roku szkolnego zatwierdzi roczne arkusze organizacyjne zajęć w szkołach. Swój plan już wciela w życie. W grudniu 2012 r. rada gminy, na prośbę wójta, przyjęła specjalną uchwałę w tej sprawie, która o dziwo została uznana za prawidłową przez nadzór wojewody.

 

– W Polsce utarło się, że wójtowie zatwierdzają tygodniowy arkusz organizacyjny, a z niego zazwyczaj wynikają godziny ponadwymiarowe. Robią tak z przyzwyczajenia, albo ze strachu przed nauczycielami. Ja robię to, na co pozwalają mi zapisy Karty Nauczyciela, niezależnie od tego, co sądzą o tym nauczyciele – mówi Andrzej Pulit. – Rok szkolny trwa 10 miesięcy. A przepisy nie rozróżniają, czy ktoś w tym czasie chorował albo miał wolne. Miałem przypadki, że nauczyciel szedł na zwolnienie lekarskie w wakacje i przynosił zaświadczenie, że należy mu się urlop w czasie roku szkolnego. Karta Nauczyciela wyraźnie wprowadza zadaniowy tryb pracy. Trzeba przepracować określoną liczbę godzin rocznie i tyle.

 

Pulit wyliczył nawet, że gdyby wszystkie samorządy w Polsce przestały niesłusznie – jak mówi – płacić nauczycielom za nadgodziny, zaoszczędziłyby 8 miliardów złotych!

 

Pozostaje kluczowe pytanie, dlaczego tylko on za wszelką cenę zamierza stosować kontrowersyjną i niekorzystną dla nauczycieli interpretację prawa. – Inni samorządowcy albo nie wiedzą, że tak można, albo się boją. A ja się nie boję – pada odpowiedź. – W Polsce nie mam z kim o moim systemie podyskutować, bo we wszystkich zespołach do spraw oświaty siedzą nauczyciele albo dyrektorzy szkół, którzy bronią interesów swojego środowiska. Na czele resortu edukacji też stoi dyrektorka. To lobby skutecznie blokuje zmiany – mówi Pulit. – Ale ja i tak z nimi wygram.

Na razie rozwiązuje doraźne problemy. W lutym odwołał kolejnego dyrektora Zespołu Szkół i Przedszkoli w Skarbimierzu. Tego, co wcześniej był policjantem. – Pan dyrektor przekroczył zakres swoich uprawnień – poinformował Pulit. A w czym? Bo chciał zastosować się do zaleceń Państwowej Inspekcji Pracy, która nakazała wypłatę zaległych wynagrodzeń ponad 50 nauczycielom.

TAGI: finanse samorządowe, karta nauczyciela, nauczyciele, oświata, polityka spoleczna, referendum,

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane