Prawo

Granice wolności słowa w debacie samorządowej

Samorządowcy powinni mieć grubszą skórę – odporność na krytykę, na którą wystawiają się kandydując i obejmując funkcje publiczne. Jednak debata publiczna musi mieć swoje granice i opierać się na faktach, nie zaś jedynie na gwałtownych emocjach.

Dyskusja jest nieodłącznym elementem życia publicznego, także samorządowego. Toczy się zarówno na oficjalnych posiedzeniach organów stanowiących i ich komisji, spotkaniach roboczych, w kuluarach, mediach, jak i w internecie. Temperatura takich debat bywa wysoka i zdarza się, że padają bardzo mocne słowa. Czasem na tyle mocne, że mogą naruszać czyjeś dobre imię i podważać zaufanie niezbędne do wykonywania funkcji publicznych.
Czy są granice publicznej debaty, również w sferze samorządowej? Jak pogodzić wolność słowa z godnością człowieka? Szczególnie w kontekście art. 212 kodeksu karnego i toczących się również w domenie samorządowej spraw.

Spraw o zniesławienie przybywa

Gdy spojrzymy w policyjne statystyki, widać w nich tendencję wzrostową tak w zakresie liczby wszczętych postępowań, jak i stwierdzonych przestępstw z art. 212 kodeksu karnego. Artykułu, który odnosi się właśnie do zniesławienia, czyli pomówienia kogoś o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności. Jest to czyn ścigany z oskarżenia prywatnego. Policyjne dane wskazują, że w latach 2013–2020 liczba postępowań wszczętych z tego artykułu wzrosła o niemal 30 proc. (do 1130), a stwierdzonych przestępstw – o ponad 80 proc. (do 828). Również sądowe statystyki potwierdzają ten trend: w analogicznym okresie liczba skazań z art. 212 kk wzrosła aż o dwie trzecie (do 320).
Oczywiście, nie ma danych wskazujących na to, ile spraw dotyczyło osób publicznych, w szczególności samorządowców. Dlaczego w ogóle wspominam o art. 212 kk w kontekście samorządowej debaty? Bo wkroczył on również w ten obszar. Nietrudno znaleźć informacje o wnoszonych oskarżeniach, toczących się sprawach i wreszcie sądowych rozstrzygnięciach na gruncie art. 212 w odniesieniu do samorządowców. Tu też można pokusić się o stwierdzenie, że tych spraw przybywa. Sam miałem możliwość doświadczyć tego z obu stron: najpierw oskarżonego, a potem również oskarżyciela. A także obserwować inne lokalne, i nie tylko, sprawy.

Oskarżenie za ujawnienie faktów

O zniesławienie oskarżył mnie, jako ówczesnego przewodniczącego rady, polityk dębickiej Platformy Obywatelskiej za wpisy z portali społecznościowych i korespondencję e-mail z wiosny 2019 r. Opisałem tam wykorzystanie profilu społecznościowego nieaktywnej instytucji funkcjonującej przy jednej z rzeszowskich uczelni niepublicznych na potrzeby kampanii kandydatki Koalicji Obywatelskiej do Parlamentu Europejskiego (zmieniono nazwę i tematykę strony na stricte kampanijną) i publicznie zapytałem kandydatkę oraz osobę, która kiedyś kierowała tą instytucją, co o tym sądzą, określając takie działanie jako niezgodne z zasadami portalu i formę oszustwa. Wysłałem też w tej sprawie e-mail do władz uczelni. I to właśnie wspomniany dawny szef owej instytucji wniósł prywatny akt oskarżenia, bo poczuł się pomówiony moimi wpisami i korespondencją. Władze uczelni natomiast skontaktowały się ze mną informując, że nie chcą oczywiście być wikłane w kampanię i że podjęto natychmiastowe działania, aby takie przypuszczenia nie miały miejsca. Strona zniknęła z portalu społecznościowego.
Sama sprawa, jako prywatnoskargowa, toczyła się z wyłączeniem jawności. Niemniej jednak, po dwóch latach od wniesienia oskarżenia, w czerwcu 2021 r. sąd I instancji uniewinnił mnie od wszystkich zarzucanych mi czynów. Sąd II instancji w październiku 2021 r. utrzymał ten wyrok i stał się on prawomocny. Streszczając uzasadnienie, sąd nie uznał, że doszło do zniesławienia, skoro opisywałem fakty i wyraziłem swoją opinię odnośnie do określonych zachowań. Samego oskarżyciela sąd (zgodnie ze stanem faktycznym) uznał za polityka stwierdzając, że jako taki musi wykazywać się większą odpornością na publiczną krytykę, mieć tzw. grubszą skórę. Tym bardziej, że sam nie stronił od krytyki adwersarzy. Sąd wyraźnie rozgraniczył sferę wolności słowa w życiu prywatnym i publicznym wskazując, że w tym drugim jej zakres jest szerszy.

I trudno się z sądem nie zgodzić. Rozgraniczenie wolności słowa, w tym krytyki, w sferze prywatnej i publicznej jest naturalne –znajduje również potwierdzenie w orzecznictwie ETPC (np. wyrok z 4 kwietnia 2017 r., skarga nr 50123/06, wyrok z 22 czerwca 20210 r., skarga nr 41029/06 czy wyrok z 8 lipca 1986 r., Seria A nr 103, § 42). Osoby sprawujące funkcje publiczne, zaangażowane w działalność polityczną, samorządową muszą liczyć się z uzasadnioną krytyką ze strony innych uczestników życia publicznego, jak i osób postronnych.

Bezpodstawne zarzuty

Krytyka jednak musi być uzasadniona i mieć oparcie w faktach, danych albo innych realnych przesłankach. A już na pewno nie może być wyssana z palca, oderwana od prowadzonego dyskursu czy wręcz stawiać krytykowanego w świetle całkowicie fałszywych oskarżeń. I tego dotyczą dwie sprawy, w których tym razem to ja musiałem wcielić się rolę oskarżyciela prywatnego.
Jako radny wiosną 2021 r. zamieściłem na portalu społecznościowym wpis odnoszący się do źródeł pozyskiwania środków przez moje miasto w kontekście publikacji na profilu społecznościowym burmistrza, gdzie chwalił się sukcesami na tym polu. Wykazałem tam niespójności, odwoływanie się do efektów pracy poprzedniej kadencji samorządu i wyraziłem opinię w zakresie konieczności poszukiwania sukcesów. Burmistrz publicznie skomentował mój wpis twierdząc, że nie pozwoli, bym niszczył mu rodzinę. I związku z tym, po bezowocnych wezwaniach przedsądowych, skierowałem prywatny akt oskarżenia z art. 212 kodeksu karnego przeciwko burmistrzowi. W tej sytuacji nie było okazji, aby sąd zajął stanowisko, ponieważ sprawa zakończyła się na posiedzeniu pojednawczym, gdzie burmistrz przeprosił mnie przed sądem za te słowa. Przypadek ten ewidentnie dotyczył dwóch osób publicznych i dyskusji na ogólnodostępnym forum. Przy czym ja odnosiłem się do kwestii publicznych, a druga strona zagrała wątkiem prywatnym, nie mając ku temu dowodów ani przesłanek. Zakończenie sprawy na etapie posiedzenia pojednawczego jest tu dość wymowne.
Druga wniesiona przeze mnie z art. 212 kodeksu karnego sprawa skierowana była wobec młodego działacza Platformy Obywatelskiej, który w publicznej dyskusji na portalu społecznościowym w lipcu 2020 r. przypisywał mi odpowiedzialność za czyjąś śmierć. Było to oczywistą nieprawdą, ale kaliber zarzutu powodował, że musiało się to spotkać z reakcją. Sprawa również zamknęła się na posiedzeniu pojednawczym, adwersarz przeprosił przed sądem za swoje słowa. W tym przypadku nieistotne było to, czy zbyt mocne słowa skierowała osoba publiczna czy prywatna. Próba przypisania komuś odpowiedzialności za śmierć innej osoby ma taki ciężar gatunkowy, że musi mieć oparcie w faktach, bo inaczej wyrządza się oskarżanemu o to daleko idące szkody w zakresie godności i dobrego imienia, a osobie publicznej także w zakresie zaufania niezbędnego do sprawowania funkcji. I to jest jedna z nieprzekraczalnych, moim zdaniem, granic.

Komentarz nie do końca anonimowy

Internet stwarza pokusę napisania paru mocnych słów anonimowo. I to jest wyzwanie, bo nawet jeśli słowa te są pozbawione podstaw, mogą wyrządzić niemałą szkodę. Niech zilustruje to kolejny przykład z mojego samorządowego podwórka. Jesienią 2018 roku w apogeum samorządowej kampanii wyborczej na jednym z lokalnych portali informacyjnych pojawił się anonimowy komentarz, w którym insynuowano ówczesnemu radnemu powiatowemu i prezesowi miejskiej spółki, że dla korzyści politycznych (wyborczych) buntował i namawiał pracowników spółki do strajku. Pokrzywdzony doprowadził do ustalenia adresu IP urządzenia, z którego dokonano wpisu – niezbędne było tu zaangażowanie prokuratury – następnie wniósł prywatny akt oskarżenia z art. 212 kk. We wrześniu 2021 r. sąd wydał wyrok, w którym uznał oskarżoną winną dokonania zarzucanego jej czynu. Sąd II instancji utrzymał wyrok w mocy i ten uprawomocnił się, a następnie został podany do publicznej wiadomości. Okazało się, że czynu dopuściła się osoba zatrudniona w ratuszu i zajmująca się promocją, a także zaangażowana w 2018 r. w sztabie wyborczym burmistrza. Co ciekawe, wpisu dokonano w dzień roboczy i w godzinach pracy urzędu. Osoba ta nadal pracuje w ratuszu.
Ta sytuacja pokazuje, że anonimowość w sieci bywa pozorna, ale jedynie wejście na ścieżkę karną pozwoliło na ustalenie podstawowych danych sprawcy. Na drodze cywilnej nie byłoby to możliwe – chyba że właściciel portalu dobrowolnie podałby dane, np. adres IP. Niemniej jednak słowa padły, dotarły do określonego grona osób, a wymiar sprawiedliwości rozstrzygnął temat dopiero trzy lata później. Oliwa ostatecznie okazała się sprawiedliwa pokazując, że nie można bezpodstawnie i anonimowo rzucać oskarżeń nawet wobec polityków w szczycie kampanii wyborczej.

Czy i gdzie postawić granicę?

Nie ma łatwej odpowiedzi na to pytanie, ale podejmowane są próby jej ustalenia. W marcu 2019 roku u Rzecznika Praw Obywatelskich odbyła się debata o zasadności art. 212 kk – na kanwie spraw wytaczanych dziennikarzom, jednak sporo poruszonych wątków i wniosków można odnieść do sfery samorządowej. Dyskusja toczyła się na osi wolności słowa i godności, której art. 212 ma bronić.
Wskazywano, że przecież jest droga cywilna – sprawy o ochronę dóbr osobistych z art. 24 kodeksu cywilnego. Problemem jest jednak czas trwania takich spraw oraz ograniczone możliwości ustalenia personaliów sprawcy naruszenia, szczególnie w sieci internetowej. Obawy budzi też ryzyko nadużywania art. 212 kk do kneblowania adwersarzy – czy to w samorządzie, polityce czy mediach. Wyrażono pogląd, że prawo powinno karać za mówienie nieprawdy, a praktyka pokazuje inaczej – trudno ustrzec przed karą ludzi za mówienie prawdy, zwykle niewygodnej. Podkreślono także konieczność ochrony przed najcięższymi oszczerstwami i utrzymania penalizacji za takie posunięcia (doskonale wpisuje się w to przykład przypisania odpowiedzialności za czyjąś śmierć). Postulowano usunięcie kary więzienia i przebudowę przepisu tak, aby karać za świadome zniesławienie, którego skutki można udokumentować.

Słowo podsumowania

Po pierwsze, w debacie (nie tylko samorządowej) należy tonować emocje i opierać się na faktach, danych i innych solidnych podstawach – zwłaszcza jeśli chcemy coś lub kogoś zasadnie skrytykować. Pewien koloryt czy też smaczek w dyskusji nie powinien być problemem, o ile stoją za tym konkrety. Po drugie, jako samorządowcy musimy żyć ze świadomością konieczności posiadania grubszej skóry – odporności na krytykę, na którą siłą rzeczy się wystawiamy kandydując i obejmując funkcje publiczne. Po trzecie, nie należy sięgać pochopnie po środki prawne, jak pozwy cywilne w ramach ochrony dóbr osobistych czy prywatny akt oskarżenia z art. 212 (zniesławienie) czy art. 216 (zniewaga) kodeksu karnego. Jednocześnie nie bójmy korzysta z tych możliwości, jeśli ktoś pod nazwiskiem lub anonimowo ewidentnie atakuje nas fałszywym oskarżeniem, fake newsem godzącym w nasze elementarne dobra osobiste i podstawy publicznego zaufania niezbędnego do właściwego sprawowania powierzonych przez mieszkańców funkcji. Dalej – nie dawajmy się drugiej stronie zakneblować groźbą sprawy sądowej, bo jeśli działamy w oparciu o prawdę i fakty, to w sądzie powinno się to obronić.
Ustawodawca powinien natomiast przeanalizować konstrukcję prawa w tym zakresie, aby odpowiednio wyważyć prawa i możliwości obu stron. Z pewnością nie jest potrzebna tu kara pozbawienia wolności na ścieżce karnej. Ścieżka cywilna natomiast powinna być usprawniona tak, aby były na niej narzędzia pozwalające dochodzić sprawiedliwości wobec pozornie anonimowych działań.


*radny Dębicy


Fot. Freepik

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane