W samorządach

Pomoc pełna patologii

O tym jak pomoc społeczna prowadzi do biedy, bezrobocia i wzbudza nienawiść do pomagających rozmawiamy z Wadimem Tyszkiewiczem, prezydentem Nowej Soli. Wywiad ukazał się w 9 numerze Wspólnoty.

Co dalej z mieszkaniami socjalnymi w Nowej Soli?

Problem, który poruszyłem na Facebooku, nie dotyczy tylko Nowej Soli. Spotykamy się z nim w całej Polsce, także w wielu krajach na całym świecie. Na moim profilu ludzie opisują, co się dzieje w brazylijskich fawelach, gdzie zrewitalizowane slumsy szybko wróciły do poprzedniego stanu.

 

Zapytał pan, czy w ogóle warto pomagać.

Oczywiście retorycznie. Pomagać warto, nawet trzeba, nie tylko ze względu na prawo, które nas w samorządach do tego zobowiązuje. Problem w tym, jaką formę pomocy znaleźć, by była skuteczna. Rozdawnictwo, które niektórzy promują, choćby Piotr Ikonowicz, bardziej szkodzi niż pomaga. On tylko zachęca do wyciągania rąk i krzyczenia „dawaj, dawaj jak najwięcej”. Moim zdaniem obecne formy pomocy prowadzą do jeszcze większej patologii i biedy. Ludzie przyzwyczajają się do życia z zasiłków. Są tacy, którzy urodzili się w rodzinach, w których panowało przekonanie, że wszystko im się należy. Że ktoś im musi dać to coś. To droga donikąd. Chciałbym rozpocząć ogólnopolską dyskusję na temat skutecznych form pomocy społecznej i dystrybuowania pieniędzy poprzez urzędy pracy i ośrodki pomocy społecznej.

 

Czyli dziś bardziej szkodzimy niż pomagamy?

Tak mi się wydaje. Są ludzie, którzy uczą się żyć z małych, pomocowych pieniędzy, uzyskanych w różnych źródeł. Nie chcą pracować, czasem z obawy o utratę tych kilkuset złotych pomocy, a z czasem dlatego, że nigdy nie pracowali i nie wyobrażają sobie innego życia, niż na koszt społeczeństwa. Najgorsze jest to, że taki stan bywa dziedziczony. Rodziny zniechęcają do pracy dzieci, bo dzięki temu otrzymują większą pomoc. A dzieci widząc, jak sobie „świetnie” radzą rodzice, nie widzą potrzeby zmian. Ten brak ambicji przenosi się na potomstwo. Niewłaściwie skierowana pomoc i źle wydawane pieniądze robią tym ludziom dużo krzywdy. Wielu z nich już nigdy nie wyjdzie z biedy. Kilka lat temu miałem w Nowej Soli demonstrację mieszkańców „socjali” pod moim urzędem. Wśród nich była kobieta, która później wypowiadała się w programach telewizyjnych, formułując zarzuty pod moim adresem. Że miasto w ogóle nie pomaga, że w Nowej Soli nie da się żyć. Gdy pojawiłem się w oknie, pokazała mi znak podcinanego gardła. Wtedy ta dwudziestokilkuletnia dziewczyna miała dwójkę dzieci i już korzystała z różnych form pomocy społecznej. Od tamtego czasu dostała od miasta nowe mieszkanie, zasiłek i urodziła jeszcze trójkę kolejnych dzieci. Czwórka z nich została jej już odebrana. Oczywiście trafiły do domu dziecka i są na utrzymaniu mieszkańców Nowej Soli. To przykre, ale są ludzie, których do rodzenia zachęca niezbyt wysokie becikowe. Przy okazji ostatniej awantury związanej z mieszkaniami socjalnymi ta kobieta znowu wypowiadała się w telewizji krytycznie o mieście, żądając dalszej pomocy. A ja się zastanawiam, jaki to ma sens.

 

Jest alternatywa?

Co najmniej 50 proc. środków rozdysponowywanych zgodnie z wytycznymi, w ramach ośrodków pomocy społecznej i urzędów pracy, idzie w przysłowiowy komin. Są wydawane nieefektywnie, wręcz szkodzą obdarowanym. Praca OPS-ów i urzędów pracy jest skrajnie przeregulowana. Alternatywa? Dajmy większą samodzielność samorządom, a jestem pewien, że ten wskaźnik znacznie się poprawi. Z całym szacunkiem dla urzędników w Warszawie, ale nawet przy dobrych chęciach i świetnych umiejętnościach trudno przyjąć tak szczegółowe prawo, które będzie dobre dla każdej z 2500 gmin w Polsce. To, co dzieje się w stolicy i np. w Nowej Soli, jest nieporównywalne, to właściwie dwa światy. W Nowej Soli jest 2500 bezrobotnych, z czego 60 proc. to bezrobotni długotrwale. Przywrócenie ich do aktywności zawodowej, kiedy mogą liczyć na zasiłek, jest potwornie trudne. W Warszawie jak ktoś nie pracuje, to dlatego, że szuka lepszej pracy niż ta dostępna od zaraz. Wyobraźmy sobie, że ktoś organizuje roboty publiczne w Warszawie i płaci 1200 zł za miesiąc. Znajdzie chętnych? Nie sądzę, a w Nowej Soli będzie miał ich wielu. Dlatego próby załatwiania takich problemów jednym rozporządzeniem, co jest standardem w Polsce, skazane są na niepowodzenie.

 

Jakiś przykład, co można by zrobić lepiej?

W Nowej Soli bardzo mocno stawiamy na prace społecznie użyteczne i roboty publiczne. Staramy się pomagać ludziom poprzez pracę. Dajemy szansę odpracowywać zaległości czynszowe, mamy rozbudowany system robót publicznych, myślę, że jeden z najlepszych w Polsce. Gdybyśmy mogli część środków z OPS przeznaczyć na te cele, na pewno byłoby to skuteczniejsze, niż pomoc udzielana tej pory.

 

Domaga się pan większej samodzielności, ale niektórzy uważają, że samorząd Nowej Soli nie wykazał się w sprawie mieszkań socjalnych. Że moglibyście lepiej zadbać i o mieszkania, i o tych ludzi.

Pewnie mogliśmy zrobić coś lepiej, ale jeśli ktoś pyta, gdzie były władze miasta przez te cztery lata od chwili oddania budynków, dlaczego nie interweniowaliśmy, dlaczego nie wyciągnęliśmy wcześniej konsekwencji wobec tych, którzy niszczą mienie, i zarzuca nam bierność, to jest niedoinformowany i przez to bardzo niesprawiedliwy. My robiliśmy wszystko, co można było zrobić. Problem w tym, że jest grupa ludzi, która nie boi się żadnych konsekwencji. Żadna kara nie jest dla nich groźna. Jeśli niektórzy trafią do aresztu na tydzień czy dwa, traktują to jak pobyt w domu wczasowym. Umyci, nakarmieni, wypoczęci, wracają do domów jak po wakacjach. Mieliśmy kilka przypadków totalnego zniszczenia mieszkania socjalnego. Zdemontowano urządzenia, które zainstalowaliśmy: bojler, zlewozmywak itd. Zgodnie z procedurą wszczęto postępowanie, które zakończyło się procesem i wyrokiem: prace społeczne. Za zniszczenie i zdewastowanie mieszkania człowiek, który to zrobił, dostał ok. 200 godzin do odpracowania na rzecz miasta. Straż miejska zaproponowała, żeby w ramach tych prac najemca posprzątał przed własnym domem i naprawił to, co zniszczył. Proszę sobie wyobrazić, że w ramach kary miał tylko posprzątać u siebie w domu i przed nim! I wie pan jak to się skończyło? Miał do wyboru, albo posprzątać, albo więzienie. Wybrał więzienie…

 

No tak, ale po co sprzątać, skoro i tak ktoś to zrobi za niego, a po wyjściu z więzienia dostanie nowy lokal.

Oczywiście. Ale nie chcę, żeby pozostało wrażenie, że takie przypadki to standard. Główny problem to alkoholizm, ale są też ludzie chorzy. Mieliśmy człowieka chorego na zbieractwo. Pan bardzo miły, grzeczny i niepijący, ale doprowadził mieszkanie do takiego stanu, że wchodził do niego przez okno. Szybę mu sąsiedzi wybili, coś ukradli, bo uznawali go za niedojdę... I właściwie nic z tym nie mogliśmy zrobić. Nie mogliśmy wejść do mieszkania. Nie mogliśmy posprzątać, bo chociaż dla nas to śmieci, ale dla niego to skarb, jego własność. W końcu uruchomiliśmy długotrwałą procedurę ubezwłasnowolnienia tego człowieka. Jeden z naszych strażników miejskich zgodził się pełnić społecznie, bez wynagrodzenia, rolę kuratora społecznego dla niego. Będziemy go nadzorować i leczyć. Takich przykładów mogę podać jeszcze wiele. Ludzie, którzy teraz nas oceniają z perspektywy wygodnego fotela, nie znając szczegółów, są niesprawiedliwi.

 

Może trzeba zmienić przepisy. Na przykład wprowadzić zasadę: do trzech razy sztuka. Za trzecim razem, jak zniszczysz lokal, to stracisz do niego prawo.

Może… Na ten moment nie wiem. Dlatego staram się wywołać dyskusję. Może rzeczywiście, jeżeli ktoś notorycznie nie płaci czynszu, niszczy mienie, to za którymś razem powinien trafić do noclegowni, a nie do kolejnego, odremontowanego za publiczne pieniądze lokalu. Może nakazywana przez sądy eksmisja do lokalu socjalnego nie powinna być tak częsta, jak obecnie. Jestem pewien, że można wymyślić skuteczne rozwiązania. Sam tego wszystkiego nie zrobię. W mieście mam od tego pracowników. Ludzi pracujących w OPS, którzy na co dzień zgłaszają mi patologie systemu, mających największą wiedzę na ten temat. Może warto ich posłuchać? Chciałbym zaproponować, oprócz zwiększenia samodzielności samorządów, doprowadzenie do ścisłej współpracy pomiędzy ośrodkami pomocy społecznej i urzędami pracy. Przypomnę, że pieniądze, z którego korzystają ośrodki pomocy społecznej, pochodzą z pieniędzy podatników z naszego miasta. Czyli my, mieszkańcy Nowej Soli, wydajemy poprzez OPS nasze pieniądze według klucza wskazanego przez urzędnika w Warszawie. Bez nadmiaru sformalizowanych przepisów zrobilibyśmy to znacznie skuteczniej.

TAGI: polityka spoleczna,

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane