Rozmowy Wspólnoty

Rządowe programy powinny wspierać indywidualne projekty miejskie

Dojrzeliśmy do tego, aby poważnie rozmawiać o tworzeniu kart rozwoju samorządów. Nie chodzi o nowe dokumenty, które będą stały na półce, a o kompleksową analizę, w jakim miejscu się znajdujemy, jakie narzędzia są potrzebne, jak rozwijać nasze miasta przy użyciu narzędzi rządowych – mówi Jakub Banaszek, prezydent Chełma.

Zarząd Związku Miast Polskich zaapelował do rządu o zaprzestanie dyskryminacji mieszkańców miast. Apel był pokłosiem dyskusji na Zgromadzeniu Ogólnym ZMP, na którym przedstawiano wyliczenia pokazujące nadmierny wzrost dochodów małych samorządów, szczególnie wiejskich, kosztem miast. Dlaczego rząd dyskryminuje miasta?

Myślę, że obecne relacje rząd – samorząd sprowadzają się do braku zaufania, czego zresztą obie strony nie ukrywają, więc nie ma rzeczywistego i otwartego dialogu, który pozwoliłby wspólnie rozwiązywać nabrzmiałe problemy. W efekcie każda ze stron patrzy na problemy finansowe przez swój pryzmat. To prawda, że wraz ze zmianami podatkowymi w kieszeniach obywateli zostało trochę więcej środków, za to dochody samorządów pozostały na podobnym poziomie co wcześniej albo nawet trochę się zmniejszyły. Trzeba też jednak dostrzec, że rząd starał się te ubytki przynajmniej w części zrekompensować. Oczywiście, odczucie tej pomocy jest różne w zależności od wielkości samorządu. W obecnej dyskusji między rządem i samorządem najbardziej słyszalny jest głos samorządowców najbardziej rozpoznawalnych. Są to najczęściej prezydenci metropolii, których sytuacja jest trudniejsza, bo zmniejszenie podatków spowodowało zahamowanie wzrostu dochodów podatkowych w budżetach, co przy wzroście kosztów z powodu inflacji zmusiło do szukania oszczędności wszędzie tam, gdzie to możliwe. A żeby efektywnie realizować zadania samorządy chciałyby mieć tych środków więcej. Warto także zwrócić uwagę na język debaty, który jakkolwiek jest grzeczny, to pozostaje ostry i nie pomaga w odbudowaniu zaufania.

 

Moim zdaniem są cztery główne czynniki odpowiedzialne za obecną sytuację miast:

– w polityce rozwoju – odejście przez rząd od modelu dyfuzyjno-polaryzacyjnego na rzecz rozwoju zrównoważonego, skutkujące zmniejszonymi transferami finansowymi do wielkich miast,

– zmiana stawek podatku PIT, która zahamowała wzrost dochodów miast z tego źródła,

– niekorzystne czynniki w otoczeniu polityczno-gospodarczym w ostatnich latach, jak pandemia, wojna na Ukrainie, inflacja,

– błędy własne samorządów w zarządzaniu rozwojem miast.

O trzech pierwszych mówi się nieustannie i wiele na ten temat powiedziano, interesuje mnie punkt czwarty: czy są jakieś błędy samorządów w zarządzaniu rozwojem miast i jeśli tak, to jakie?

Błędy są zawsze i mogę powiedzieć o nich na przykładzie mojego samorządu. Obejmując prezydenturę Chełma w 2018 roku mierzyłem się z jedną z najniższych nadwyżek operacyjnych spośród miast na prawach powiatu, bo nie sięgała ona nawet 2 mln zł, miasto miało duże zadłużenie, konieczne były emisji obligacji, nie brakowało problemów w spółkach komunalnych. Ponieważ byłem zmuszony do radykalnej reorganizacji, to dzięki tym zmianom udało mi się zacząć spłacać zadłużenie, wygenerować dość dużą nadwyżkę, kilkunastokrotnie większą niż ta, jaką zastałem, a także zacząć inwestycje bez powiększania długu. Ktoś może powiedzieć, że wiąże się to uzyskiwaniem wysokich dochodów z dotacji rządowych czy europejskich, ale wszyscy wiemy, że poza rekompensatami utraconych korzyści z PIT, rząd nie daje pieniędzy na wydatki bieżące. Myślę, że dzisiaj każdy samorząd powinien przeprowadzić audyt i sprawdzić, co dobrze funkcjonuje, a gdzie system trzeba uszczelnić. Zapewne istnieją spore rezerwy w zakresie niskoemisyjności, są dostępne środki na termomodernizacje czy modernizację oświetlenia. Wszystko to może dawać spore oszczędności w budżetach. Samorządy z pewnością to robiły, ale chyba niewystarczająco.

Trudno mówić o błędach w ogóle, bo przecież każde miasto czy gmina wiejska ma swoją indywidualną sytuację, inne uwarunkowania geograficzne i gospodarcze. Łatwo dostrzec, że samorządy mające silne podmioty gospodarcze rozwijają się lepiej, mają większe dochody zarówno z podatków od nieruchomości, jak i z CIT oraz z podatku PIT. Równocześnie, kiedy patrzymy na potrzeby miast, to wyraźnie widać, że Chełm ma inne niż Zamość, a Zamość inne niż Łomża czy Koszalin. Myślę więc, że już dojrzeliśmy do tego, aby poważnie rozmawiać o tworzeniu indywidualnych strategii – kart rozwoju samorządów. Tu nie chodzi o tworzenie nowego dokumentu, które będzie stał na półce, a o kompleksową analizę, w jakim miejscu się znajdujemy, jakie narzędzia są potrzebne, aby uzyskać założone cele, jak rozwijać nasze miasta przy użyciu narzędzi rządowych.

 

Ale dlaczego rządowych? Jeśli jest tak, że jedne miasta, jak Chełm, mają nadwyżkę, bo nie są zadłużone i przeprowadziły restrukturyzację, a inne nie, bo nie tylko niczego nie zrobiły w zakresie racjonalizacji kosztów, a nawet nadmiernie się zadłużyły na inwestycje, to chyba rozsądny samorząd powinien przyjąć program oszczędnościowy i wziąć odpowiedzialność na klatę.

Ma pan po części rację. Po części, bo jedynie z punktu widzenia merytorycznego i technicznego, ale musimy na to nałożyć aspekty polityczne i społeczne. Możemy zaklinać rzeczywistość, ale często przyznanie się do błędu będzie się wiązało z utratą popularności prezydenta albo dolaniem paliwa politycznego przeciwnikom. Zgadzam się, że jeśli ktoś popełnia błędy, to powinien ponosić z tego tytułu odpowiedzialność, ale jeśli chcemy, aby naprawdę coś się zmieniło, musimy brać te dodatkowe czynniki pod uwagę.

A odpowiadając wprost, dlaczego powinny być użyte środki rządowe. Nie chodzi o to, aby wszystko uzależnić od transferów z budżetu państwa. Budżet państwa i budżety samorządów to wspólne środki mieszkańców naszego kraju i każdego samorządu. Po przeanalizowaniu sytuacji Chełma, Bolesławca, Siedlec, Łomży i pozostałych miast, powinniśmy się zastanowić, a jakim miejscu te samorządy są, jaka jest realna konstrukcja ich finansów, jakie mają szanse na rozwój lokalny. Potrafimy dosyć trafnie tworzyć prognozy demograficzne, bo kilka lat temu pokazano, jak małe i średnie miasta będą tracić mieszkańców, co się w pełni potwierdziło, zatem jesteśmy też w stanie przygotować odpowiednie rekomendacje do wspólnych działań samorządu i rządu na rzecz wzmocnienia miast. Być może w jednym czy drugim przypadku będą one bolesne i trzeba się pogodzić, że dane miasto nie będzie ośrodkiem z liczbą ludności powyżej siedemdziesięciu czy sześćdziesięciu tysięcy mieszkańców, ale ważne jest, aby było to miasto skrojone adekwatnie do potrzeb, a jego mocne strony zostały jeszcze wzmocnione. Na przykład są miasta z rozwiniętą funkcją turystyczną, którym brakuje zaledwie kilku elementów, aby z turystyki uczynić główny motor rozwoju. A niestety, nie mogą tego przeskoczyć, bo brakuje im środków i nie ma programów finansujących daną dziedzinę. Myślę więc, że potrzebne są programy, które będą wspierały finansowanie indywidualnie określonych projektów miejskich.

 

Podaje pan przykłady miast, które niegdyś utraciły status wojewódzkich. Są to miasta średnie, ale małe miasta mają podobne problemy i borykają się ze stagnacją gospodarczą. Ostatnio w Chełmie odbył się II Kongres Małych i Średnich Miast, na którym był premier Morawiecki i zapowiedział m.in. zmianę ustawy o dochodach JST. Co wiadomo bliżej na temat tej inicjatywy i w jakim stopniu plany rządu wychodzą naprzeciw potrzebom miast średnich i małych?

Mogę odpowiedzieć w swoim imieniu, ponieważ rozmawiałem z premierem o współpracy w stworzeniu programu indywidualnego rozwoju miast i premier wyraził się o tym pomyśle pozytywnie. W tej sprawie będzie dalszy dialog, ponieważ rozmawialiśmy o tym także z Andrzejem Porawskim ze Związku Miast Polskich i związek zaangażuje się w ten proces. Natomiast w sprawie reformy finansów samorządowych wszystkie strony dojrzały do tego, że jest ona potrzebna. Rozpoczęcie prac w tym zakresie zapowiadał już wiceminister finansów Sebastian Skuza, ale musimy sobie zdawać sprawę, że prace nie przyniosą zmian od razu. To długa droga, zanim postanie konkretny projekt i zostanie skierowany do procesu legislacyjnego, bo trzeba znaleźć porozumienie między oczekiwaniami samorządów oraz interesami i możliwościami rządu.

 

To nie będzie tylko wypracowywanie konsensusu z rządem, ale też poszukiwanie porozumienia pomiędzy różnymi kategoriami samorządów. Na Kongresie Małych i Średnich miast nie widziałem ani jednego prezydenta z wielkiego miasta…

Był Krzysztof Żuk, prezydent Lublina. Ale rozumiem problem, bo jak już wspominałem, dzisiaj o problemach samorządów mówimy przez pryzmat prezydentów eksponowanych medialnie, czyli z dużych miast, których problemy są zgoła inne niż te, z którymi borykamy w mniejszych jednostkach. Odejście od modelu dyfuzyjno-polaryzacyjnego spowodowało, że to mniejsze ośrodki stały się beneficjentem polityki rządu. Dla mnie jest to wyrównywanie szans i próba niwelowania utraty funkcji społeczno-gospodarczych. Trzeba pamiętać, że bez tego za kilka lat miasta małe i średnie stałyby się ogromnym problemem dla państwa, bowiem utrata ludności przynieść może takie ubytki dochodów, że utrzymanie istniejącej infrastruktury miejskiej stanie się dla tych jednostek ponad siły. Wtedy te miasta bezpośrednio znajdą się na garnuszku państwa i poniekąd będą musiały finansować je także duże samorządy za pośrednictwem janosikowego. Dlatego musi być znaleziony taki model, który pozwoli na finansowanie się metropolii, ale mniejsze jednostki samorządowe, aby nie stać się obciążeniem dla państwa, muszą mieć zachowany pewien poziom funkcji społeczno-gospodarczych i być uzupełnieniem dla większych ośrodków. Do takiego modelu trzeba dojść na zasadach partnerskich, uczciwie stawiając sprawę i respektując interesy wszystkich samorządów.

 

Wierzy pan, że interesy różnych typów jednostek samorządowych da się uzgodnić? Przez wiele lat nie udało się doprowadzić do kategoryzacji samorządów, co wydaje się fundamentem polityki zindywidualizowanych programów rozwoju, oczywiście, jeśli chcemy mieć politykę celowaną.

A czy próbowano to kiedykolwiek zrobić? Takich działań nie było, więc należy je podjąć w ramach dobrej współpracy rządu i samorządu.

 

Jest takie narzędzie jak Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego, instytucja umocowana ustawowo, ale jej działanie polega na tym, że cyklicznie ponad setka ludzi spotyka się na dwie godziny, aby w tym czasie rozpatrzyć czterdzieści punktów porządku dziennego, na który składa się głównie opiniowanie niewiele znaczących aktów prawnych. Tam nie mam miejsca na debatę ustrojową.

Z całą pewnością Komisja jest dobrym forum, aby właśnie tam podejmować dialog, choć wiadomo, że wiele rozmów, uzgodnień, odbywa się w kuluarach i pewnie tam zapadają jakieś ustalenia. Ale tu kłania się wspomniana kwestia zaufania oraz partnerskiego traktowania się przez strony. Nie jestem członkiem Komisji i nie wiem, jak jej praca wygląda w szczegółach, ale wiem, że po stronie rządowej jest wiele osób pozytywnie nastawionych do współpracy z samorządami i że większość samorządowców takiej współpracy oczekuje. Być może dopiero po wyborach powstanie płaszczyzna do poważnego dialogu na temat reformy finansów samorządowych i pozostałych kluczowych problemów rozwoju.

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane