Wyjątkowo mogą to robić, jeśli nie znajdą się inni chętni. Samorządy największych miast, na które nałożono ciężar przygotowania planów budowy punktów ładowania, znalazły się w nieciekawej sytuacji. Teraz budową stacji mają się zająć prywatni inwestorzy. Powstaje więc pytanie, jak mają zachować się władze miast – czy mają oddawać najlepsze lokalizacje prywatnym przedsiębiorcom?
Żaden samorząd nie jest dziś przygotowany na inwestowanie w stacje ładowania, bo to duży wydatek, nawet rzędu 150 tys. złotych za jeden punkt. Zważywszy, że zaplanowano 6 tys. takich urządzeń, to koszt ich budowy wyniesie prawie 1 mld złotych. Sama Warszawa powinna mieć co najmniej 1 tys. stacji, a dziś funkcjonuje ich ok. 250.
Firmy energetyczne i ewentualni prywatni inwestorzy czekają na to, co przyniesie znowelizowana ustawa, więc perspektywa, że w miastach szybko powstanie sieć ogólnodostępnych ładowarek, oddala się.
Stacje mają swoich przeciwników wśród mieszkańców, z którymi trzeba prowadzić trudne negocjacje, bo urządzenie zabiera nawet kilka miejsc parkingowych, zajmuje chodniki i pas drogowy. Ograniczenia lokalizacji wynikają też ze sprzeciwu konserwatorów zabytków. Ładowarki nie powinny zaburzać miejskiej przestrzeni, tu z kolei obiekcje zgłaszają architekci i biura planowania przestrzennego. Miasta lokalizując stacje musiały uwzględniać dostępność dla osób niepełnosprawnych, rozwiązywać konflikty z zielenią miejską i drogowcami. Może się okazać, że przygotowane przez dwa lata dużym nakładem pracy i pieniędzy plany, gdzie mogłyby stanąć punkty ładowania, okażą się zbędne i trzeba będzie zaczynać od nowa.
Są też kłopoty z odbiorem już wybudowanych stacji ładowania. Urząd Dozoru Technicznego przestrzega, że muszą być zapewnione odpowiednie warunki bezpieczeństwa związane z ich lokalizacją i funkcjonowaniem. Krytykowane są procedury odbioru urządzeń, zarzuca się im zbytnie zbiurokratyzowanie. Stąd postulaty, aby określić odpowiednie standardy techniczne, co mogłoby ułatwić i przyspieszyć oddawanie do użytku wybudowanych stacji.
Nie zapominajmy, że wkrótce samorządy będą mały obowiązek wdrożenia punktów tankowania paliwa wodorowego. Będą więc odpowiedzialne za udostępnienie lokalizacji i przygotowanie odpowiednich planów, aby takie urządzenia powstały. Cała nadzieja w tym, że prywatni inwestorzy uznają, że stacje ładowania pojazdów elektrycznych i napełniania wodorem to dobry biznes i rzeczywiście zajmą się ich budową oraz zarządzaniem.
Jak widać, wdrożenie unijnej dyrektywy promującej ekologicznie czyste i oszczędne pojazdy łatwe nie będzie. Z powodu rządowych opóźnień związanych z nowelizacją ustawy o elektromobilności (unijna dyrektywa funkcjonuje od 20 czerwca 2019 r.), cały ciężar uporania z problemami tankowania i ładowania ekologicznych pojazdów jak zwykle spadnie na samorządy.
Zdzisław Majewski
zastępca redaktora naczelnego „Wspólnoty”