W samorządach

Sokółka czeka na wielki proces

Rozmowy telefoniczne zapędziły burmistrza Sokółki na ławę oskarżonych, a afera może zmieść ze stanowiska i burmistrza, i starostę.

Jakbym wiedział, że to zdjęcie do gazety pójdzie, to bym go umył – kierowca volkswagena craftera jest speszony. – Wie pan, sto trzydzieści kilometrów dziennie robię, śnieg pada, no to jest ubłocony.

 

Potężny bus zajechał z fasonem na parking przed Zespołem Szkół Integracyjnych w Sokółce. Jest parę minut po 14. Z budynku wychodzą grupkami dzieci, część kieruje się do busa. Opiekunka pomaga wsiąść, zapina pasy na siedzeniach. – Dobry sprzęt. Sześciobiegowa skrzynia, klimatyzacja, automatyczne drzwi, naprawdę klasa – chwali kierowca. – Szkoda, że cały czas ktoś się czepia tego zakupu. Dzieciaki lubią nim jeździć. Wiem, bo je codziennie wożę.

 

Bus kosztował około 220 tys. zł, połowę wyłożył PFRON. Burmistrz Stanisław Małachwiej na pytanie o auto tylko wzdycha. – Wszystko zrobiliśmy zgodnie z prawem. Mamy piękny, nowoczesny samochód. Zyskała gmina, szkoła, zyskały niepełnosprawne dzieci. To wszystko zrobiliśmy dla mieszkańców. Dlaczego prokurator zarzuca mi nieprawidłowości, i to dopiero po dwóch latach? Jak mam pamiętać, jakie dokumenty i w jakiej kolejności wtedy podpisywałem? – mówi.

 

– To o co chodzi prokuratorowi? – pytam.

– Założył mi podsłuch i z podsłuchanych rozmów wysnuł takie, a nie inne wnioski. Okazuje się, że słowa można rozumieć w różny sposób. On wybrał wersję wygodną dla siebie.

 

Bomba ekologiczna i podsłuchy

Wszystko zaczęło się w 2010 roku, który teraz, z perspektywy czasu, okazał się dla burmistrza Małachwieja niezwykle pechowy. W pobliżu Sokółki, we wsi Karcze, miał powstać nowoczesny zakład do przetwarzania i segregacji odpadów. Biznes rozkręcała spółka Nowa Ekologia. Jak zarzucali oponenci, niemająca doświadczenia w branży. Nowa Ekologia wraz z gminą Sokółka stworzyły nowy podmiot o nazwie Euro-Sokółka. Samorząd miał w nim 25 proc. udziałów. Ale zanim Euro-Sokółka zbudowała linię technologiczną, zaczęła przyjmować odpady i magazynować na składowisku. Rosnąca z każdym dniem hałda śmieci w Karczach zaniepokoiła mieszkańców i ekologów. Popłynęły skargi do wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska i doniesienia do prokuratury.

 

Dwa lata później do Sokółki zawitała nawet ekipa programu TVN „Uwaga” i zrobiła materiał o wysypisku. W Polskę poszedł komunikat: „katastrofa ekologiczna, i to za przyzwoleniem władz gminy”.

 

Dziennikarze pokazali sprawę w charakterystyczny dla siebie sposób. Z reportażu wynikało, że na terenie Zielonych Płuc Polski wyrosło jedno z największych wysypisk, na którym wylądowało ponad 160 tysięcy ton nieposegregowanych i źle zabezpieczonych odpadów. – To zbrodnia na środowisku i na ludziach. My nawet nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, jak wielkie jest to zagrożenie – mówiła w telewizji Gabriela Lenartowicz z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach.

 

Sprawa odbiła się szerokim echem, dużo dyskutowano o wiarygodności partnera biznesowego gminy. Prokuratura szukając dowodów na nieprawidłowości, pozakładała podsłuchy na telefonach komórkowych burmistrza Sokółki i jego zastępcy. Niewykluczone, że sprawdzała hipotezy korupcyjne. Do dziś dowodów na korupcję nie znalazła. Ale zainteresowały ją inne rozmowy burmistrza. W tym te dotyczące zakupu busa do przewozu niepełnosprawnych dzieci.

 

Zarzuty dla VIP-ów

Afera wybucha w październiku 2012 r. Prokuratura jest lakoniczna, wydaje jedynie suchy komunikat: „9 października przedstawione zostały zarzuty jednemu z zastępców burmistrza z artykułu 231 par. 2 kodeksu karnego”. Chodzi o wiceburmistrza Piotra Bujwickiego. Dochodzenie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Łomży. – Przekroczenie uprawnień służbowych w związku z zakupami realizowanymi w ramach zamówień publicznych – tłumaczy wtedy rzeczniczka tej prokuratury Maria Kudyba. Niedługo potem zarzuty z tego samego paragrafu dostają: burmistrz Stanisław Małachwiej, starosta Franciszek Budrowski i członek zarządu powiatu Czesław Poskrobko.

 

Artykuł 231 kk brzmi groźnie: „§ 1 Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. § 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”.

 

Prokuratura tłumaczy, że doszło do sfałszowania urzędowych dokumentów. A konkretnie daty na jednym z pism dotyczących zakupu auta dla niepełnosprawnych i rozliczenia dotacji z PFRON. Według łomżyńskich śledczych do umowy sporządzono aneks, w którym wstawiono datę wsteczną, gdyż wskutek opóźnienia zakupu auta groziła utrata dotacji.

 

– W ten sposób mieszkańcy dowiedzieli się, że miastem rządzą przestępcy i łapówkarze, bo dostaliśmy zarzuty z artykułu mówiącego o korzyści majątkowej. Tak, korzyść była, ale dla gminy, która wzbogaciła się o samochód. Wszyscy mamy czyste ręce, wszystko było zgodnie z prawem – mówi burmistrz Małachwiej.

 

– Antydatowaliście aneks do umowy na dostawę auta? – pytam.

– Aneks został sporządzony z prawidłową datą – pada odpowiedź. – Ale zdaniem prokuratora z podsłuchu mojej rozmowy z wiceburmistrzem Piotrem Bujwickim wynika, że doszło do fałszerstwa. Proszę mi wierzyć, trudno mi po dwóch latach ustalać z dokładnością do jednego dnia, kiedy podpisałem konkretny dokument. Zwyczajnie nie pamiętam. Zapewniam, że prawa nie złamaliśmy – dodaje Małachwiej.

 

Tuż przed emeryturą będę przestępcą

Zarzuty obejmują także urzędników starostwa sokólskiego, bo w przekazaniu wniosków o dotację do PFRON pośredniczyło Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. Na aneksie, który zainteresował śledczych, widnieją podpisy starosty i członka zarządu.

 

Starosta Franciszek Budrowski długo nie chce się zgodzić na rozmowę. Gdy w końcu spotykamy się w jego gabinecie, wybucha: – Pamięta pan ministra Drzewieckiego? Powiedział w telewizji: Polska to dziki kraj. A ja mówię: Polska to dziwny kraj! Byłem kierownikiem Urzędu Rejonowego w Sokółce. Jestem starostą czwartą kadencję. Dwa lata do emerytury mi zostały. I na sam koniec dowiem się, że jestem przestępcą! Ale nie będziemy o tym rozmawiać. Śledztwo trwa, ja nie czuję się winny. Nie możemy porozmawiać o czymś innym, np. o sporcie?

Budrowski wspomina czasy, kiedy był prezesem Klubu Sportowego Sokół. – Czternaście lat w Sokole. Osiem lat jako członek zarządu PZPN w Białymstoku, odszedłem w 2004, na rok przed pierwszymi aresztowaniami we Wrocławiu. Już patrzeć nie mogłem na to, co się w PZPN wyprawia – mówi.

 

Na półce za biurkiem w gabinecie stoją zdjęcia dzieci. – Wnuki. Ten ma już sześć lat, niedługo do szkoły pójdzie – uśmiecha się Budrowski. – Ludzie mówią czasem, że to źle wygląda, jak się prywatne zdjęcia w gabinecie trzyma. Ale ja jestem człowiekiem starej daty. No i teraz wnuki się dowiedzą, że dziadek przestępstwo popełnił.

 

– A popełnił? – pytam.

– Ja tam do Staśka (burmistrza – przyp. red.) nic nie mam, ale wychodzi na to, że jego pracownicy coś umoczyli, przegapili terminy i chcieli się ratować. Umowa i aneks były podpisywane z nami, ale dotację dawał PFRON, zaś beneficjentem była gmina. My, jako starostwo, tylko pośredniczyliśmy. Teraz mam artykuł 231, że korzyść majątkowa, że grozi mi do dziesięciu lat. Ale kto uzyskał korzyść? Gmina Sokółka, bo ma samochód. A ja? Żadnej korzyści. W tym pokoju dwadzieścia trzy lata pracuję, w tym budynku czterdzieści jeden lat. No i teraz będę przestępcą.

 

Na każdego znajdzie się paragraf

Burmistrz Stanisław Małachwiej: – Siedzimy tu i rozmawiamy dobre kilkadziesiąt minut. Jakby ktoś nagrał i spisał naszą rozmowę, też doszedłby do wniosku, że jakieś przestępstwo popełniliśmy.

 

Na spotkanie ze mną zaprosił obu zastępców: Piotra Bujwickiego (to ten z zarzutami) i Krzysztofa Szczebiota oraz sekretarza gminy Zbigniewa Tochwina. Wiceburmistrz Szczebiot: – Zakup samochodu był w pełni uzasadniony. Mamy obowiązek dowożenia niepełnosprawnych dzieci do szkół, a gminne busy już nie wystarczały i były wyeksploatowane. Dzieci przybywało. Potrzebowaliśmy autobusu na 20 miejsc. Duży bus dawał nam możliwość najbardziej racjonalnego wykorzystania. Złożyliśmy wniosek do PCPR w Sokółce o dofinansowanie i procedura ruszyła. Kupiliśmy auto zgodne ze specyfikacją zamówienia. Teraz, po dwóch latach, jesteśmy zdziwieni, że ktoś w tej sprawie był poszkodowany. Tylko wciąż nie wiemy, kto.

 

Burmistrz Stanisław Małachwiej: – Prokurator najpierw postawił nam zarzuty, potem zaczął przesłuchiwać świadków i szukać dowodów na rzekome przestępstwo. Uważa, że nakłaniałem swego zastępcę do stworzenia aneksu i że nie zgadzają się daty. Wtedy prowadziliśmy wiele rozmów dotyczących zakupu i zapewniam, że żadnych dat nie przekroczyliśmy. Mógłbym zacytować klasyka: dajcie człowieka, a znajdzie się na niego paragraf.

 

Wiceburmistrz Bujwicki: – Jesteśmy zaszczuci, ludzie boją się z nami rozmawiać, w urzędzie pracownicy zastanawiają się, czy też są podsłuchiwani. Ogólna psychoza.

Jego zdaniem w Polsce trwa nagonka na samorządowców. – Są podsłuchy. Służby potrzebują wyników, a samorząd to chwytliwy temat. Podsłuch mieliśmy założony przez sześć miesięcy. Poszły za tym ogromne koszty, więc trzeba było coś na nas w końcu znaleźć – kwituje Bujwicki.

 

Pierwszy wyrok z podsłuchów

Odsiadka burmistrzowi z pewnością nie grozi, biorąc pod uwagę rangę przewinienia, ale już utrata stanowiska – tak. Właśnie przegrał sprawę karna. Prokuratur zarzucił mu przekroczenie uprawnień i wpływanie na decyzję komendanta straży miejskiej. Ten sam prokurator, który prowadzi sprawę zakupu samochodu dla niepełnosprawnych. I to też był efekt podsłuchiwania rozmów burmistrza.

 

Wersja prokuratury jest taka. Agnieszka S., mieszkanka Sokółki, 20 maja 2010 roku zaparkowała nieprawidłowo samochód. Wykroczenie zauważył strażnik miejski. Włożył wezwanie za wycieraczkę auta, wzywając do stawienia się w siedzibie Straży Miejskiej do godziny 13. Agnieszka S. znalazła wezwanie i zadzwoniła do Stanisława Małachwieja z prośbą – jak twierdzi burmistrz – o zmianę terminu. Małachwiej z kolei zadzwonił do komendanta straży i poinformował, że jego koleżanka prawdopodobnie źle zaparkowała. Polecił zakończyć sprawę „ewentualnie pouczeniem”. A komendant Krzysztof J. zapewnił burmistrza, że „będzie dobrze”.

 

Następnie Małachwiej skontaktował się z Agnieszką S. i uspokoił, że rozmawiał z kim trzeba. 21 maja Agnieszka S. zgłosiła się do straży. Odbyła się rozmowa między nią a komendantem. Komendant sprawę złego parkowania zakończył pouczeniem, mandatu nie wystawił i nie sporządził z tej rozmowy żadnej dokumentacji.

 

Prokurator w akcie oskarżenia domaga się skazania burmistrza na 1 rok i sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata oraz grzywnę, a komendanta na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę.

 

Wersja burmistrza jest inna. Jego adwokat na rozprawie mówi: – Oskarżyciel publiczny uważa, że Agnieszka S. popełniła wykroczenie, za które powinna być ukarana. Ale czy ta pani rzeczywiście popełniła wykroczenie? Teraz się tego nie dowiemy, bo nie ma dokumentacji fotograficznej. Czy więc do wykroczenia w ogóle doszło? Chcę też zauważyć, że Stanisław Małachwiej zadzwonił do Krzysztofa J., ale gdzie jest dowód, że zrobił to jako burmistrz? Nie wszystko odbywa się na płaszczyźnie służbowej.

 

Stanisław Małachwiej: – W mojej rozmowie padły sformułowania: „dobrze byłoby jakoś tam”, „pouczenie ewentualnie”. Nie wydałem komendantowi polecenia.

 

Sąd jednak staje po stronie prokuratora. – Zachowanie burmistrza w tej sprawie było niedopuszczalne i sprzeczne z prawem. Stanisław Małachwiej powinien był odmówić pomocy Agnieszce S. Swym zachowaniem przekroczył uprawnienia i wykorzystał swoją pozycję, aby jej sprawa zakończyła się w określony sposób – tłumaczy sędzia Wojciech Januszkiewicz. Skazuje burmistrza na 10 tys. zł grzywny, ale komendanta straży uniewinnia.

 

Strzelanie z armaty do wróbla

Burmistrz od wyroku się odwoła. – Był taki moment, że zastanawiałem się, czy nie machnąć na wszystko ręką. Jestem rolnikiem, jak dawniej zająłbym się gospodarstwem. Moja rodzina bardzo przeżywa, że zrobiono ze mnie przestępcę – mówi Stanisław Małachwiej. – Ale doszedłem do wniosku, że skoro mam czyste sumienie, to muszę walczyć do końca, powinienem apelować. Cały czas czuję się niewinny. W obu sprawach.

 

Rozmawiamy w jego gabinecie o roli administracji publicznej, etyce zawodowej i powinnościach samorządowców. Wiceburmistrz Krzysztof Szczebiot: – Jeśli taka polityka będzie uprawiana, w pewnym momencie zorientujemy się, że państwo nie funkcjonuje, bo pracownicy administracji zamiast skupiać się na decyzjach służących rozwojowi gminy będą się zastanawiać, jak ich działanie narusza przepisy. Zabija się aktywność ludzi, bo każdy się zastanawia, skąd przyjdzie następny cios. Państwo buduje pogardę dla administracji, niszczy samorząd, kreując takie afery, jak ta nasza, w Sokółce – tłumaczy.

 

Stanisław Małachwiej: – Do opinii publicznej idzie cały czas taki przekaz: oto ci, których wybraliście, załatwiają swoje interesy i na każdym kroku łamią prawo. Nic nie boli tak, jak zniszczony autorytet. Ani nie kazałem komendantowi anulować mandatu mieszkance, jak to podawali dziennikarze, ani nie naraziłem gminy i żadnej instytucji na straty przy zakupie busa dla niepełnosprawnych dzieci. W obu sprawach nie ma poszkodowanego. Ktoś na siłę szuka mojej winy, tylko jaki to ma sens?

 

TAGI: cba, finanse samorządowe, gospodarka odpadami, niepełnosprawni, reportaż, szkoła,

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane