Obrona cywilna to pojęcie, które od wiosny 2022 roku – od momentu uchwalenia ustawy o obronie Ojczyzny – w zasadzie w polskim porządku prawnym nie istnieje. Czy to był krok w dobrym kierunku?
Obrona cywilna zakłada określoną aktywność w społeczeństwie obywatelskim, mobilizację społeczną. Jest też jednym z elementów budowania społeczeństwa obywatelskiego. Nie dziwi więc, że niechętna wszelkiej oddolnej mobilizacji i idei samorządności poprzednia władza omijała ten temat. Omijała go nawet wtedy, gdy za naszą wschodnią granicą wybuchła wojna, co jest niebywałe.
Zdecydowanie źle się stało, że w poprzednich latach obrona cywilna została wygaszona. Postawiło to nasze państwo, samorządy i w końcu mieszkańców w trudnej sytuacji, ponieważ wiele działań z obszaru bezpieczeństwa zaczynamy od zera. Wprowadzanie zmian nigdy nie jest łatwym procesem, w szczególności gdy jest wiele zaległości do nadrobienia i to w bardzo krótkim czasie.
W Sejmie procedowany jest projekt ustawy o obronie cywilnej i ochronie ludności. Czy rzeczywiście wprowadzi do polskiego systemu prawnego przepisy dające możliwość skutecznego reagowania na zagrożenia i kryzysy?
Projekt zakłada, że finansowanie ochrony ludności i obrony cywilnej będzie na poziomie co najmniej 0,3 proc. produktu krajowego brutto w każdym roku. Zmodernizujemy sprzęt do alarmowania mieszkańców o zagrożeniach, wprowadzimy skuteczne procedury działania. Mało tego – finansowanie przeznaczymy na rozwój krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego, schrony i miejsca ukrycia dla mieszkańców, ale też magazyny. To ważne, ponieważ w sytuacji zagrożenia musimy wiedzieć, gdzie ewakuować ludzi, musimy też zapewnić zasoby niezbędne do przetrwania, między innymi wodę, jedzenie, zapasowe źródła energii tak ważne dla utrzymania łączności. Kluczowe będą działania edukacyjne, informacyjne i szkoleniowe – co w moim odczuciu będzie trudniejszą częścią realizacji ustawy niż zapewnienie infrastruktury. Zwiększanie świadomości, jak postępować w sytuacji zagrożenia oraz wzmacnianie odporności społecznej jest fundamentem, który musimy zbudować. To moim zdaniem największe wyzwanie, proces, który nie potrwa miesiące, a lata. To rewolucja, która jest odpowiedzią na obecne kryzysy i zagrożenia oraz te, które nadchodzą. Znaleźliśmy się w sytuacji, w której przestały one być zagadnieniem teoretycznym. Wiemy, jakie mogą mieć konsekwencje. I pod nie tworzymy prawo oraz rozwiązania, które będą narzędziem wspierającym skuteczne działania w sytuacjach nieprzewidywalnych.
Biorąc pod uwagę toczącą się wojnę za granicą naszego kraju, czy prace nad reformą nie odbywają się o wiele lat za późno?
Co do tego nie mam żadnych wątpliwości i właśnie dlatego nadaliśmy im tak dynamiczne tempo, ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej jest priorytetem dla rządu. Mamy pełną świadomość, że nie ma już czasu na akademickie rozważania, nie możemy sobie też pozwolić na prowizorki tworzone na szybko, przegłosowywane w jedną noc. Bezpieczeństwo jest absolutnym priorytetem, potrzeba szybkich, a jednocześnie przemyślanych i skutecznych działań. Dlatego rząd, a także parlament, skierował do prac nad tą ustawą tak duże siły.
Eksperci – jak chociażby generał Waldemar Skrzypczak – negatywnie oceniają zarządzanie ostatnim kryzysem powodziowym w niektórych miastach. Czy pańskim zdaniem, gdybyśmy mieli nowe przepisy, pomogłyby one lepiej zareagować na wrześniowy kryzys?
Nowe przepisy i rozwiązania są po to, by pomóc, być skutecznym narzędziem wspierającym działania. Nie chcę gdybać i z dużym dystansem podchodzę do analiz, które de facto wykazują, że powódź to zjawisko nieokiełznane. Z pewnością zawsze można coś zrobić lepiej, ale nie zapominajmy, że całe państwo zmobilizowano do walki z żywiołem na południu Polski – przeorganizowano pracę rządu, powołano struktury do odbudowy. Wsparcie kierowane było także z innych regionów, również z Mazowsza. To się nie dzieje na pokaz, ale po to, by zminimalizować, mówiąc wprost, krzywdę ludzką i skalę strat. Po raz pierwszy rząd zdecydował się na wprowadzenie w życie przepisów ustawy o stanie klęski żywiołowej właśnie po to, żeby zmaksymalizować skuteczność interwencji.
Pamiętajmy, że ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej nie zastąpi ustawy o zarządzaniu kryzysowym, która daje bardzo dobrą podstawę do dalszych działań. Wypełniamy luki systemowe, dokładamy kolejne elementy, wprowadzamy mechanizmy polepszające współpracę. Te ramy prawne uzupełniamy doświadczeniami wojny w Ukrainie, ale też właśnie doświadczeniami związanymi z powodzią, która dotknęła południowo-zachodnie województwa. Chodzi o procedury, które rzeczywiście działają. Posiadanie planów to jedno, a ich zastosowanie to zupełnie inna sprawa.
Wiele przepisów procedowanej ustawy dotyczy samorządów. Jak ocenia pan przewidywaną rolę i zaangażowanie samorządów w ochronę ludności i obronę cywilną?
Przede wszystkim ta ustawa szanuje istotę działania samorządów. Funkcjonujemy w określonym ładzie instytucjonalnym, który się sprawdza, dlatego ustawa nie może stawiać wszystkiego na głowie. Założeniem systemu jest kaskadowość i zasada subsydiarności, z kluczową rolą samorządów gminnego i powiatowego, które są najbliżej mieszkańców, najlepiej znają specyfikę, potrzeby i zagrożenia lokalne. Ustawa oczywiście ceduje na samorządy zadania, ale i odpowiedzialność oraz finansowanie. To najważniejsze. Kładzie też nacisk na współpracę administracji rządowej z samorządową, co mnie jako wojewodę może tylko cieszyć. Zadania schodzą kaskadowo i na wszystkich poziomach się uzupełniają, dlatego tak ważne jest zaangażowanie wszystkich stron. W sytuacji kryzysowej to właśnie samorząd lokalny podejmuje pierwsze działania, ale przepływ informacji i kierowanie wsparcia są kluczowe dla zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańców. Wszyscy musimy działać według tych samych standardów. A rolą wojewody jest koordynowanie funkcjonowania systemu na poziomie województwa, ale też finansowanie i współfinansowanie działań.
W ostatnich tygodniach wielokrotnie spotykał się pan z samorządowcami. Jaki jest odbiór projektu ustawy? Na co samorządowcy zwracają szczególną uwagę?
Projekt najpierw omawialiśmy w Warszawie podczas spotkań ze starostami, a teraz rozmawiam o jego szczegółach w regionie zarówno ze starostami, jak i wójtami, burmistrzami i prezydentami. Najwięcej pytań, co nie dziwi, dotyczy finansowania i o tym dyskutujemy. Muszę podkreślić, że uwagi, sugestie czy pytania nie dotyczą projektu jako takiego. Widzę, że wszyscy zaczynają rozumieć jego wagę. Być może za sprawą wojny w Ukrainie, czy ostatniej powodzi, która pokazała, jak gwałtownie może zmienić się sytuacja i jak szybko należy przejść w tryb zarządzania kryzysowego. Mam wrażenie, że co do zasady jest pełna zgoda i zrozumienie, że przepisy są potrzebne. Pytania dotyczą konkretnych rozwiązań, chociażby działania krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego, czy tego jak proporcjonalnie powinny być zapełnione magazyny. Samorządowcy podkreślają również, że konieczna jest zmiana mentalności i priorytetów na wszystkich szczeblach. I z tym się zgadzam w stu procentach. Bezpieczeństwo nie może być dłużej spychane na dalszy plan, to ogromne zobowiązanie wobec mieszkańców, bo to bezpieczeństwo mieszkańców jest w centrum ustawy.
Pytania samorządowców dotyczą także edukacji i szkoleń, w tym rozpoznawania komunikatów alarmowych i właściwego reagowania, przeciwdziałania dezinformacji. Sporo jeszcze pracy przed nami w tym zakresie. Na samorządach spoczywać będzie duża odpowiedzialność za zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańców, dlatego pytania od nich są czymś naturalnym.
Wojewodowie i samorządowcy od lat współpracują w zakresie ochrony ludności. Jak pan ocenia tę współpracę i w jakim stopniu zmieni ją nowa ustawa?
Jako wojewoda dążę do jednego: aby odpolitycznić kwestie bezpieczeństwa ludności. Wojewoda z jednej opcji politycznej, starosta z innej – to nie może mieć znaczenia, gdy pojawia się zagrożenie. Bezpieczeństwo nie ma barw politycznych. Sam pan zauważył, że procedujemy przepisy, których wcześniej nie było, więc tę współpracę ustawa zmieni w zasadniczy sposób – da podstawę do działań i ujednolici standardy. Obecnie sytuacja wygląda różnie, część samorządów bez wyraźnego przepisu niechętnie podejmuje się działań z zakresu bezpieczeństwa, na przykład nie uczestniczą w testach łączności, które jako urząd wojewódzki realizujemy. Albo wyniki testów są dalekie od optymistycznych. Sporadycznie raportują w centralnej aplikacji, posiadają nieaktualne plany zarządzania kryzysowego. Takie są moje wnioski z analizy procesów z zakresu zarządzania kryzysowego i stopnia korzystania z udostępnianych przez urząd wojewódzki narzędzi. Okazuje się, że w wielu przypadkach bezpieczeństwo nie było priorytetem. Potwierdzają to również moje spotkania z samorządami, z których wynika, że nierzadko zarządzaniem kryzysowym zajmują się osoby z doskoku, albo zatrudnione na ułamek etatu.
Czy samorządy w ogóle są gotowe na nową ustawę?
Samorządy, ale przede wszystkim mieszkańcy czekają na zmiany i zajęcie się tematem bezpieczeństwa. Tylko razem jesteśmy w stanie stworzyć spójny i efektywny system ochrony ludności w czasie pokoju i obrony cywilnej w czasie wojny. Stąd cykl spotkań z samorządowcami w całym regionie – regionie, przypomnijmy, wielkości Danii – więc duże wyzwanie i dużo pracy przed nami. Wiemy, że samorządy są na różnym etapie gotowości do realizacji założeń ustawy, widać to chociażby po skali nieaktualnych planów zarządzania kryzysowego, czy planach operacyjnego funkcjonowania w warunkach zagrożenia. Spotkałem się również z wątpliwościami, czy w związku z pracami nad ustawą jest w ogóle konieczność aktualizowania tych planów? Dlatego od wielu miesięcy bardzo mocno podkreślam wagę planowania skutecznych mechanizmów działań lokalnych. Cieszy mnie natomiast, że pojawia się coraz więcej pytań o założenia ustawy, co pokazuje wzrastające zainteresowanie nowymi zadaniami i próbami osadzenia ich lokalnie. To dobry sygnał.
Co po wejściu w życie ustawy będzie najpilniejszym zadaniem dla samorządów?
Rzeczy podstawowe, czyli posiadanie minimum bezpieczeństwa w postaci systemów powiadamiania, sprawnej komunikacji z obywatelami. Teraz jest z tym różnie. Schronu nie buduje się w tydzień czy miesiąc, ale w tydzień można wykonać przegląd systemu powiadamiania, aby zacząć go poprawiać. Trzeba zacząć od diagnozy i analizy tego, co już mamy, czego brakuje, albo jest nieaktualne. Zweryfikujmy zasoby ludzkie, organizacyjne, sprzętowe. Warto też zrobić rozeznanie odnośnie do organizacji pozarządowych i innych podmiotów społeczeństwa obywatelskiego. Postawmy na edukację, informowanie i szkolenia, żeby zwiększać odporność społeczności lokalnych, również w kontekście działań dezinformacyjnych.