Samorządy mogą zredukować ilość sprzedawanego alkoholu

Kampanią „Ogranicz dostępność alkoholu” staramy się powiedzieć samorządom, że mają istotne kompetencje, aby zadbać o zdrowie i bezpieczeństwo Polaków. Zatem sprawdźcie, czy wywiązujecie się z obowiązku ograniczania dostępności spożycia napojów alkoholowych – mówi Katarzyna Łukowska, p.o. dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.

Dlaczego PARPA zainicjowała kampanię „Ogranicz dostępność alkoholu”?

U podstaw leży założenie, że polityka wobec alkoholu jest elementem zdrowia publicznego. Zyski płynące z handlu alkoholem (państwo zarabia na akcyzie, a samorządy – na opłatach za korzystanie z zezwoleń na sprzedaż napojów alkoholowych) nie mogą przesłaniać tego, że alkohol nie jest zwyczajnym towarem rynkowym, ale przede wszystkim substancją toksyczną i psychoaktywną. Liczne badania pokazują, że ograniczenie dostępności alkoholu – a na fizyczne ograniczenie tej dostępności wpływ mają samorządu – to jedno z najskuteczniejszych narzędzi obniżania ilości spożywanego alkoholu, a tym samym redukowania szkód, które wywołuje picie alkoholu.

Jakie cele stawiają sobie organizatorzy?

Pierwszym celem jest ograniczenie liczby punktów sprzedaży alkoholu w gminach. Drugim – zmotywowanie samorządów do podejmowania interwencji z nielegalną promocją i reklamą alkoholu. Chodzi np. o reklamę w punktach sprzedaży. To dwa z trzech czynników, które Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wskazała jako najskuteczniejsze elementy strategii antyalkoholowej. Trzecim jest podniesienie cen wyrobów alkoholowych – w tym przypadku ruch jest po stronie państwa.  

Jaki komunikat PARPA chciałaby przekazać samorządom?

Samorządy gminne są dla nas bardzo ważnym partnerem, podejmują trzy ważne uchwały: w sprawie liczby zezwoleń na sprzedaż alkoholu, w sprawie zasad usytuowania punktów sprzedaży oraz sprawie zakazu sprzedaży alkoholu w sklepach pomiędzy godz. 22 a 6. Trzecia z uchwał jest fakultatywna, gminy mają tu pole manewru – mogą na przykład zdecydować o wprowadzeniu zakazu pomiędzy godz. 1 a 6. Kampania jest adresowana szczególnie do radnych, bo to oni ostatecznie decydują o kształcie wspomnianych wyżej uchwał. Chodzi o to, żeby podejmowali decyzje z uwzględnieniem nie tylko interesów gospodarczych, ale też zdrowia. Chcielibyśmy, żeby każdy, kto w samorządzie gminnym uczestniczy w budowaniu polityki wobec alkoholu, zrozumiał, że gminy wydają zezwolenia na handel substancją, która powoduje określone szkody zdrowotne i społeczne. Staramy się powiedzieć samorządom: macie istotne kompetencje, a tu przecież o zdrowie Polaków. Zatem sprawdźcie, czy wywiązujecie się z obowiązku ograniczania spożycia napojów alkoholowych.

Z czego wynika ten obowiązek?

Ustawa o wychowaniu w trzeźwości zobowiązuje organy administracji publicznej do ograniczania dostępności napojów alkoholowych. Tymczasem Najwyższa Izba Kontroli w raporcie z marca tego roku wskazała, że gminy nie wywiązały się z obowiązku wykonania zadań na rzecz zmniejszenia dostępności alkoholu. Limity zezwoleń na sprzedaż alkoholu były ustalane na tak wysokim poziomie, że bez trudu wystarczało dla wszystkich chętnych. Podobnie było w przypadku odległości od, przykładowo, szkół – zdarzało się, że było to zaledwie 20 metrów. Trudno uznać odległość 20 metrów za chroniącą. Dzieci, które wychodząę ze szkoły, naprawdę nie muszą od razu widzieć sklepu z alkoholem czynnego 24 h.

Czy gminy chętnie zakazują nocnej sprzedaży alkoholu?

Uchwały o zakazie nocnej sprzedaży wprowadziło do tej pory około 200 gmin. Z naszych badań wynika, że niemal wszystkie zauważyły pozytywne zmiany, np. w postaci poprawy bezpieczeństwa. No bo kto idzie kupić alkohol o północy? Nie ten, kto planuje imieniny za tydzień, tylko ktoś już pijany i „niedopity”. I właśnie takie osoby najczęściej zakłócają porządek publiczny i ciszę nocną .

Każdy zakaz można obejść. Nie lepiej postawić na edukację?

W tej kwestii dobrym przykładem jest tytoń. Tu nie ograniczono się do edukacji, lecz wprowadzono zakaz palenia w miejscach publicznych. Podobnie z reklamą wyrobów tytoniowych – obowiązuje bezwzględny zakaz. W przypadku alkoholu jesteśmy dużo bardziej liberalni. Oczywiście, przedstawicielom przemysłu alkoholowego, a także niektórym politykom wydaje się, że wystarczy w tej sprawie edukować, ale dowody naukowe, na których bazuje Światowa Organizacja Zdrowia, mówią o zasadniczym znaczeniu trzech instrumentów, o których mowa była wcześniej – podniesieniu ceny, ograniczeniu liczby punktów sprzedaży i wprowadzeniu zakazu reklamy. Owszem, jest miejsce na edukację, ale to element dodatkowy. Dlatego jednym z zadań naszej kampanii jest dostarczenie gminom dowodów naukowych – w broszurach adresowanych nich znajduje się przegląd badań dotyczących skuteczności proponowanych przez WHO metod.

Jak powinna wyglądać postulowana przez WHO polityka cenowa?

Cena musi być wysoka, aby stanowiła ograniczenie dostępności, ale adekwatna, aby nie zachęcała do korzystania z szarej strefy. Nielegalny alkohol już teraz jest tańszy, a przecież nie jest powszechnie kupowany, bo ludzie najzwyczajniej się go boją. Zatem nie ma powodów, by sądzić, że przy racjonalnej (powtarzam to słowo) podwyżce ceny Polacy przeniosą się do szarej strefy. Ustawodawca nałożył opłatę od tzw. małpek, bo okazało się, że ich popularność znacznie wzrosła w ostatnich latach. A wiadomo przecież, jak pijemy „małpki” – szybko, na raz. W tzw. ustawie o opłacie cukrowej pojawiła się zatem dodatkowa opłata od alkoholu w opakowaniach do 300 ml. Zobaczymy, czy cena wzrośnie na tyle, by popyt na „małpki” spadł. Czyuli podsumowując, za pomocą instrumentów fiskalnych można i należy wpływać na wybory konsumenckie w kierunku zdrowia. 

Samorządy, państwo, z jednej strony czerpią ogromne zyski ze sprzedaży alkoholu, z drugiej dostrzegają potrzebę ograniczenia spożycia. Jak to pogodzić?

Tu trzeba położyć nacisk na racjonalność. Nikt nie oczekuje wprowadzenia prohibicji, która zresztą w USA lat 20. XX wieku okazała się nieskuteczna, bo na rynku pojawił się nielegalny alkohol. Chodzi natomiast o ograniczenie dostępu i tym samym ograniczenie spożycia, tymczasem zdarza się, że po godz. 23 łatwiej kupić piwo niż chleb. Alkohol nie jest przecież produktem pierwszej potrzeby.

Jak zatem piją Polacy?

Nasz wzór picia odpowiada schematowi krajów północnych – jeśli pijemy, to rzadziej, ale dużo, co z punktu widzenia zdrowia jest bardziej niebezpieczne. To nie jest wzorzec z basenu Morza Śródziemnego, czyli kieliszek wina do obiadu – my się upijamy.

Czy ten wzorzec zmienił się w ostatnim 30-leciu?

Nie. Ostatnie badania prowadziliśmy 4 lata temu i wynika z nich, że wzór picia się nie zmienił, co widać też po strukturze sprzedaży. Dominującymi alkoholami są piwo i wódka. Dane za 2009 rok pokazały kolejny wzrost spożycia. Na głowę mieszkańca przypada 9,78 litra czystego alkoholu.

Czy w czasie lockdownu spożycie alkoholu wzrosło?

Mamy dwie grupy, które zmieniły przyzwyczajenia. Pierwsza – kilkunastoprocentowa – to ludzie, którzy generalnie źle sobie radzą w sytuacji stresowej, a przecież pandemia jest taką sytuacją. Oni piją więcej. Z drugiej strony mamy grupę osób – również kilkanaście procent – które piją mniej. To przede wszystkim ludzie młodsi. I tu można powiedzieć, że zadziałałaą strategia zmniejszonej dostępności. Pozamykano restauracje, puby, dyskoteki. Nie ma gdzie się spotkać. Można powiedzieć, że pandemia pokazała, iż ograniczenie dostępności alkoholu poprzez zmniejszenie liczby punktów oferujących sprzedaż, to skuteczna strategia ograniczania spożycia.  

 

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane