W samorządach

Kardiolog ratuje Wałbrzych

Kiedy Roman Szełemej decydował się kandydować na prezydenta Wałbrzycha, przeciwko sobie miał całą rodzinę, za – tysiące wdzięcznych pacjentów. Wystarczyły trzy latach twardych rządów, aby Wałbrzych przestał być nazywany polskim Palermo.

Sobotni poranek, Specjalistyczny Szpital im. Sokołowskiego w Wałbrzychu.  Dr Roman Szełemej w lekarskim fartuchu wędruje od sali do sali, przegląda karty chorób, rozmawia z pacjentami. Przed nim 24-godzinny dyżur, do niedzielnego poranka. – Dzień dobry, panie prezydencie – wyrywa się któremuś z pacjentów. Ale na nikim te słowa nie robią wrażenia. To normalne, że w tygodniu doktor robi porządek w mieście, a w weekendy leczy serca, tak jak robił to przez ponad 20 lat. Przyjmuje pacjentów, ustala proces leczenia. Na jedną czwartą etatu kieruje też oddziałem kardiologii jako ordynator. Opiekuje się młodymi lekarzami. Bo jego nazwisko to dla szpitala marka. Szełemej to nie tylko dobry lekarz, ale sprawny menedżer.

 

Po co więc został prezydentem? I to nie Krakowa czy Wrocławia, gdzie funkcja niesie wielki ładunek prestiżu, pozwala uczestniczyć w licznych rautach i otwierać prestiżowe konferencje. Tylko w pogrążonym w totalnym kryzysie Wałbrzychu. Mieście zrujnowanych kamienic, poprzetykanym gęstą nicią korupcyjnych układów. Gdzie polityka kojarzyła się z kupowaniem głosów. W polskim Palermo.

 

 

– Bo kocham to miasto, bo jestem wałbrzyszaninem od urodzenia, bo chcę tu wszystko zmienić. Wie pan, mógłbym używać wielu patetycznych słów, ale odpowiem inaczej. Ja wiedziałem, że mając ogromny kapitał zaufania i rozpoznawalność z tego powodu, że jestem lekarzem, uzyskam silny mandat do rządzenia. Że będę mógł jednoosobowo podejmować decyzje. Bardzo trudne decyzje – mówi Szełemej.

 

Oczyścić miasto z układów

Cofnijmy się o ponad trzy lata. Wybory na prezydenta w 2010 roku wygrywa w atmosferze skandalu Piotr Kruczkowski z Platformy Obywatelskiej. Partia sukces zawdzięcza kupowaniu głosów. Skala korupcji jest jednak tak duża, że po protestach Kruczkowski sam odchodzi ze stanowiska. Miejskie struktury PO zostają rozwiązane, a wybory powtórzone.

 

Ale w przejściowym okresie premier Donald Tusk obowiązki komisarza powierza Romanowi Szełemejowi, wtedy pełnomocnikowi zarządu województwa dolnośląskiego, odpowiadającemu za służbę zdrowia w regionie. Ten uchodzi za świetnego organizatora. Doprowadził do połączenia i znacznej redukcji długów trzech wałbrzyskich szpitali. Powstrzymywał strajki, uruchamiał nowe programy medyczne, kierował szpitalem im. Sokołowskiego w Wałbrzychu.

 

Szełemej już jako komisarz podejmuje decyzję o starcie w powtórzonych wyborach. Obiecuje wałbrzyszanom, że oczyści miasto z układów, rozprawi się z brudem, że Wałbrzych znów będzie miastem na prawach powiatu i stanie się regionalnym centrum rozwoju. Wygrywa zdecydowanie, w pierwszej turze, z ponad 60-proc. poparciem, i to pomimo poparcia skompromitowanej PO. Frekwencja była niespotykana, do urn poszło 40 proc. uprawnionych mieszkańców.

 

Dotrzymuje słowa. Zatrudnia w urzędzie tylko jednego zastępcę, wymienia rady nadzorcze w miejskich spółkach. Te zaraz powołują nowe zarządy. Stare, obsadzone działaczami partyjnymi, funkcjonowały dotąd na zasadzie podziału wyborczych łupów.

 

Sprzątanie miasta jest wręcz dosłowne. Szełemej zleca kontrolę firm sprzątających, remont publicznych toalet. Prosi mieszkańców, aby pod numerem alarmowym 986 zgłaszali wymagające interwencji problemy z czystością. I ludzie dzwonią, zgłoszeń przychodzi po kilkadziesiąt dziennie: o śmieciach w niedozwolonym miejscu, wysypiskach gruzu, wywróconych śmietnikach czy gałęziach utrudniających ruch uliczny. A firmy sprzątające muszą raportować, co zrobiły każdego dnia. Nawet system koszenia trawy zostaje zmieniony. Do tej pory robiono to dwa razy do roku, teraz trawa ma być koszona wtedy, jak będzie wysoka, i tyle razy w roku, ile trzeba.

 

 

Strażnicy miejscy zamiast zakładać blokady na koła źle zaparkowanych aut zaczynają zajmować się porządkiem i karać osoby wywieszające ulotki i ogłoszenia w miejscach niedozwolonych, które nie sprzątają po psie czy piją alkohol w miejscu publicznym.

 

Narodziny aglomeracji

Szełemej zaprasza do współpracy organizacje pozarządowe. W krótkim czasie powstaje „Strategia Wsparcia Rozwoju Wałbrzycha”, mająca wyznaczać kierunki polityki miasta i ościennych gmin. Wtedy też rodzi się pomysł powołania Aglomeracji Wałbrzyskiej, czyli porozumienia gmin chcących wspólnie aplikować o środki unijne, przeciwwagi dla dynamicznie rozwijającego się i łapczywie sięgającego po unijną kasę Wrocławia.

 

Aglomeracja to konik Szełemeja. Jak pokazał czas, właściwy. Wicepremier Elżbieta Bieńkowska pokazuje dziś Wałbrzych jako lidera przygotowań ZIT, czyli Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych – nowej formuły współpracy samorządów starających się o fundusze z perspektywy unijnej 2014–2020. Chodzi o to, że duże miasta i otaczające je gminy mają wspólnie ustalać cele do osiągnięcia i wskazywać inwestycje do zrealizowania. Przy pomocy ZIT samorządy miast i obszarów powiązanych z nimi funkcjonalnie będą realizować wspólne przedsięwzięcia, łączące działania finansowane z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego i Europejskiego Funduszu Społecznego.

 

ZIT-y realizowane będą przede wszystkim na terenie miast wojewódzkich i ich obszarów funkcjonalnych. Ale zarządy województw będą mogły zdecydować o finansowaniu ZIT w mniejszych ośrodkach – tzw. miastach regionalnych i subregionalnych oraz obszarach powiązanych z nimi. I takim subregionalnym ZIT będzie właśnie Aglomeracja Wałbrzyska. Tworzą ją 23 samorządy, które podpisały jednobrzmiące porozumienie. Liderem oczywiście jest Wałbrzych.

 

Szełemej o projekcie Aglomeracji mógłby opowiadać godzinami. – Wymyśliliśmy ją dwa lata temu z burmistrzem Jedliny Leszkiem Orpelem, burmistrzem Boguszowa-Gorców Waldemarem Kujawą i wójtem gminy Walim Adamem Hausmanem. Ten projekt jest wyrazem aspiracji gmin. Powstał jeszcze zanim zdefiniowano pojęcie ZIT-ów, ale teraz skorzystaliśmy z okazji i złożyliśmy wniosek o uznanie nas za ZIT subregionalny. Przedstawiliśmy nawet miniprogram operacyjny dla tego obszaru – mówi prezydent Wałbrzycha.

 

Skąd dwa lata temu wiedział, że taka formuła pomoże aplikować o środki unijne? – Bardzo dokładnie czytaliśmy dokumenty w  potoku tego wszystkiego, co do mnie trafiało. Zaczęliśmy dostrzegać, że warto zawiązać porozumienie. Gdy pojawiły się założenia Krajowej Polityki Miejskiej, byliśmy w nielicznym gronie osób w Polsce, które to przeczytały i zrozumiały – mówi.

 

Strategia dla Wałbrzycha

Początki Aglomeracji nie były łatwe. Dla samorządowców z sąsiednich gmin takie podejście i chęć partnerskiej rozmowy ze strony Wałbrzycha były czymś zupełnie nowym. Jak mówili, w ciągu dwóch miesięcy Szełemej spotkał się z nimi więcej razy, niż poprzedni włodarze Wałbrzycha przez ostatnie 10 lat!

 

– Dziwili się, że ten „duży Wałbrzych” może do nich z własnej woli przyjechać i rozmawiać jak równy z równym o rozwoju całego regionu, a nie tylko miasta – wspomina dziś Roman Szełemej. – Do tej pory było to niepojęte.

 

 

Kiedy samorządowcy z regionu zrozumieli ideę współdziałania dla rozwoju całego regionu, sprawy potoczyły się szybko. 30 września 2011 r. w wałbrzyskiej Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej im. Angelusa Silesiusa odbyło się I Forum Aglomeracji Wałbrzyskiej.

 

Poprzedziło je opracowanie „Strategii Wsparcia Rozwoju Wałbrzycha”. – Nie powstała na zamówienie. Jej autorzy nie są związani z Urzędem Miejskim w Wałbrzychu. Na co dzień działają w Towarzystwie Urbanistów Polskich, Mieście dla Ludzi, Towarzystwie Upiększania Miasta Wrocławia i w Dolnośląskim Ośrodku Studiów Strategicznych – podkreślał Szełemej. – Eksperci napisali strategię spontanicznie, kierując się chęcią przedstawienia obiektywnych diagnoz i optymalnych kierunków rozwoju.

 

Podpisano także „Deklarację Wałbrzyską”. W dokumencie czytamy, że gminy zintensyfikują działania na rzecz rozwoju tego obszaru, przyjmą wspólną strategię, która ma skutkować lepszymi miejscami pracy i większą jakością życia mieszkańców, opracują specjalny Program Operacyjny Aglomeracji Wałbrzyskiej na lata 2014–2020. Gminy zobowiązały się także do współpracy z województwem dolnośląskim i Ministerstwem Rozwoju Regionalnego, aby móc sprawniej sięgać po środki unijne w nowej perspektywie finansowej.

 

Dziś Aglomeracja Wałbrzyska to wzorcowy subregionalny ZIT, przygotowany do nowego unijnego rozdania. Roman Szełemej negocjuje właśnie z marszałkiem dolnośląskim zakres delegacji uprawnień przy pisaniu, rozstrzyganiu, monitorowaniu i rozliczaniu wniosków o dotacje unijne. Zdaje sobie sprawę, że to pewnego rodzaju wotum nieufności wobec dotychczasowych działań, ale też wyraz determinacji, by przyspieszyć rozwój regionu.

 

– W zależności od tego, jakie uprawnienia dostaniemy, albo zorganizujemy mały kilkuosobowy sekretariat, który zajmie się pisaniem projektów i wniosków, albo nawet kilkunastoosobowy zespół – tłumaczy. Już teraz przygotowywane są pierwsze projekty. Z funduszy norweskich sfinansowane będą telebimy przy drogach aglomeracji z informacjami dla turystów. Sam Wałbrzych zamierza sięgnąć po fundusze na rewitalizację miasta. Zresztą w Strategii Aglomeracji Wałbrzyskiej opisane jest dokładnie, które gminy, w których osiach priorytetowych chcą uczestniczyć.

 

Prezydent z planem B

Roman Szełemej ma kalendarz rozpisany niemal co do minuty. Niełatwo umówić się z nim na dłuższą rozmowę, zresztą w jej trakcie i tak przychodzą urzędnicy na szybkie konsultacje czy z dokumentami do podpisu. Prezydent jest konkretny, potrafi rzucić mocnym słowem. Ale też sprawiedliwy. Jak ochrzani, to zasłużenie. Trudno mu usiedzieć dłużej w jednym miejscu. Wstaje i przechadza się po gabinecie, nie przerywając rozmowy.

 

– Wie pan, co odróżnia mnie od polityków? Że mam kapitał w postaci wdzięczności pacjentów, renomę i poszanowanie w środowisku medycznym. Że mam plan B. Jestem lekarzem, z zawodem nie zerwałem i do niego powrócę – mówi. – Dyżury w szpitalu pełnię teraz po godzinach, w weekendy, żeby nikt nie mi nie zarzucił, że nie dopełniam obowiązków prezydenta. Mimo to są ludzie, którym taki układ nie pasuje.

 

Kim oni są? – Biurokraci, przyzwyczajeni pracować od 8 do 16, którzy z pracy w ratuszu uczynili sobie sposób na życie. A to nie jest mój sposób na życie, żeby była jasność. Ja wielu osobom nie pasuję, bo pokazałem, że facet w ciągu jednego dnia, mając jednego zastępcę z bardzo wąskim zakresem upoważnień, może zrobić więcej, niż inni mając dwóch zastępców i polityczny gabinet doradców – pada odpowiedź.

 

Wojna o szkoły

Potknął się tylko raz. Gdy przyszło do likwidacji szkół. Przyczyny decyzji były oczywiste: spadająca liczba dzieci, pustoszejące klasy, coraz większe koszty utrzymania placówek i wynagrodzeń nauczycieli, fatalne perspektywy demograficzne. Szełemej zorganizował serię spotkań z pedagogami. Burzliwe dyskusje nie doprowadziły jednak do kompromisu.

 

W styczniu 2012 r., kiedy odbywała się sesja poświęcona zamykaniu szkół, sala obrad była wypełniona po brzegi. Przyszli przedstawiciele związków zawodowych, nauczyciele, dyrektorzy oraz rodzice uczniów. Radni prześcigali się w składaniu wniosków formalnych o odstąpienie od likwidacji kolejnych placówek. Ładunek emocji był tak wielki, że przewodnicząca rady z trudem panowała nad sytuacją. Wobec niektórych gości musiała nawet zastosować groźbę usunięcia z sali. Na korytarzu przez większość dnia stacjonowała czteroosobowa załoga straży miejskiej.

 

Ostatecznie z listy sześciu szkół przeznaczonych do likwidacji wypadły dwie. Pod nóż poszły cztery placówki. Ale to nie do końca uspokoiło nastroje. W mieście zawiązał się komitet referendalny i pod szyldem stowarzyszenia Wałbrzyszanie w Obronie Szkół zebrał podpisy pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie odwołania…. no właśnie, nie prezydenta, ale rady. Obawiano się, że doktor ma w mieście zbyt mocną pozycję, by go zrzucić ze stanowiska.

 

Ostatecznie w referendum wzięło udział niecałe 7 tys. mieszkańców Wałbrzycha. Aby było ważne, do urn musiałoby pójść ponad trzy razy więcej. Szełemej: – To była kompromitacja organizatorów, nad którą najlepiej spuścić zasłonę milczenia.

 

Według niego referendum było obliczone na wywołanie politycznej awantury. Podziękował wałbrzyszanom, że nie dali się zwieść. Pytany o przyczyny determinacji w likwidacji szkół odpowiada szybko: – 99 proc. polityków mając tak silny społeczny opór by się wycofało. Ale ja nie jestem politykiem. Moja decyzja była dobra dla miasta, miała merytoryczne uzasadnienie. Gdy pytałem, skąd wziąć pieniądze na ratowanie szkół, nikt nie potrafił dać odpowiedzi. Wie pan, chętnych do podejmowania przyjemnych decyzji, komfortowych dla ludzi, są tabuny. Ale Wałbrzych to miasto, w którym trzeba być twardym. Pewnie dlatego wciąż nie objawił się nikt, kto chciałby mnie na tym stanowisku zastąpić.

 

Elektryczne rowery na ulicach?

Za niecały rok wybory, ale Szełemej nie wie jeszcze, czy wystartuje. – Mówię to bardzo poważnie, bez kokieterii. Zakładam, że mogę nie kandydować. Ja też się wypalam. Cztery lata pracy z takim zaangażowaniem emocjonalnym, to jak osiem lat normalnego życia – odpowiada.

 

 

Ale jeśli przyjmiemy na potrzeby tego tekstu, że wystartuje i wygra, jak będzie Wałbrzych za pięć lat? – Jeśli w międzyczasie nie pojawią się negatywne niespodzianki, to Wałbrzych będzie miastem z najlepszymi drogami w Polsce, ze świetnie wyglądającymi domami, z dobrymi szkołami. Będzie regionalnym motorem wzrostu. Myśli pan że to demagogia? Odkąd odzyskaliśmy grodzkość, mamy i będziemy mieli naprawdę sporo pieniędzy, które można mądrze wydać – mówi.

 

Trwają właśnie konsultacje społeczne programu „Zielony Wałbrzych 2020”, autorskiego pomysłu prezydenta. Według tego dokumentu Wałbrzych za siedem lat ma być miastem przyjaznym dla mieszkańców, modelowym przykładem przekształcenia środowiska poprzemysłowego we wzorcowe miasto XXI wieku. Urzędnicy przyjrzą się problemowi palenia węglem i wdrożą plan wymiany pieców na kotły gazowe. Samorządowcy snują nawet marzenia o doprowadzeniu do energetycznej samowystarczalności miasta w oparciu o źródła energii odnawialnej, m.in. energię słoneczną i biopaliwa. Wałbrzych ma realizować ustawę śmieciową bardziej, niż wymaga tego sama ustawa. W 2020 roku wszyscy mieszkańcy będą segregować odpady, a składowiska odpadów będą przerobione na tereny zielone. Już w tym roku utworzono stanowisko miejskiego ogrodnika. Ma przygotować strategię gospodarowania zielenią miasta i potem nadzorować jej wykonanie.

Realizacja programu ma zacząć się już w przyszłym roku. W budżecie na 2014 rok ujęte zostaną dopłaty do przyłączy kanalizacyjnych, budowy przydomowych oczyszczalni ścieków i prawdopodobnie do zmiany pieców węglowych na gazowe.

Miasto chce budować 5–10 km dróg rowerowych rocznie. Największą inwestycją będzie obwodnica rowerowa Wałbrzycha. W przyszłości ma nawet powstać sieć wypożyczalni rowerów elektrycznych, którymi łatwo jeździ się po terenach górskich. Takimi pojazdami powinni przemieszczać się też urzędnicy – na początek strażnicy miejscy. Całe śródmieście Wałbrzycha ma być wolne od samochodów spalinowych, dając priorytet dla ruchu pieszego, rowerów i pojazdów przyjaznych środowisku.

 

– Czasem nie ma dnia, żebym nie słyszał od żony, od kolegów lekarzy: zostaw to wszystko, wróć do szpitala. W końcu to zrobię, ale chcę, żeby miasto wskoczyło na takie tory, żeby już nikomu nie udało się tu nic zepsuć – mówi Szełemej.

 

Fontanna na pl. Magistrackim

TAGI: dobre praktyki, finanse samorządowe, fundusze unijne, oświata, polityka spoleczna, referendum, reportaż, wybory,

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane