Do poloneza trzeba dwojga

Depopulacja w polskich gminach jest efektem migracji, ale wynika też z niskiego wskaźnika urodzeń. Samorząd może przyczynić się do usunięcia części przeszkód niesprzyjających rozwojowi demograficznemu.

Demografia jest przyszłością – przekonuje Mateusz Łakomy, autor książki pod tym właśnie tytułem. Obszerne opracowanie ma spełniać dwa cele. Pierwszym jest przedstawienie czynników, które wpływają na dzietność oraz tych, które powodują, że współczynnik tej dzietności w Polsce jest tak niski. Drugi cel jest praktyczny – wskazanie możliwych zmian, które przyczyniłyby się do wzrostu dzietności. Autor zidentyfikował dziesięć głównych obszarów, w których znajdują się bariery dla rozwoju demograficznego Polski.

Mateusz Łakomy był gościem XXII edycji Samorządowego Forum Kapitału i Finansów w Katowicach. O swoich obserwacjach – zawartych w książce – opowiedział podczas naszej debaty „Jak zatrzymać depopulację miast?”.

– Depopulacja to przede wszystkim kwestia niskiego wskaźnika urodzeń – dotyczy to właściwie wszystkich gmin w Polsce i całej Polski jako takiej. Co do zasady nie ma w kraju gmin, które mają wysoką dzietność. Pojedyncze wyjątki można znaleźć na Kaszubach – mówił publicysta, zauważając, że gminy mają możliwości w walce z takim rodzajem depopulacji. – Przytoczę artykuł 7. ustawy o samorządzie gminnym, mówiący o zadaniach własnych gminy. Punkt 6a mówi, że do tych zadań należy wspieranie rodziny i systemu pieczy zastępczej. Punkt 16, że do zadań własnych gmin należą kwestie polityki prorodzinnej, w tym zapewnienia kobietom w ciąży opieki socjalnej, medycznej i prawnej. Możemy dorzucić też punkt 6 – wspieranie pomocy społecznej, w tym ośrodków i zakładów opiekuńczych. Widać tu, że rodzina i dzieci są dostrzegane w momencie, kiedy pojawia się jakiś problem – padają terminy „piecza zastępcza” czy „opieka społeczna”. Ale oprócz tego możliwe są działania pozytywne, które sprzyjają dzietności, i one także mieszczą się w zadaniach własnych JST – to choćby działania w zakresie ładu przestrzennego i gospodarki nieruchomościami, lokalny transport zbiorowy, ochrona zdrowia, gminne budownictwo mieszkaniowe, edukacja publiczna, kultura czy współpraca i działalność na rzecz organizacji pozarządowych oraz organizacji pożytku publicznego – wyliczał Mateusz Łakomy.

Rodzice

– Często zapominamy, że pojawieniu się dzieci sprzyja trwały związek – przypomniał autor książki. – Z danych GUS opublikowanych w roku 2019 wynika, że 40 proc. Polaków w wieku 20–39 lat nie jest w żadnym związku opartym o wspólne zamieszkanie – ani w małżeństwie, ani w związku nieformalnym. Jeśli przełożymy to na liczby bezwzględne, mamy ponad 4 miliony osób. To ważne, ponieważ w tym przedziale wiekowym rodziców przychodzi w Polsce na świat blisko 95 proc. dzieci. Zatem niemal wszystkie urodzenia, które mamy w Polsce w ostatnich latach, pochodzą jedynie od 60 proc. „uprawnionych” – dodał.

Badania wskazują, że zasady wiązania się dwojga ludzi są uniwersalne we wszystkich kulturach. Związki tworzą się zazwyczaj pomiędzy osobami podobnymi – najważniejsze jest tu podobieństwo pod względem tzw. statusu społeczno-ekonomicznego.
– A więc tego, czy jesteśmy, jak kiedyś byśmy powiedzieli, w podobnej klasie społecznej – uzupełnił Mateusz Łakomy. I dodał: – Jak wskazują demografowie, najważniejszym czynnikiem, który określa naszą pozycję społeczną, jest wykształcenie. Drugim czynnikiem są zaś dochody. Z badań wynika, że korzystna jest zwłaszcza sytuacja, kiedy mężczyzna ma nieco wyższy status społeczno-ekonomiczny niż kobieta – trochę lepiej zarabia, ma troszeczkę lepszą pracę czy „lepszą nazwę stanowiska”. Wtedy taki mężczyzna jest bardziej atrakcyjny.

Edukacja

Żeby status społeczno-ekonomiczny był „odpowiedni”, potrzebne jest – jak wspomnieliśmy – wykształcenie. Tymczasem na każdym etapie edukacji – od pierwszych badań PIRLS (międzynarodowe badania edukacyjne prowadzone przez International Association for the Evaluation of Educational Achievement), którym podlegają dzieci od czwartej klasy szkoły podstawowej – chłopcy mają wyraźnie gorsze wyniki w czytaniu niż dziewczynki.
– Dlaczego kompetencje z języka narodowego są tak istotne? Ponieważ one określają nasze zdolności i możliwości do dalszej nauki, gdyż z biegiem lat mamy przed sobą coraz trudniejsze teksty i coraz trudniejsze koncepcje. To może powodować zniechęcenie chłopców do dalszej nauki – argumentował Mateusz Łakomy. – Z badań Ośrodka Rozwoju Edukacji wiemy, że dla chłopców głównym kryterium wyboru szkoły branżowej jest odległość od miejsca zamieszkania. To dla nich ważniejsze niż aspiracje czy pomysły na przyszły zawód. I to jest kolejny element ograniczający możliwości dalszego rozwoju. Efekt? W Polsce około połowa kobiet i tylko 30 proc. mężczyzn w wieku 25–34 lat ma skończone studia. Dwadzieścia punktów procentowych to bardzo duża różnica. Zdarzają się małżeństwa, gdzie mężczyzna ma wykształcenie niższe niż kobieta, jednak wówczas ten mężczyzna, co do zasady, powinien więcej zarabiać – zauważył badacz.

Praca i mieszkanie

Kolejna bariera demograficzna to brak stabilności zatrudnienia – zwłaszcza przy pierwszym dziecku. Pierwsze dziecko to bowiem skok w nieznane, co oznacza, że poczucie bezpieczeństwa rodziców staje się kluczowe. Zatem, jeżeli związek, to – co do zasady – małżeństwo. Jeżeli mieszkanie, to na własność. Jeżeli praca, to na umowę na czas nieokreślony. W Polsce około połowa młodych dorosłych do 25. roku życia pracuje na umowy czasowe. Pomiędzy 25. a 29. rokiem życia – jedna trzecia.

– To znacznie więcej niż w krajach naszego regionu Europy. I tu samorządy mogą – choćby poprzez działalność inspekcji pracy czy działania komunikacyjne – oddziaływać na to, w jakich formach prawnych zatrudniają lokalni pracodawcy. Przede wszystkim zaś mogą wpływać na to, w jakich formułach zatrudniają jednostki im podległe. Czasami okazuje się, że instytucje publiczne także mają wiele do poprawienia – nie krył publicysta, dodając, że niepewny status zawodowy podmywa poczucie bezpieczeństwa i powoduje odkładanie urodzeń do momentu podpisania umowy na czas nieokreślony i, co za tym idzie, uzyskania pewności, że nie tylko dostaniemy zasiłek macierzyński, który wiąże się z ubezpieczeniem, ale także zapewnimy sobie pola manewru w kwestii powrotu do pracy po urodzeniu dziecka.

Nie mniej istotna od spraw zawodowych jest kwestia mieszkaniowa. Własne „M” zwiększa szanse na powiększenie rodziny.
– Wiemy, że nie wszyscy są w stanie uzyskać kredyt hipoteczny. Istotna staje się więc kwestia budownictwa społecznego: SIM-ów czy TBS-ów. Tak, żeby młodym osobom o mniejszych dochodach zapewnić poczucie stabilnego, bezpiecznego mieszkania – jeszcze zanim para zdecyduje się na dzieci – podkreślił Mateusz Łakomy.

Pieniądze
Kwestie finansowe stają się szczególnie istotne w pierwszych trzech latach po narodzinach dziecka. Wiadomo, że wysokopłatne urlopy po urodzeniu sprzyjają dzietności. W Polsce około 75 proc. matek chciałaby się opiekować dziećmi dłużej niż rok, a 45 proc. – dłużej niż dwa lata. Obecnie zasiłek macierzyński zapewnia wsparcie tylko na rok. Mamy program 800+ (choć są to umiarkowane pieniądze) i program Aktywny Rodzic, który różnicuje wsparcie w zależności od sytuacji, czy jedno z rodziców decyduje się na osobistą opiekę (wówczas kwota wsparcia to 500 zł), czy też wysyła się dziecko do żłobka lub oboje rodzice pracują w odpowiednim wymiarze (wsparcie 1500 zł). – Wiadomo jednak, że więcej czasu [do dyspozycji młodej matki] oraz mniejsze napięcia związane z pracą i rodziną sprzyjają kolejnym dzieciom. Nie sprzyja im zaś praca na cały etat, a zwłaszcza ponadnormatywnie – zauważa autor „Demografii...”. – Tu też możemy sobie zadać pytanie, co mogą zrobić samorządy. Mogą, choćby częściowo, wyrównać lukę w programie Aktywny Rodzic – dla tych osób, które nie są uprawnione do zasiłku w wysokości 1500 złotych.

Rodzina pochodzenia

Doświadczenie w rodzinach pochodzenia to kwestia, o której mało mówi się przy okazji dyskusji nad demografią. Okazuje się jednak, że jeżeli młody dorosły wychowywał się w środowisku z trudnościami – ciągnęły się konflikty, rodzina się rozpadła, był wychowany przez samotnego rodzica – to ma mniejszą zdolność do wejścia i utrzymania związku.
– Te osoby, co do zasady, mają także mniej dzieci. Zatem samorząd, w ramach szeroko rozumianej opieki społecznej, może podejmować działania profilaktyczne tak, aby powstrzymywać rozpad rodzin w kryzysie. Tutaj przypomnę pkt 19 art. 7 ustawy, gdzie mowa o organizacjach pozarządowych, które mają też, po części, misję wspierania rodziny – one także mogą tutaj być częścią systemu działającego na poziomie samorządowym – proponował autor opracowania.

Technologia

Tematem, który dopiero od niedawna pojawia się w dyskusji demograficznej, są wpływy świata cyfrowego – wszechobecności smartfonów i stałego uczestnictwa w mediach społecznościowych.

– Wiadomo, że wychowywanie się ze smartfonem w ręku źle wpływa na wyniki edukacyjne i na relacje społeczne. To też ma też swoje konsekwencje w omawianej tu kwestii, ponieważ wejście w związek i utrzymanie jego trwałości wynika z umiejętności funkcjonowania w relacji, która zwykle nie jest cukierkowa jak mogą ją przedstawiać media społecznościowe – przypomniał Mateusz Łakomy, dodając, że nie mamy rozwiązań centralnych, jeśli chodzi o obecność smartfonów w szkołach. Szkoły same o tym decydują, ale wiemy, że nie bez trudności, bo zawsze znajdzie się grupa wymownych rodziców, która stwierdzi, że mama czy tata musi dzwonić do dziecka w szkole.

O nieoczywistym, być może, wpływie nowych technologii na demografię autor pisze w podrozdziale pt. „Media: telewizja, media społecznościowe, pornografia, gry komputerowe, smartfon. Rzeczywistość alternatywna?”

Rok 2040

„W roku 2024 w zasadzie znamy liczbę osób pełnoletnich w wieku rozrodczym na rok 2040, ponieważ wszystkie te osoby już się urodziły. Nie wiemy natomiast, ile te osoby urodzą dzieci, ponieważ okoliczności wpływające na ich dzietność mogą być zasadniczo odmienne od tych, które występowały w momencie narodzin ich rodziców” – pisze w swojej książce Mateusz Łakomy. Na te okoliczności wpłynie bardzo wiele czynników, w tym polityka samorządów. Pytanie, czy jej wpływ będzie wsparciem dla rozwoju demograficznego Polski i, co za tym idzie, czy i na ile przyczyni się do ograniczenia depopulacyjnego trendu?


Przejście demograficzne

Pod koniec XIX wieku Europa znalazła się u progu największej transformacji ludnościowej w historii świata, tzw. przejścia demograficznego. Tym mianem określa się proces zmian w strukturze społeczeństw, który zazwyczaj obejmuje przejście od wysokiej płodności i wysokiej umieralności do niskiej płodności i niskiej umieralności.

We wcześniejszych epokach rodzice mieli zazwyczaj dużą liczbę dzieci (zarówno wskaźniki urodzeń, jak i zgonów były wysokie). Z czasem jednak – w efekcie postępu medycyny, poprawy warunków życia i higieny – coraz więcej dzieci przeżywało. Doprowadziło to do wzrostu liczby ludności, jednak niebawem – wraz z rozwojem gospodarczym, społecznym i przechodzenia w kierunku rozwiniętej ekonomii – coraz większe znaczenie zyskiwało dobre przygotowanie i planowanie potomstwa. Ostatecznie społeczeństwa osiągnęły stan, w którym zarówno płodność, jak i umieralność są niskie, co – w teorii – prowadzi do stabilizacji liczby ludności.


Po wyżu niż

Urodzenia w Polsce od czasów powojennych charakteryzują się cyklicznością, obejmując pięć głównych okresów:

  1. 1945–1959 – po II wojnie światowej wystąpił wyż urodzeniowy, z rekordowym rokiem 1955, kiedy odnotowano niemal 800 tys. urodzeń. Wzrost ten był swoistym wynikiem kompensacji za straty wojenne oraz efektem wypływającym z poczucia bezpieczeństwa odzyskanego w powojennej Polsce;
  2. lata 60. – w początku tej dekady rozpoczął się głęboki niż urodzeń, osiągając najniższy poziom w 1967 roku (522 tys.). Przyczyny to m.in. trudne warunki bytowe i zalegalizowanie przerywania ciąży ze względu na trudną sytuację matki (w 1956 roku);
  3. 1976–1985 – w 1976 roku liczba urodzeń przekroczyła 650 tys., co oznaczało kolejny wyż, spowodowany wzrostem liczby matek (efekt pierwszego wyżu powojennego);
  4. 1986–2003 – rok 1986 rozpoczyna długotrwały spadku urodzeń, który osiągnął minimum w 2003 roku (350 tys. urodzeń). Przyczyny to m.in. zmiany demograficzne i transformacja gospodarcza lat 90;
  5. XXI wiek – od początku XXI wieku obserwujemy stagnację z dwoma miniwyżami, a liczba urodzeń oscyluje między 350 a 400 tys., co nie przypomina wcześniejszych trendów.

Źródło: Mateusz Łakomy „Demografia jest przyszłością. Czy Polska ma szansę odwrócić negatywne trendy?”


Tekst ukazał się w 25-26/2024 numerze  „Wspólnoty"

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane