Tak, samorząd ma już 35 lat. W politycznej i ludzkiej skali trzydziestopięciolatek może startować na urząd prezydenta będący niejako symbolem dojrzałości i odpowiedzialności nie tylko za siebie i za najbliższych, ale za całą wspólnotę narodową. Polecam więc uważną lekturę tych materiałów, warto bowiem wsłuchać się, co mówi w wywiadzie profesor Paweł Swianiewicz, dyrektor Narodowego Instytutu Samorządu Terytorialnego (https://wspolnota.org.pl/news/nie-tylko-finanse-samorzady-potrzebuja-madrej-debaty-i-wsparcia), co pisze pani profesor Marta Lackowska w tekście „Co z tym samorządem” (https://wspolnota.org.pl/news/35-lat-samorzadu-terytorialnego-co-z-tym-samorzadem). Polecam też tekst Urszuli Adamczyk „Szybkie uchwały kontra wolne sądy” (https://wspolnota.org.pl/news/szybkie-uchwaly-kontra-wolne-sady-podwazyc-fundamenty-lokalnej-demokracji-jest-bardzo-latwo). Opisana w nim historia sporu prawnego pomiędzy byłymi już przewodniczącym rady miasta Szczawno-Zdrój a grupą radnych, burmistrzem i jego urzędnikami pokazuje, jak łatwo i bezkarnie można złamać reguły demokracji i jak bardzo bezradne są wobec takiej sytuacji struktury państwa odpowiedzialne za przestrzeganie porządku prawnego.
Przypadek Szczawna-Zdroju to także obraz degradacji rad w ustroju samorządu gminnego. W pierwszych latach odrodzonego samorządu rady miały ogromną władzę. Mogły z sesji na sesję z dowolnego powodu odwołać organ wykonawczy, jakim wówczas był zarząd gminy, co czasem skutkowało brakiem ciągłości w zarządzaniu. Na szczęście nie stało się to powszechną praktyką, bo poziom odpowiedzialności radnych był i na ogół nadal jest wysoki, ale w kilkudziesięciu miastach i gminach narobiło to sporo szkód. Wprowadzenie bezpośrednich wyborów wójta, burmistrza i prezydenta przechyliło wahadło w drugą stronę. Dzisiaj rady miast i gmin często traktowane są jako uciążliwy dodatek do urzędu, a wielu prezydentów rzadko pojawia się na sesjach wysyłając tam swoich zastępców lub nawet urzędników niższego szczebla. Jeśli dodamy do tego zmiany ustawowe usztywniające procesy decyzyjne oraz nacisk na partycypację mieszkańców w zarządzaniu wspólnotą samorządową, to rola rad nawet jako gospodarza dokumentów strategicznych znacząco osłabła.
Dzisiaj w oczach mieszkańców samorząd to najczęściej tylko wójt, burmistrz, prezydent i urząd. O radnych nie powstają już takie piosenki, jak ta z latach dziewięćdziesiątych, w której Kazik śpiewał o warszawskich radnych jako o największej bandyterce zerkającej na publiczne pieniądze. Dzisiaj pisze się o chciwości prezydentów obejmujących na zasadzie „ty mnie, a ja tobie” stanowiska w radach nadzorczych spółek komunalnych i wyłudzających za publiczne pieniądze szemrane dyplomy MBA, by w tych spółkach móc zarabiać.
Wydaje mi się, że wspomnienie pierwszych wyborów do rad gmin i miast oraz święto samorządu oprócz zasłużonego świętowania powinny się stać okazją do namysłu nad blaskami i cieniami obecnego ustroju samorządu gminnego. Powiatom i województwom wieloosobowy organ wykonawczy nie szkodzi, a i awantur politycznych i skandali korupcyjnych jest tam zdecydowanie mniej.
*redaktor naczelny „Wspólnoty”